Powroty Pepa Guardioli w europejskich pucharach do Hiszpanii zawsze kończyły się klęską. Porażki z Realem Madryt, Barceloną oraz Atletico Madryt sprawiły, że w Bayernie przez trzy lata z rzędu nie mógł przebić się do finału Champions League. Głównie dlatego, przed starciem z „Los Blancos”, szkoleniowiec Manchesteru City może odczuwać wielki strach, który pod żadnym pozorem nie powinien jednak sparaliżować jego drużyny.
Wśród kibiców z Madrytu większość byłych trenerów „Dum Katalonii” nie może liczyć na przychylne opinie. Podobnie jest z Pepem, który ponad rok temu wymieniając najlepsze kluby ostatniej dekady zapomniał o ekipie z Santiago Bernabeu. Sukcesy zespołu Zidane’a przemawiają same za siebie, co także wytknął mu ówczesny sternik Santiago Solari. Ta dyskusja nie została pociągnięta dalej i wszystko rozeszło się po kościach. Słowa puszczone raz w eter przy dobie internetu zostają w nim jednak na zawsze, a tuż po losowaniu postanowiono po raz kolejny to odkurzyć. Czy po roku Guardiola rzeczywiście uważa tak samo? Jutro będzie miał okazje przekonać się o tym na własnej skórze.
Champions League to wyjątkowe rozgrywki dla 49-latka, który jednak w ostatnich latach regularnie zostaje weryfikowany na tym poziomie. Lata mijają, a ostatni sukces w Europie to nadal rozbicie w 2011 roku Manchesteru United. Od tamtego momentu rok po roku zalicza wielki zawód. Blisko sześć lat temu przyczynił się do tego jego odwieczny rywal, z którym pierwsze wspomnienia miał przecież doskonałe.
Kluczowa rozmowa
Guardiola rozpoczynał pracę na Camp Nou z jednym celem – przywrócić do klubowej gabloty stracone na dwa lata mistrzostwo Hiszpanii. Postawione zadanie wykonał już po kilku miesiącach, kiedy do dominacji na krajowym podwórku dorzucił także zwycięstwo w Lidze Mistrzów. To co jednak sympatycy Barcelony najbardziej zapamiętali z tamtego sezonu to fenomenalny mecz na Santiago Bernabeu. 2:6 na terenie wroga. To musiało diabelnie boleć.
– Pep robi różne rzeczy, jeśli uważa, że poprawią zespół. Wracam do legendarnego 2:6. Pamiętam, że kiedy powiedział mi o chęci gry z Leo jako fałszywą dziewiątką, to mu dosadnie odparłem: „Kur**, zrób to w innym meczu, gramy przecież o mistrzostwo”. On mnie nie słuchał i był bardzo przekonany do swojej racji – wspomina po latach Domenec Torrent, wieloletni współpracownik menedżera.
Barcelona kompletnie zdemolowała rywali. Jak do tego doszło? Największym bohaterem naturalnie okazał się Leo Messi. Argentyńczyk po raz pierwszy zagrał na tej pozycji. Dzień przed meczem, gdy Pep doszukiwał się słabych stron rywali rzekomo zadzwonił do swojej największej gwiazdy i rozkazał mu, aby ten przyjechał jak najszybciej do centrum klubowego. Pół godziny później oboje siedzieli razem, gdy trener wyjaśniał uczniowi, jak zniszczy rywali.
– Jutro w Madrycie chcę, żebyś zaczął mecz jak zwykle na skrzydle, ale w chwili, gdy daję ci znak, to musisz odejść od pomocników i znaleźć się w przestrzeni, którą właśnie ci pokazałem.
Ta rozmowa okazała się preludium do późniejszych niesamowitych wyników. Łącznie w trzech początkowych sezonach zespół Guardioli zaledwie raz zremisował z Realem Madryt. Do tego dołożył hat-trick jeśli chodzi o krajowe mistrzostwa i pamiętną Manite.
NASZ TYP: Real Madryt wygra po kursie 2.71 w BETFAN. Z kodem GRAMGRUBO otrzymujesz zakład bez ryzyka do 100 PLN!
