Pique chciał zaorać Real. Zrobił to jednak dość nieudolnie

Jak w najprostszy sposób zaorać własną drużynę? Skrytykować jakość zespołu, z którym właśnie przegrałeś. Na taki krok zdecydował się Gerard Pique. Hiszpan po spotkaniu udzielił dość dziwnego wywiadu, w którym wbił nieudolnie szpileczkę swoim rywalom.

Obrońca Barcelony czuł się sfrustrowany po zakończeniu mczu. Jego złość była o tyle większa, że pomimo rozegrania w miarę dobrego meczu, pomógł zdobyć pierwszego gola dla „Los Blancos”. Prawdopodobnie bowiem gdyby nie interwencja doświadczonego stopera, to Vinicius nie trafiłby obok golkipera „Dumy Katalonii” w drugiej połowie.

Goście w pierwszej odsłonie stworzyli sobie kilka sytuacji. Mowa między innymi o strzałach Griezmanna, Messiego oraz Arthura. W większości przypadków lepszy okazał się jednak Thibaut Courtois. Gospodarze jednak także mieli kilka szans na zdobycie gola. Mimo to Pique w rozmowie z dziennikiem „Marca” przyznał:

– Zespół z Madrytu, z którym mieliśmy do czynienia w pierwszej połowie, był najgorszy, z jakim grałem. Po przerwie poprawili się i wygrali mecz. Mimo to stworzyliśmy szanse na zdobycie gola w pierwszej połowie i gdybyśmy go zdobyli, mecz mógłby potoczyć się zupełnie inaczej.

Wygląda trochę jak zaoranie. Być może Barcelona miała minimalną przewagę, ale taka opinia dokonuje zaorania twojego zespołu, który nie potrafił dobić takich słabych rywali. Wygląda więc na to, że także Real nie grał nigdy ze słabszą Barceloną. Kij ma przecież dwa końce.

Dzięki pierwszemu zwycięstwu od 2016 roku w El Clasico, ekipa Zinedine’a Zidane’a wróciła na szczyt hiszpańskiej ekstraklasy. Do końca ligi nadal pozostało 12 spotkań. Przewaga Realu wynosi zaledwie jeden punkt, co przy takiej liczbie kolejek znaczy przecież niewiele.

Zwycięstwo z odwiecznym rywalem może jednak dodać sporo pewności siebie dla zespołu z Madrytu, który dodatkowo może niebawem odpaść z Ligi Mistrzów. Jeśli Manchester City wyeliminuje ich z europejskich pucharów, wówczas Zidane skupi siły zespołu tylko na krajowym mistrzostwie.