Pogrążeni w marazmie, czyli Tottenham w tarapatach

Jeszcze nie tak dawno pisaliśmy o racjonalizacji polityki transferowej według Mauricio Pochettino, gdzie chwaliliśmy Tottenham za przemyślane zakupy. Minęły trzy kolejki nowego sezonu, więc jest oczywiście dużo za wcześnie na wysuwanie konkretnych wniosków. Łatwo jednak zauważyć, że nie wszystko wygląda tak, jak miało.

Zeszły sezon miał dać lekcję pod tytułem „jak nie należy grać w obronie”. Letnie okienko transferowe zostało więc poświęcone wzmocnieniom głównie w tej formacji, gdzie czasami działy się cuda rodem z polskiej ekstraklasy. Kibice z utęsknieniem czekali na zakończenie tego fatalnego sezonu, gdzie jedynymi pozytywnymi akcentami były prestiżowe zwycięstwa nad Arsenalem i Chelsea. Na niewiele się one jednak zdały, gdyż „Koguty” upodobały sobie przegrywanie na własnym obiekcie z dużo niżej notowanymi rywalami. Zrozumiano, że kluczem do wysokiej pozycji jest właśnie unikanie za wszelką cenę takich oto głupich wpadek. Do klubu sprowadzono więc trzech obrońców, którzy mieli poprawić jakość gry defensywnej. Tym razem nastroje kibiców wyglądały zgoła inaczej – na pierwszy gwizdek sezonu czekano z wielkim zniecierpliwieniem. Pierwszy mecz z Manchesterem United był wielką niewiadomą – w końcu Czerwone Diabły” zostały bardzo mocno wzmocnione w lato, na dodatek mecz rozgrywano na Old Trafford, gdzie od kilku lat Tottenhamowi po prostu nie idzie. Początek meczu wlał sporo nadziei w serca najzagorzalszych fanów, gdyż Harry Kane i spółka po prostu nie wychodzili z połowy bronionej przez gospodarzy. Kilka akcji spokojnie mogło zakończyć się bramką. Aby zmienić całkowicie sytuację wystarczył jeden głupi błąd w obronie, zainspirowany działaniami Nabila Bentaleba. Samobój Walkera idealnie wpasował się w realia kuriozalnych poczynań obrony „The Spurs”. Śmiało można nawet zażartować, że sposobem na większą ilość punktów w Fantasy Premier League jest brak obrońców Tottenhamu w tej wirtualnej zabawie.

https://www.youtube.com/watch?v=eeuTXzGo77Q

Od tamtej pory widzieliśmy klasyczny Tottenham – koniec z jakimkolwiek wysiłkiem po stracie bramki. Mecz zakończył się zwycięstwem United, ale nie oszukujmy się – nikt o zdrowych zmysłach nie spodziewał się, że drużyna Pochettino jest w stanie wywieźć z Old Trafford korzystny wynik, dlatego z nadzieją spoglądano na kolejne mecze, ponieważ terminarz wyglądał całkiem korzystnie – Stoke na White Hart Lane oraz Leicester na wyjeździe. Takie mecze spokojnie można było wygrać. Ze Stoke zaczęło się fantastycznie – dwa ciosy Diera i Chadliego, 2:0 do przerwy i wydawało się, że „The Potters” nie są już w stanie wygrzebać się z takiej nawałnicy. Jednak jak to wybitnie spuentował kiedyś sir Alex Ferguson: „Lads. It’s Tottenham”. W drugiej połowie gracze Tottenhamu uznali, że mecz mają w kieszeni i dali sobie wbić głupie dwa gole, a mieli duże szczęście, że nie skończyło się jeszcze gorzej. Podobnie było tydzień później – z Leicester trwała walka do końcowych minut, kiedy w końcu młody Dele Alli wpakował piłkę do bramki. Tym razem już musiało się to dobrze skończyć. Minutę później było 1:1. W ten oto sposób Tottenham po trzech kolejkach ma dwa punkty i wygląda to naprawdę koszmarnie.

Widać, że cały czas problemem jest brak koncentracji i koszmarna gra w obronie. Można wrzucić kamyczek do ogródka Pochettino, który uparcie wystawia ten sam skład, widząc, że nie przynosi to rezultatu. Walker totalnie obniżył loty i już nie jest tym wybitnym prawym obrońcą, za jakiego uważano go jeszcze dwa lata temu. Popełnia masę błędów, a jednak nadal ma pewne miejsce w pierwszym składzie. Ściągnięto przecież Kierana Trippiera, który miał wzmocnić konkurencję na prawej obronie, a jeszcze ani razu nie zobaczyliśmy go w koszulce „Kogutów”. Jest jeszcze przecież De Andre Yedlin, który prawdopodobnie odejdzie na wypożyczenie. Podobnie rzecz ma się z Kevinem Wimmerem – mimo, że Vertonghen grał katastrofalnie w każdym meczu, Austriak nie może doczekać się występu. Jedynie Alderweireld regularnie wychodzi w pierwszym składzie, ale to raczej było do przewidzenia.

W tej chwili sytuacja Tottenhamu wygląda fatalnie i nie widać symptomów poprawy. Jedynym pozytywem jest jak na razie dyspozycja młodego Dele Alliego, który zapowiada się na klasowego zawodnika. Do tej pory wchodził z ławki rezerwowych, ale wydaje się, że kwestią czasu jest jego wejście od pierwszej minuty meczu. Pocieszać mogą też zaawansowane negocjacje z Interem w sprawie Lameli, który do dzisiaj w Północnym Londynie odbija się czkawką. Przed ekipą Mauricio Pochettino teraz dwa ciężkie mecze, w których ciężko będzie o poprawienie dorobku punktowego – wyjazd na Swansea i mecz z Manchesterem City na własnym boisku wzbudzają strach wśród fanów Tottenhamu. I słusznie.

Oczywiście, jak zauważyłem wcześniej, jest za wcześnie na wysuwanie wniosków po trzech meczach, ale na razie po prostu nie widać absolutnie nic, nawet małej iskierki nadziei na lepsze czasy. Tottenham pogrążył się w ogromnym marazmie i będzie bardzo ciężko wyjść z tego kryzysu. Mówią, że po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój, ale w tej chwili burza trwa w najlepsze i raczej nie zamierza prędko ustąpić.

Komentarze

komentarzy