Manita
Pierwszy sezon Mourinho w Hiszpanii okazał się problematyczny. Portugalczyk po sukcesie z Interem nie potrafił pokonać kolosa z Camp Nou, który miał za sobą dwa doskonałe sezony. „The Special One” wpadł niemalże pod pędzący pociąg. W listopadzie, kilka miesięcy po rozpoczęciu rozgrywek, fani „Los Blancos” doznali wielkiej kompromitacji. Real kompletnie nie istniał i pełnił role tła. W 13. kolejce poznaliśmy niejako nowego mistrza, ponieważ trudno było się komukolwiek spodziewać, że taką Barcelona uda się powstrzymać. Dwa gole Villi, perfekcyjny mecz Xaviego oraz Iniesty i przede wszystkim Leo Messi. Po prostu Manita Argentyńczyk nie zanotował żadnego gola, ale miał kluczowy wpływ na to zwycięstwo, ponownie operując na pozycji fałszywego napastnika.
Pierwsza porażka Hiszpana w roli trenera z Realem nastąpiła po ponad dwóch latach pracy, konkretnie w finale Pucharu Króla. Kilka dni później zaplanowano jednak mecze półfinałowe Ligi Mistrzów i głównie te rozgrywki uznawano za bardziej prestiżowe dla obu stron. Górą ponownie okazała się Barcelona. 2:0 u siebie, remis na wyjeździe i było pozamiatane. Wówczas rywalizacja Portugalczyka z Hiszpanem miała miejsce nie tylko na boisku, ale także na salach konferencyjnych. Obecny szkoleniowiec Tottenhamu starał się wychwycić słabości swojego odwiecznego rywala, lecz nawet takie zagrywki, jak ustawienie Pepe w środku pola nie przyniosły oczekiwanego rezultatu na dłużej.
Palec w oku
Po trzech latach sukcesów Guardiola został w końcu dopadnięty przez Mourinho. Portugalczyk dopiął swego i sięgnął po ligowy tytuł. Podobnie jak do oka asystenta Tito Vilanovy, co spuentowało starcia o Superpuchar Hiszpanii w 2011 roku. Lepszy w krajowych pucharach okazał się Pep, ale to Real Madryt cieszył się z powrotu ligowego tytułu do stolicy. Wówczas Hiszpan ogłosił, że opuszcza Camp Nou, ponieważ czuje się wypalony. Jedni pisali, że poczuł strach przez swoim największym rywalem, drudzy z kolei widzieli, jak wiele pracy w ten projekt włożył. Prawda leżała zapewne gdzieś pośrodku.
Hat-trick porażek
Los jednak w naszym życiu często płata figla. Już podczas pierwszego sezonu za sterami Bayernu w półfinale 49-latek musiał na nowo szukać sposobu na ogranie Realu. Tym razem za przeciwnika miał wybitnego taktyka Carlo Ancelottiego, któremu bliżej do Mourinho aniżeli trenera pokroju chociażby Kloppa. Włoch czekał na ruch rywala i wiedział, że prędzej czy później jego przeciwnik się pomyli.
Obecny mistrz Niemiec na własnym obiekcie poległ, choć zdominował to spotkanie nie tylko posiadaniem piłki, ale także liczbą stworzonych okazji. Rywale preferowali inny styl gry i potrzebowali zaledwie jednej okazji do gola. Porażka natychmiast sprawiła, że Guardiole krytykował niemalże każdy. Franz Beckenbauer oskarżał Hiszpana o to, że zabił tożsamość Bayernu. Przed rewanżem szkoleniowiec konsultował się ze swoimi zawodnikami na temat strategii. Chciał podejść do tego meczu nieco pragmatyczniej, nieco w niemieckim stylu, ale piłkarze mu to odradzali. W efekcie dwumecz zakończył się kompromitującym 5:0 i wielkim upokorzeniem.
