Prawdziwy król gry w defensywie jest tylko jeden. Liczby „Kantelele” nie kłamią

Kante

Po pięknym śnie Leicester City zwieńczonym zdobyciem sensacyjnego mistrzostwa Anglii na mecie ubiegłego sezonu Premier League nie zostało zbyt wiele. Drużyna co prawda awansowała do 1/8 finału Ligi Mistrzów, ale na krajowym podwórku idzie jej już znacznie gorzej. „Lisy” zajmują dopiero 16. pozycję w tabeli i być może do ostatniej kolejki będą musiały walczyć o uniknięcie spadku. Zdecydowanie lepiej wiedzie się byłemu podopiecznemu Cladio Ranieriego, N’Golo Kante, który przed startem sezonu zamienił Leicester na londyńską Chelsea.

Francuski defensywny pomocnik był, obok Riyada Mahreza, najjaśniejszą gwiazdą zespołu Marcina Wasilewskiego i Bartosza Kapustki, kiedy ten sięgał po pierwszy w swojej historii tytuł mistrzowski. W poprzedniej kampanii ligowej to, oczywiście, Algierczyk błyszczał bardziej, ponieważ zdobywał zdecydowanie więcej bramek i mógł pochwalić się pokaźniejszą liczbą asyst. Zabezpieczający środek pola Kante miał przede wszystkim rozbijać ataki rywali, co może było nawet istotniejsze w walce o mistrzostwo niż indywidualne popisy Mahreza. W końcu, jak mawiają znawcy, to skuteczną defensywą zdobywa się tytuły.

Sezon 2015/2016 był pierwszym spędzonym przez niewysokiego defpoma w Anglii, dokąd trafił w sierpniu 2015 r. za niespełna 10 milionów euro z francuskiego SM Caen. Nieznany szerzej zawodnik z miejsca stał się rewelacją Premier League, a jego znakomita boiskowa postawa sprawiła, że – nie tylko z racji podobnych warunków fizycznych – coraz częściej bywał porównywany ze słynnym rodakiem, występującym dawniej m.in. w Chelsea, Claude’em Makelele. Legendarny Francuz długo musiał czekać na swego godnego następcę, ale warto było, gdyż Kante rzeczywiście zasługuje na to, by stawiać go w jednym rzędzie z ze starszym rodakiem.

„Kantelele”, jak żartobliwie nazywają kibice N’Golo, zdążył już bowiem potwierdzić, że nie jest jedynie gwiazdą jednego sezonu, jak kilku jego byłych kolegów z Leicester, gdyż swoją formą zachwycał w trakcie mistrzostw Europy 2016, na których zdobył srebrny medal, ale imponuje nią także teraz, będąc już graczem Chelsea. Trener i kibice „The Blues” nie wyobrażają sobie drużyny bez Kante, którego umiejętności gry w destrukcji są wręcz nieprawdopodobne. Czarnoskóry zawodnik praktycznie nigdy nie ulega emocjom, co pozwala mu na świetne interpretowanie gry i przewidywanie boiskowych wydarzeń.

Tak jak w ubiegłym sezonie, tak i teraz jest opoką swego teamu, który pewnie zmierza po mistrzostwo kraju. Czy chłopcy Antonio Conte byliby obecnie liderami Premier League, gdyby wśród nich nie było Kante? Nemancja Matić jest co prawda także wysokiej klasy specjalistą w przerywaniu akcji przeciwnika, ale wespół z Francuzem tworzą wręcz duet marzeń. Conte, widząc, że kupiony latem za ponad 30 milionów funtów N’Golo radzi sobie bez większych problemów w środku pola, pozwolił Maticiowi na większą swobodę w ofensywie, co Chelsea wyszło jedynie na dobre.

Trudno dziwić się takiej decyzji włoskiego menedżera, skoro posiada w swoim składzie najlepszego chyba obecnie defensywnego pomocnika na świecie. A już na pewno najlepszego w Premier League, o czym świadczą jego statystyki. 14 odbiorów piłki Kante we wczorajszym meczu ligowym z Liverpoolem (1:1) pozwoliło naszemu bohaterowi na objęcie pozycji lidera wśród wszystkich zawodników Premier League. Statystycy angielskiej ekstraklasy wzięli pod lupę liczbę odbiorów piłki zanotowanych przez graczy PL od początku sezonu 2014/2015 i wyszło na to, że największą może poszczycić się właśnie 26-letni Kante.

Po wtorkowym starciu z LFC 13-krotny reprezentant Francji ma na swoim koncie już 253 skuteczne odbiory. „Już”, ponieważ na Wyspach występuje dopiero od 15 miesięcy, podczas gdy np. drugi w klasyfikacji Holender, Erik Pieters, ze Stoke City (252 odbiory) do Anglii trafił w lipcu 2013 r. Od startu sezonu 2014/2015 rozegrał w Premier League 87 spotkań, Kante zaś w całym poprzednim i nieco ponad połowie obecnego – 49. Piłkarz Chelsea jest jednym z dwóch, obok Senegalczyka Idrissy Gueye reprezentującego obecnie Everton, zawodników spośród pierwszej dziesiątki najlepiej odzyskujących piłkę w PL, którzy nie mieli możliwości śrubowania swojego rekordu od pierwszego spotkania sezonu 2014/2015, ponieważ nie występowali wówczas w Anglii, lecz trafili do niej później.

Gueye od 10 lipca 2015 roku, kiedy to trafił do Aston Villi Birmingham z francuskiego LOSC Lille, 237 razy skutecznie przerywał ataki drużyny przeciwnej, co także jest wynikiem bardzo dobrym, lepszym od takich sław, jak choćby Gareth Barry (Everton) czy Fernandinho (Manchester City). Lepsi od Idrissy są jedynie Nathaniel Clyne (Liverpool), Victor Wanyama (Tottenham), Cesar Azpilicueta, Nemanja Matić (obaj Chelsea), wspomniany wcześniej Erik Pieters i, rzecz jasna, Kante. On ma za swoimi plecami wszystkich, co oznacza tylko, że prawdziwy król obrzydzania gry przeciwnikom biega po murawie Stamford Bridge.

Komentarze

komentarzy