Nie pierwszy i nie ostatni raz prezes PZPN-u Zbigniew Boniek wymyśla coraz ciekawsze tezy. Nie dość, że z uporem maniaka broni bezsensownego limitu piłkarzy spoza Unii Europejskiej, to niemal w każdym tygodniu próbuje kolejnymi kontrowersyjnymi wpisami przekonać do swojego zdania, które często nie ma wiele wspólnego z otaczającą nas rzeczywistością. W miniony weekend Boniek przesadził z „siłą” polskiego napadu.
Roman Kołtoń jakiś czas temu stwierdził, że reprezentacja Polski skrzydłowymi stoi. Niestety kilka miesięcy wystarczyło, że zamiast stać, to leżymy na skrzydłach, bo niektórzy albo są kontuzjowani, albo nie grają, albo błyszczą w nocnych audycjach radiowych… Tym razem zostaliśmy – według prezesa Bońka – potęgą, dzięki naszym napastnikom, a punktem wyjścia do dalszych rozważań będzie poniższy wpis, który już po liczbie odpowiedzi pokazuje, że wywołał kontrowersje i dużą dyskusje na Twitterze.
Polska pilka nie ma napastnikow podobno. To powiedzcie mi,kto ma 7 lepszych od naszych ( LEWANDOWSI,MILIK,TEODORCZY,KOWNACKI,WilCZEK,NIEZGODA,ŚWIERCZOK)?Dla mnie 4/5 reprezentacji na świecie!
— Zbigniew Boniek (@BoniekZibi) February 25, 2018
Zacznijmy od krótkiego, ale dosadnego – LODU! Powiedzmy sobie szczerze, ręce opadają na takie stwierdzenia. To nie jest wiara w naszych, tylko zwyczajne sztuczne pompowanie, które bardzo mocno rozmija się z prawdą. To jest dokładnie ten sam efekt, gdy odwaga myli się z odważnikiem. Tak naprawdę w tej dyskusji powinien być właściwie jedynie Robert Lewandowski, bo reszta jest daleko w tyle.
Arkadiusz Milik przez ostatnie półtora roku rozegrał w klubie łącznie 474 minuty, a więc nieco ponad pięć pełnych gier! Nie krytkuje nijak Milika, ale na ten moment trudno powiedzieć w jakim miejscu jest Polak, bo po dwóch bardzo ciężkich kontuzjach śmiało możemy mówić o piłkarzu po przejściach, który może się bardzo różnić od tego Arkadiusza Milika sprzed meczu eliminacyjnego z Danią w Warszawie, gdy rozpoczęły się kłopoty z kolanami.
Łukasz Teodorczyk miał w swojej karierze do tej pory jeden dobry, a nawet znakomity sezon w poważnej lidze. W obecnych rozgrywkach idzie mu dużo gorzej, ale mimo wszystko dorobek bramkowy można określić jako przyzwoity. Kamil Wilczek minione rozgrywki również mógł uznać za udane, wszak 19 goli w Brondby to wynik zdecydowanie więcej niż przyzwoity. Mimo wszystko mówimy o napastniku, który tylko dwa razy przekroczył granicę dziesięciu bramek w poszczególnych sezonach, na przestrzeni całej kariery. Raz w Piaście – sezon 2014/15 – oraz w minionych rozgrywkach.
Dawid Kownacki to nasza nadzieja na przyszłość. Chwalimy go za wykorzystywanie swoich szans w Sampdorii, ale cały czas mówimy o zawodniku, który uczy się tej poważnej piłki i wchodzi powoli do Serie A. Potencjał jest duży, zewsząd słychać pochwały, a dodatkowo jest w miejscu, z któreg w ostatnich latach wybiło się wielu naprawdę kapitalnych graczy, więc nadzieja na rozwój oraz duży transfer w przyszłości jest duża. Ale cały czas mówimy o przyszłości.
Jakub Świerczok i Jarosław Niezgoda to zawodnicy, którzy dopiero byłysnęli w naszej Ekstraklasie. Oczywiście Świerczok już raz zaliczył zagraniczny wyjazd, ale odbił się od Bundesligi i długo musiał odbudowywać swoją dyspozycje sprzed wyjazdu i czasów Polonii Bytom. Miał szczęście, że trafił na Jurija Szatałowa zarówno w Górniku Łęczna, jak i później w GKS-ie Tychy, bo rosyjski trener wierzył w niego od pierwszych dni, gdy niedawny debiutant w kadrze przyjechał do Łęcznej. Dzisiaj zaliczył sportowy awans i podwyżkę po transferze do bułgarskiego Łudogorca, ale jednocześnie teraz czeka go prawdziwa weryfikacja – wyjazd na obczyzne oraz walka o mundial
Niezgoda strzelał w Puławach, strzelał w Chorzowie, strzela również w Warszawie i widać, że to potrafi. Przyjemnie patrzy się na rozwój tego zawodnika i niewykluczone, że w czerwcu zobaczymy go na rosyjskich boiskach. Oczywiście między bajki można włożyć opowieści Dariusza Mioduskiego o dziesiątkach milionów euro, które Legia miałaby na nim zarobić, ale mimo wszystko warszawski klub powinien mieć z niego dużą pociechę albo sportową, albo finansową.