Niemcy w rewanżu poświęcili kontrolę nad środkiem pola, ale Gareth Bale i Cristiano Ronaldo rozbili swoich rywali kontrami. Guardiola rzekomo do dziś pluje sobie w brodę i nazwał porzucenie swoich zasad trenerskich największym błędem w całej karierze.
Gdzie leżał największy problem ówczesnego Bayernu? Niektórzy uważają, że, mówiąc kolokwialnie, z hiszpańskim trenerem przed najważniejszymi meczami trudno się dogadać. Wysyła do zawodników ogromną liczbę wiadomości, a wiele przekazów dotyczących taktyki po prostu przerasta graczy. Po latach wspomniał o tym Thomas Mueller:
– Ogromną siłą tego stylu gry jest umiejętność dominacji słabszych przeciwników, ponieważ całkowita kontrola jego zespołu nad grą wyklucza losowe bramki rywali. Dlatego, biorąc pod uwagę rozgrywki ligowe, to Pep jest w nich po prostu mistrzem. Spoglądając na mecze w fazie pucharowej, to on przywiązuje dużą wagę do przeciwników i ich mocnych stron. Zawsze jest trochę rozdarty między zwracaniem szczególnej uwagi na siłę rywala, a trzymaniem się swoich przekonań i systemu, w który wierzy. Czasami także nie jest w 100% jasne, co mamy robić na boisku.
– Patrząc na nasze porażki w Lidze Mistrzów za jego kadencji, to przeciwnik miał strategię, która działała lepiej niż nasza. Real Madryt w 2014 roku jest dobrym tego przykładem. Przeciwko Barcelonie rok później mieliśmy problemy z kontuzjami, a jako gracze też czujemy się winni za stratę tak banalnych bramek. Z kolei, podczas spotkań z Atletico wyglądaliśmy na tyle dobrze, aby awansować dalej. To była jednak mieszanka pecha i innych rzeczy.
Zapomnieć o koszmarze
Od tamtego koszmaru minęło już kilka lat, ale rany do końca na pewno się nie zagoiły. Najważniejsze jednak powinny być wyciągnięte wnioski. W ubiegłym roku przeciwko Tottenhamowi ponowie jeden z najlepszych trenerów na świecie nie potrafił przejść ćwierćfinału Champions League. Wcześniej z kolei otrzymał lekcje pokory od Liverpoolu oraz Monaco, za każdym razem ponosząc porażki na wyjeździe. Łącznie, jeśli weźmiemy pod uwagę jedynie ćwierćfinały oraz półfinały, Guardiola ze swoimi drużynami nie potrafił wygrać jakiegokolwiek starcia na terenie rywala od 10 spotkań.
Teraz sytuacja jest inna. Przed nimi stoi Real Madryt, który kilka lat temu kasował rywali w Lidze Mistrzów. Te czasy póki co jednak minęły, co potwierdził rok temu Ajax. Brak Cristiano Ronaldo i jego doświadczenia to największa wada obecnego „Los Blancos”. Ofensywa na pierwszy rzut oka nie powala, ale z drugiej strony, kiedy stajesz twarzą w twarz z takim rywalem, to boisz się jego doświadczenia, całej historii i aury wokół tego klubu. Powrót Zidane’a na pewno dodał im sporo pewności siebie. Obecność za sterami takiego speca być może nie wystarczy na krajową ligę, lecz przy europejskich pucharach ten aspekt psychologiczny powinien pomóc. Nawet, jeśli urazu ponownie nabawił się Hazard, a francuski szkoleniowiec musi liczyć na błysk formy Bale’a.
Z drugiej strony gracze Manchesteru City zdają sobie sprawę, że obecna edycja dla kilku z nich może być ostatnią szansą na zwycięstwo w tych rozgrywkach. Zakaz gry w europejskich pucharach najprawdopodobniej zostanie skrócony do jednego sezonu, ale to nadal tylko spekulacje. Wie o tym także Guardiola, który od trzech spotkań za każdym razem przegrywa z Realem. Jeśli zatem ma zamiar zaspokoić szejków i zdobyć dla nich świętego Graala, to musi tego dokonać właśnie teraz.