Mamadou Sakho znów zachwyca, ale przez jego nieprofesjonalną postawę Klopp nie widzi dla niego miejsca w Liverpoolu. Mało co bywa równie frustrujące w świecie dzisiejszego futbolu. Ogromny potencjał, wielkie perspektywy i niewykorzystana szansa. Wielu mniej utalentowanych zawodników oddałoby wiele, by dostać szansę jak on. Francuz jednak tego nie rozumie, bo nie dorósł do piłki na najwyższym poziomie.
Sakho od początku swojej kariery zapowiadał się na klasowego piłkarza. Debiut ligowy w barwach PSG miał już za sobą w wieku 17 lat. Niedługo potem został najmłodszym w historii kapitanem zespołu i filarem defensywy paryskiego potentata. Gdyby nie kaprysy Thiago Silvy, który u swojego boku koniecznie chciał mieć Davida Luzia, Sakho najpewniej do dziś grałby w Ligue 1. Stało się jednak inaczej, a francuski defensor przed sezonem 2012/2013 dołączył do Liverpoolu.
Kariera w barwach „The Reds” przebiegała różnorako. Sakho miewał lepsze i gorsze momenty, otrzymując jednak ciągłe wsparcie od kibiców, którzy od samego początku darzyli go ogromną sympatią. Podobnego zaufania nie zyskał w oczach ówczesnego menedżera zespołu – Brendana Rodgersa. Irlandczyk preferował inny duet środkowych obrońców, uważając Sakho za zbyt podatnego na kontuzje, by opierać na nim linię defensywną zespołu.
Kiedy Francuz zastanawiał się nad ponowną zmianą barw klubowych, w Liverpoolu nastąpiła zmiana sternika. Juergen Klopp objął ekipę z Merseyside i wszyscy gracze startowali z czystą kartą. Sakho wygrał rywalizację o miejsce w podstawowej jedenastce i wiele wskazywało na to, że w końcu jego kariera na Anfield nabierze rozpędu. Uwierzył w to również sam zawodnik, który w ciągu tygodnia zdobył dwa kluczowe gole, pomagające „The Reds” w pokonaniu Borussii Dortmund i Evertonu.
Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Do czasu. Kiedy sezon wkraczał w kluczową fazę, do klubu dotarła łamiąca wiadomość – Sakho nie zdał testów antydopingowych, które odbywały się po spotkaniu z Manchesterem United. U zawodnika wykryto niedozwoloną substancję, działającą na wzór spalacza tłuszczu. W efekcie niejasności względem winy Francuza Juergen Klopp nie mógł skorzystać ze swojego podstawowego defensora aż do końca sezonu. Sakho ominął nie tylko finał Ligi Europy, ale przede wszystkim Euro 2016, odbywające się w jego rodzinnym kraju. Choć ostatecznie zawodnikowi nic nie udowodniono, nie był on częścią zarówno klubu, jak i kadry w kluczowym etapach rozgrywek.
Sakho zapowiadał, że po trudnych doświadczeniach wróci do piłki silniejszy. Podpadł trenerowi, ale wciąż mógł liczyć na drugą szansę podczas obozu przygotowawczego. Nie wykorzystał jej, po raz kolejny zawodząc na całej linii – kilkukrotnie łamał klubowy regulamin, spóźniając się między innymi na odlatujący samolot. Pomimo skruchy środkowego defensora jego karta zawodnicza została udostępniona na rynku transferowym. Żaden klub nie zamierzał jednak spełniać wysokich oczekiwań finansowych Liverpoolu i Sakho pozostał na Anfield. Nie znalazł się on jednak choćby raz na ławce rezerwowych, występy notując tylko w rezerwach. Sytuację Francuza tylko pogorszyły nierozważnie zamieszczane treści na portalach społecznościowych, które po raz kolejny udowodniły, że Sakho nie dorósł do gry z prawdziwymi profesjonalistami.
Podczas zimowej sesji transferowej przed Francuzem pojawiła się możliwość odbudowania kariery. Został wypożyczony do walczącego o utrzymanie Crystal Palace, w którym niemal z miejsca przebił się do podstawowego składu. Obecnie jest trzonem defensywy „Orłów”, które po sprowadzeniu Sakho znacznie poprawiły grę obronną. Jego dobre występy mogą dziwić, mając na uwadze, jak długą absencję od futbolu zafundował mu Klopp.
Sympatycy „The Reds” wciąż upierają się, że Francuz mógłby poprawić stan kulawej defensywy Liverpoolu. Najprawdopodobniej tak właśnie by się stało, gdyż Sakho indywidualnymi umiejętnościami przewyższa wszystkich defensorów z Anfield. Problemem jest jednak jego głowa, która w futbolu na najwyższym poziomie jest co najmniej równie istotna co sam talent. Mamadou Sakho kilkukrotnie zawiódł już Kloppa i Niemiec nie ma w planach przywrócenia defensora do składu. Gdyby menedżerowi zabrakło konsekwencji, dałby pośredni znak pozostałym zawodnikom, że kary za nieregulaminowe zachowania mogą nie być egzekwowane. Przyglądając się niemieckiemu trenerowi w poprzednich latach, zauważymy, że w jego szatni nigdy nie było miejsca dla niesubordynacji.
Choć Sakho nie ma przyszłości w Liverpoolu, to wciąż walczy o własną karierę. Tylko od jakości jego występów zależy, jaką koszulkę przywdzieje w kolejnym sezonie. Jeśli ponownie trafi do topowego klubu, to pracować powinien przede wszystkim nad głową, bo umiejętności z pewnością mu nie braknie.