Po raz drugi zakpić z przepowiedni Hansena. Lampard stworzy nowe „Class of 92”?

Wielu piłkarskich ekspertów w swoim życiu wypowiedziało słowa, których po latach mogą jedynie żałować. Romanowi Kołtoniowi do dziś wypomina się zdanie na temat Lewandowskiego i Kagawy, a z podobnym ciężarem od ponad 25 lat boryka się Alan Hansen. Byłego defensora Liverpoolu dość boleśnie zweryfikował Sir Alex Ferguson. Po wielu latach podobnej sztuki chce dokonać Frank Lampard.

Lato 1995 roku można uznać za kluczowy okres przebudowy Manchesteru United przez szkockiego menedżera. Po przegranym tytule z Blackburn i porażce w finale Pucharu Anglii klub z Old Trafford na rzecz Chelsea opuścił Mark Hughes, a z drużyny odeszli także Paul Ince oraz Andrei Kanchelskis, czyli łącznie trzej kluczowi gracze. Wówczas sympatycy „Czerwonych Diabłów” byli wręcz przekonani, że United wpadną w wir zakupów. Jednak takie zachowanie kompletnie nie pasowało do Fergusona.

Przepowiednia

Szkot postanowił pójść zupełnie inną drogą i po rozmowie z trenerem akademii Harrisonem zaufał triumfatorom młodzieżowego Pucharu Anglii z 1992 roku. Po tym, jak młodzi piłkarze z tamtej ekipy w ostatnich latach sporadycznie otrzymywali szanse w pierwszym zespole, przyszedł czas na weryfikację ich umiejętności wśród seniorów na dłuższym dystansie.

Pierwszy test zakończył się dramatycznie w skutkach. Do przerwy podopieczni legendarnego trenera przegrywali już 3-0, a honor w końcówce uratował David Beckham. Patrząc na skład z tamtego starcia, znalazło się miejsce dla Gary’ego Neville’a (20 lat), Paula Scholesa (20), Phila Neville’a (18), Nicky’ego Butta (20) oraz Davida Beckhama (także wówczas 20-letniego zawodnika). Z powodu kontuzji spotkanie opuścił Ryan Giggs, ale obecność Walijczyka z pewnością nie pomogłaby uniknąć tak dotkliwej porażki.

Humory w Manchesterze nie dopisywały, a mocne lanie szybko zwabiło krytyków. Ferguson nie miał niczego na swoją obronę i czuł się niemalże jak worek treningowy. Mocno przywalić w niego postanowił między innymi Alan Hansen, były gracz Liverpoolu i ówczesny ekspert programu „Match of the day” emitowanego w stacji BBC:

– Mają spore problemy. Oczywiście trzech graczy opuściło ich zespół, a kupowanie graczy na rynku zawsze jest pewną sztuką. Patrząc jednak na ten zespół nachodzi mnie jedna myśl: nie da się niczego wygrać z dziećmi. Ferguson musi udać się jeszcze na rynek.

Nawet po takim blamażu Ferguson się nie ugiął i zażarcie trwał przy swoim. Jak pokazał czas, było to najlepsze rozwiązanie z możliwych. United od wspomnianego meczu nie przegrało w lidze aż do listopadowej potyczki z Arsenalem. W tamtym okresie do drużyny wrócił także z 9-miesięcznego zawieszenia Eric Cantona, co dodało młokosom odpowiedniego doświadczenia. „Czerwone Diabły” w Boże Narodzenia tracili do lidera z Newcastle 10 punktów, ale 14 zwycięstw w ostatnich 18 spotkaniach sezonu pozwoliło im dopaść zespół Kevina Keegana. Po drodze dodali wygraną w Pucharze Anglii nad Liverpoolem. W taki sposób rozpoczęła się złota era United zwieńczona zwycięstwem w Lidze Mistrzów oraz czterema ligowymi tytułami z rzędu.

Ostatecznie ‘dzieci Fergusona” odniosły sukces w sezonie 1995/96 ze średnią wieku kadry zespołu na poziomie nieco ponad 26 lat. Sześciu kluczowych graczy kończyło rozgrywki mając mniej aniżeli 23 lata. Mowa o takich graczach jak: bracia Neville (razem 55 występów), Butt (32), Giggs (33), Scholes (26) oraz Beckham (33).

Najmłodsi w historii

W całej historii Premier League zaledwie jeden zespół pobił ten wyczyn. Mowa konkretnie o Chelsea z sezonu 2004/05, kiedy do stolicy Anglii trafił Jose Mourinho. Średnia ówczesnej mistrzowskiej ekipy wyniosła 25 lat i 312 dni.

Z zamiarem powtórzenia tego wyniku w sierpniu zmagania ligowe rozpoczęli zawodnicy „The Blues’. Roman Abramowicz postanowił w końcu postawić na człowieka, który został wręcz zmuszony do korzystania z dobrodziejstw akademii. Zakaz transferowy i odejście Edena Hazarda sprawiło, że Anglik wśród dotychczasowej kadry musiał szukać graczy, z którymi zdoła zawojować ligę.

