Odrzucony przez Arsenal. Wychowany w Crystal Palace. Przeobrażony w nietuzinkowego obrońcę w Southampton. Jaki kolejny krok czeka Nathaniela Clyne’a na Anfield?
Historia obecnego obrońcy Liverpoolu nie odbiega od wielu innych. Młody Nathaniel od najmłodszych lat zbierał się z kilkoma kolegami na osiedlu Stockwell, by zabijać wolny czas, poprzez kopanie futbolówki. To tam został zauważony przez założyciela Akademii Afewee, Steadmana Scotta. Steadman zabrał go z jednego blokowiska, w którym to roiło się od tak zwanych „bad boyów” z pistoletami w ręku. Nowy nauczyciel wepchnął wówczas Nathanielowi myśl do głowy, że posiada umiejętności, które znacznie przewyższają dokonania innych chłopców. Dlatego Clyne natychmiast został rzucony na głęboką wodę i wysłany do szkółki Arsenalu. Pomimo udanego pobytu w stolicy Anglii, nie znalazł uznania głównie przez mizerne warunki fizyczne i musiał wrócić do macierzystej Akademii. Również w Tottenhamie szkoleniowcy byli podobnego zdania, ale to nie zniechęcało ani jego trenera, ani samego zawodnika. Miejsce na grę znaleźli szybciej niż mogli się tego spodziewać.
Crystal Palace być może nie było wymarzoną drużyną dla Clyne’a, ale sam fakt, że siedziba klubu znajduję się w Londynie był najważniejszy. Nowy zespół spowodował stabilizację względem jego pozycji na boisku. Anglik rozpoczynał kopanie futbolówki jako napastnik, podczas wspomnianego pobytu w Arsenalu był skrzydłowym, a w „The Eagles” ostatecznie w wieku 13 lat zrobiono z niego prawego obrońcę. Cztery lata później, po przejściu kilku szczebli w młodzieżowych drużynach, zadebiutował w spotkaniu Championship z Barnsley. Clyne swoim występem zrobił takie wrażenie, że dwa dni później, Crystal Palace pod kierownictwem Neila Warnocka, podpisało z nim nowy, trzyletni kontrakt. Obrońca szybko zadomowił się w podstawowym składzie, występując w 29 spotkaniach podczas swojego pierwszego sezonu, otrzymując dodatkowo nagrodę dla najlepszego młodego zawodnika klubu. Jego kariera zaczynała powoli nabierać rozpędu.
Kolejny rok potwierdził, że obrońca nie schodzi z pewnego poziomu. Znowu był jednym z podstawowych graczy Warnocka, co zaowocowało „obroną” nagrody dla najlepszego młodego piłkarza. Dobre występy dla klubowego zespołu nie uszły uwadze selekcjonerowi reprezentacji Anglii, który powołał go na Mistrzostwa Europy do lat 19 w 2010 roku. Na boiskach we Francji oprócz dobrych wyników swojej reprezentacji (Anglicy odpadli w półfinale), otrzymał on wyróżnienie w postaci nominacji do jedenastki turnieju obok takich graczy jak Alexandre Lacazette, Antoine Griezmann czy Daniel Pacheco.
Po powrocie do klubu, jego pozycja w drużynie stale rosła. W sezonie 2010/2011 rozegrał wszystkie spotkania dla swojego zespołu od 1. do 90. minuty, co zaowocowało kolejną nagrodą, tym razem dla najlepszego gracza klubu z Selhurst Park. Po jeszcze roku spędzonym w stolicy Anglii, przyszedł czas na nowe wyzwania. Na stole momentalnie pojawiła się oferta od Southampton, które dwa miesiące wcześniej zapewniło sobie awans do Premier League. 3 miliony euro odstępnego i możliwość gry w najwyższej klasie rozgrywkowej spowodowały, że Clyne musiał odejść z klubu.
U „Świętych” zadebiutował w meczu z Manchesterem City. Od początku zbierał dobre recenzje, dzięki którym natychmiast wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce. Kłopoty zaczęły się rok później za sprawą wprowadzenie do zespołu Caluma Chambersa, młodego wychowanka Southampton. Clyne musiał walczyć z nim o prawą stronę boiska, a kiedy doznał kontuzji i opuścił kilka spotkań, nie miał możliwości powrotu do gry w każdym spotkaniu. Na początku dostawał od Pochettino mało szans, ale pod koniec sezonu, kiedy to zarząd „Świętych” wiedział już o przenosinach Caluma do Arsenalu, Nathaniel ponownie stał się kluczowym zawodnikiem.
Ostatecznie trzeci sezon w Southampton okazał się jego ostatnim. Liverpool wyłożył na stół ponad 15 milionów euro i sprowadził Anglika do siebie. Obrońca dołączył do byłych „Świętych” – Lovrena i Lallany urzędujących już w Liverpoolu. Jeśli liczyć wszystkie transfery na linii obu klubów – defensor był ósmym graczem przenoszącym się z St Mary’s na Anfield. Jednym z mediatorów transferu okazał się Jamie Carragher, który namawiał rodaka do przenosin na Merseyside.
Prywatnie nowy nabytek Liverpoolu jest ułożonym człowiekiem. Nadal pamięta, w jakim miejscu się wychował, co często powtarza w udzielanych wywiadach. Jest również wielbicielem tatuaży. Na lewym ramieniu wytatuował sobie własną podobiznę trzyletniego chłopca, stojącego na stacji metra, który trzyma w rękach futbolówkę. „Piłkarz od urodzenia” – tak miał brzmieć główny motyw tatuażu, zdobiący jego ramię. Inne części ciała ma również zajęte w oryginalny sposób. Wizerunki London Eye, Big Bena a także – co ciekawe – budki telefonicznej muszą wzbudzać zaciekawienie.
Anglik to obecnie synonim nowoczesnego bocznego obrońcy. Szybki, zwinny, z dobrym przechwytem i solidną grą „jeden na jeden”. Pomimo łatki o jego ofensywnym sposobie bycia, zaliczył w karierze ledwie 15 asyst dla wszystkich klubowych zespołów w blisko 250 występach. Negatywem może być również jego wzrost, ale inne walory fizyczne i motoryczne skutecznie zamazują tę wadę.
Dla nowego defensora Liverpoolu rozpoczęty sezon będzie pierwszym pod tak dużym ciśnieniem. Wymagania w Liverpoolu są znacznie wyższe, aniżeli w „Świętych”, co momentalnie prowokuje zwiększającą się presję. Mimo to Anglik już niejednokrotnie pokazał, że potrafi sobie z nią radzić, a nadchodzący rok – przy zbliżających się Mistrzostwach Europy we Francji – może to tylko potwierdzić.