Gerard Pique to wychowanek i żywa legenda Barcelony. Jest jednym z zawodników, którzy najbardziej kojarzą się nam z tym klubem w XXI wieku. Jego droga do miejsca, w którym się znalazł, nie była jednak prosta i usłana różami.
Często śledząc „wzorcowe” kariery Xaviego, Puyola, Iniesty czy Messiego, wydaje nam się, że trzeba być związanym z „Blaugraną” od dziecięcego wieku, bez żadnych przerw, by odegrać w niej kluczową, „ikoniczną” rolę. Z Pique było inaczej. Odszedł z klubu, kiedy miał 17 lat, trafiając do Manchester United.
Takie decyzje często oznaczają dla piłkarzy wybranie biletu w jedną stronę, ale w tym przypadku właśnie to sprawiło, że Pique stał się takim zawodnikiem, jakim jest obecnie. – W United dorosłem. Jestem tym, kim jestem właśnie z uwagi na pobyt w Manchesterze United. Nawet jeśli nie grałem tak często, jakbym tego chciał – mówił niedawno Hiszpan.
Ciekawe były także słowa o konfrontacji z Roy’em Keane’em, kiedy nieopierzony, zawstydzony Pique zapomniał wyciszyć telefonu w szatni… – Nagle zaczął krzyczeć. „Czyj to telefon?!”. Nikt nie odpowiedział. Zapytał ponownie. Cisza. Powtórzył ponownie. „Kogo, do cholery, jest ten telefon?!”. W końcu odezwałem się jak mały chłopiec. Cichutko powiedziałem, że mi przykro, że to mój telefon. Roy stracił panowanie nad sobą! To było niesamowite! Prawie się obsr**em. Ale to była dobra lekcja – opowiadał Pique.
Teraz 32-latek zdradził kolejne ciekawostki na temat swojego pobytu w Manchesterze, które pokazują oblicze, jakiego raczej byśmy się po nim nie spodziewali. – Miałem tam kilka mrocznych epizodów. Lądowałem na komisariacie więcej niż raz. Lepiej nie wracać do wydarzeń z mojego młodzieńczego wieku. Wynająłem mieszkanie od Sir Alexowi. Kupiłem królika, który je całe zniszczył. Poobgryzał meble, fotele, wszystko. Kiedy się wyprowadziłem, trener zadzwonił do mnie cały wzburzony…
Okazja do poznania słynnej „suszarki”? Być może, ale niejedyna. – Dwa czy trzy dni przed świętami Bożego Narodzenia mieliśmy imprezę wyłącznie dla piłkarzy. Naprawdę wyluzowaliśmy, bawiliśmy się cały dzień. Skończyliśmy trening, zostawiliśmy samochody i pojechaliśmy autobusem do kasyna. Następnego dnia Sir Alex czekał na nas w szatni. Dostaliśmy porządną burę… Było tam aluminiowe krzesło. Ferguson je kopnął, ale niestety trafił centralnie piszczelem. Widzieliśmy, jak zaczyna kuśtykać. Rozwalił sobie nogę. Od tamtej pory przestali organizować imprezy świąteczne.
Podczas trzech sezonów na Old Trafford (+jeden na wypożyczeniu w Realu Saragossa), Pique doświadczył sytuacji, o jakich inni mogą jedynie pomarzyć. Poza lekcją angielskiej piłki dostał także szkołę życia, dzięki której mógł wrócić do Barcelony w pełni ukształtowany, gotowy na wielkie wyzwania. Po ponad dekadzie w pierwszej drużynie „Blaugrany”, bez wahania można powiedzieć, że ponowne ściągnięcie go za pięć milionów było strzałem w dziesiątkę.