Podobnie jak u Fergusona – pierwsze spotkanie zakończyło się dramatycznie. Manchester United rozbił rywali 4:0 i momentalnie poddano pod wątpliwość cel pracy Lamparda. Oczywiście klub z Londynu nie rozegrał dramatycznego meczu, ale ich dziecięca naiwność (przede wszystkim w defensywie) dala się we znaki, co skrzętnie wykorzystali piłkarze z Old Trafford. Niektórzy próbowali bronić tego rezultatu solidną grą, ale jakie w tamtym momencie zwolennicy Lamparda posiadali argumenty, jeśli na tablicy prezentował się tak dramatyczny wynik? Chelsea miała więcej posiadania piłki, oddała więcej strzałów i do pewnego momentu kontrolowała mecz. Jednak zabrakło najważniejszego – wykończenia.

Widoczny regres

Początkowy skład wytypowany przez trenera był wyrazem zaufania do jego armii młodych żołnierzy (średnia wieku wyjściowej jedenastki niemalże była o rok mniejsza aniżeli United z 1995 roku), która wraz z czasem się rozkręciła. Tammy Abraham oraz Mason Mount na przełomie sierpnia oraz września zachwycali, a do piątej kolejki włącznie wszystkie bramki zdobyte przez Chelsea były autorstwa wychowanków.

Wraz z czasem młodzi zawodnicy tracili na jakości. Największy regres zanotował Mount, który od listopada trafił jedną bramkę oraz zanotował jedną asystę, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Z tonu spuścił także Abraham. Po 11 bramkach w 12 spotkaniach, od początku grudnia trafił do siatki zaledwie trzy razy w lidze, dodając do tego gola z Lille.

W konsekwencji pogorszyły się wyniki całego zespołu. Jose Mourinho po wspomnianym meczu Chelsea z United skrytykował Lamparda za nadmierne zaufanie wobec młodych graczy. Odpowiedział po trzech miesiącach mu asystent Lamparda,, Jody Morris, gdy „The Blues” mieli za sobą siedem zwycięstw z rzędu w Premier League. Zuchwałość okazała się złym doradcą. Londyńczycy zaczęli notorycznie gubić punkty i tylko dzięki równie chwiejnej formie Tottenhamu oraz United tak naprawdę utrzymują się w TOP 4.

Trudno stwierdzić dlaczego wszystko tak zeszło na psy. Przede wszystkim największym problemem pozostaje obrona, w której braki doświadczonych graczy są widoczne na pierwszy rzut oka. Tomori, Zouma, Christensen, a nawet Ruediger potrafią obrzydzić fanom Chelsea niejedno spotkanie. Poniekąd starcie z Arsenalem było doskonałym podsumowaniem obecnego sezonu w ich wykonaniu. Przegrana z grającym w dziesiątkę rywalem i w dodatku ponownie dopuszczenie do straty gola w końcówce. Podopieczni „Lampsa” w ligowych zmaganiach już 11 razy podkładali rywalom czerwony dywan na wbicie bramki w ostatnich 15 minutach meczu. Ten mecz pokazał jednak także, że trener powoli odchodzi od tej koncepcji gry i przeciwko „Kanonierom” pojawiło się zaledwie trzech graczy poniżej 23 roku życia.

Dlaczego w tym szaleństwie nie ma metody

Wygląda więc na to, że gra „dzieciakami” jest trudniejsza aniżeli przewidywano przed sezonem. Sytuację Chelsea ratują problemy rywali i udany początek sezonu. 25 lat temu sezon United ewoluował w zupełnie innym kierunku, ale Ferguson nie musiał rywalizować z tak kosmicznym Liverpoolem, czy Manchesterem City, które w kilka lat wydało gigantyczną fortunę.

Lampard został rzucony na zbyt głęboką wodę, a porównania z poprzednim sezonem w wykonaniu Maurzio Sarriego są mało obiecujące: 7 punktów mniej oraz 9 straconych bramek więcej. W XXI wieku Chelsea na tym samym etapie sezonu gorzej prezentowała się w sezonie 2015/16, gdy Jose Mourinho wprowadził plan destrukcyjny zespołu oraz podczas kampanii 2000/01 za panowania Claudio Ranieriego.

Przy obecnym rynku transferowym Szkot zostałby prawdopodobnie także zmuszony do reakcji w środku sezonu i stawianie na doświadczonych graczy, z kilkoma adeptami akademii. Zabrzmi to dość schematycznie, lecz czasy zwyczajnie się zmieniły, co idealnie oddają ruchy Barcelony. Po czasach Guardioli i legendarnej La Masii nie ma już śladu, a pojedyncze przypadki Ansu Fatiego powinny zostać uznane za wyjątek od tej reguły. Aktualnie „Duma Katalonii” wydaje wielkie pieniądze i nikt nie ma z tym już większego problemu.

Zmian należy także szukać w charakterach właścicieli, którzy inwestując swoje zarobione pieniądze oczekują rezultatów „na już’. Być może Abramowicz rok czy dwa wytrzyma bez jakiegokolwiek sukcesu, ale czy jego cierpliwość przejdzie test próby po trzecim nieudanym sezonie? Znając naturę Rosjanina i przywiązanie do sukcesu, raczej nie optujemy za takim scenariuszem.

Komentarze

komentarzy