Podsumujmy: jeden napastnik klasy światowej, jeden klasy europejskiej, ale po dwóch poważnych kontuzjach i zmarnowanym długim czasie na rekonwalescencje, zamiast na rozwój sportowy. Teodorczyk, który widać, że jeśli trafi z formą, to może strzelać seryjnie, ale to tyle, jeśli chodzi o ten poziom ponad naszą ligę. Liczymy na rozwój zwłaszcza Niezgody i Kownackiego oraz udaną przygodę Świerczoka w Bułgarii, ale tak kolorowo jak prezes Zbigniew Boniek piszę, to nie jest i trzeba jasno powiedzieć, że napastników może i mamy, ale poziom jest bardzo zróżnicowany, a głównym słowem w kontekście kilku ofensywnych piłkarzy jest „nadzieja”, na przyszłość.
Jednocześnie prezes Boniek uważa, że tylko kilka reprezentacji ma lepszych napastników od nas. To zobaczmy sobie chociażby na naszego grupowego rywala, Kolumbie. Na szybko można wymienić: Carlos Bacca, Radamel Falcao, Duvan Zapata, Miguel Borja, Luis Muriel, Teofilo Gutierrez czy Felipe Pardo. Drugi z naszych grupowych rywali też ma się kim pochwalić – Sadio Mane, Keita Balde, Moussa Sow, Ismaila Sarr, Mame Diouf, Diafra Sakho. Oczywiście wszystkich tych zawodników ani latynoska, ani afrykańska reprezentacja na nas nie wystawi, ale mowa o szerokim zapleczu i możliwościach. W tym momencie pewniakiem jest Robert Lewandowski, tyle że ewentualna jakakolwiek absencja Lewego oznacza absolutną katastrofę, a jak widzimy na przykładzie Kolumbii, tam wybór jest zdecydowanie szerszy, mimo że ich największa gwiazda – Falcao – jest przynajmniej pół poziomu niżej od naszego gwiazdora.
Inne reprezentacje, które mogą sobie pozwolić na wystawienie kilku napastników o wyższym poziomie? Francja, Hiszpania, Niemcy, Argentyna, Brazylia, Urugwaj, Meksyk, Belgia, Portugalia. W tych przypadkach zdecydowanie jesteśmy słabsi, ale idźmy dalej – Anglia, Wybrzeże Kości Słoniowej, Chorwacja czy Włochy również mają szersze zaplecze, mimo że nie mają topowych gwiazd – poza Kane’m w Anglii. Wyliczyliśmy na szybko kilkanaście mocniejszych reprezentacji, a przecież można polemizować czy lepszej pierwszej linii nie mają przypadkiem Chilijczycy lub Holendrzy, mimo że w czerwcu będą mogli obejrzeć mundial w telewizji.
Można z niektórymi polemizować, tak jak z kolejnymi ekipami, mimo wszystko jednak, zakładając duży optymizm, Polacy powinni być zadowoleni będąc w TOP20 i to na końcowych pozycjach tej grupy. Wyjściowa dwójka może być bardzo mocna, bo już Lewandowski zapewni odpowiedni poziom i może pomóc wiele swojemu partnerowi, nawet jeśli będzie to ktoś o wiele słabszy od niego, ale w przekroju całego potencjału ofensywnego, nie wyglądamy na potęgę.
Dlaczego ten wpis? Ano dlatego, żeby nie było, że to media pompują balonik przed mundialem. Później będą pretensje pod tytułem „dlaczego mając takich napastników nam nie idzie?”… Niestety takich porównań i zestawień w ostatnim czasie nie brakuje, wszak w minionym tygodniu Piotr Zieliński był przez niektórych stawiany na poziomie Kevina De Bruyne’a! Przy całej sympatii dla naszego pomocnika, komuś się pomyliło, że gwiazda i zawodnik numer jeden w mistrzu Anglii jest jednak wyżej od „numeru 12” w potencjalnym mistrzu Włoch.