Przeskok z Championship do Premier League? Nie taki diabeł straszny…

Gra na ligowym zapleczu często diametralnie różni się od rywalizacji z ligowymi potentatami w ekstraklasie. Podczas ostatnich sezonów przekonało się o tym wielu zawodników z Championship, którzy po awansie do wyższej klasy rozgrywkowej zwyczajnie przepadali. W obecnej kampanii pojawiło się jednak kilku graczy, którzy potwierdzają, że nie taki diabeł straszny jak go malują.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

To już 15 lat odkąd Tim Cahill zamienił Millwall na Everton. Wówczas 24-letni zawodnik był jedną wielką niewiadomą dla przeciętnego angielskiego kibica z Goodison Park. Mimo to w pierwszym sezonie trafił 11 bramek i pomógł Evertonovi wdrapać się do TOP 4. Łącznie rozegrał dla „The Toffees” 250 spotkań i dziś jest legendą tego klubu.

Taki wynik bramkowy wówczas robił ogromne wrażenie, ale czy dziś zostałby odebrany podobnie? Raczej niekoniecznie. Nie po tym co robi między innymi Tammy Abraham. Anglik ma już na koncie 4 gole, a przecież w ten weekend zaczniemy dopiero 5 kolejkę. W ostatnim wywiadzie piłkarz zdradził, że marzy mu się powtórzenie wyczynu z Aston Villi, kiedy w samej Championship aż 25 razy pokonywał bramkarzy rywali. Jego skuteczność i regularność w tak młodym wieku do bólu przypomina casus Romelu Lukaku, który także od nastolatka wykazywał się podobnymi umiejętnościami. Jeśli napastnik Chelsea w tym sezonie zdobędzie ponad 20 bramek, to podczas 3 z 4 ostatnich sezonów zanotuje rezultat 20+, biorąc pod uwagę jedynie rozgrywki ligowe. Oczywiście – 2/3 tego wyniku padnie na boiskach w niższej klasie rozgrywkowej, ale czego możemy więcej oczekiwać od 21-letniego napastnika?

W sukurs za swoim starszym kolegą podąża Mason Mount. „Nowy Frank Lampard” bez żadnych kompleksów przywitał się z Premier League i od początku chce sprawić, by kibice „The Blues” jak najszybciej zapomnieli o Edenie Hazardzie. Wychowanek Chelsea poprzedni sezon spędził w Derby County, gdzie prezentował się równie świetnie. Przeskok miał być jednak bolesny, zważywszy na popisy niektórych zawodników z akademii londyńskiego klubu w przeszłości. Tymczasem rozgrywający wykazuje wielką dojrzałość i już teraz widzi się w nim następcę Lamparda, którego uważa za idola. To poniekąd tylko wyświechtany frazes, ponieważ obaj zajmują zupełnie inne przestrzenie na boisku. Mount gra bliżej bramki, a starszy Anglik zawsze był uważany za typową „ósemkę”.

– Po treningach Lampard pracuje ze mną nad wykończeniem sytuacji jeden na jednego. Rozmawiam z nim codziennie, szczególnie po meczach, o tym co mogę robić jeszcze lepiej. Nie wyobrażam sobie lepszej osoby od której mógłbym się więcej nauczyć – wyjaśnia piłkarz.

Mount wraz z Abrahamem po udanym początku nie mają zamiaru się zatrzymywać. Trenerzy potwierdzają u nich potrzebną w tym zawodzie pokorę i chęć poprawy swoich umiejętności, nawet po treningach. Zaowocowało to powołaniem do dorosłej reprezentacji Anglii. W tej szalonej przygodzie wielki udział ma po prostu przypadek. Z pewnością gdyby nie zakaz transferowy, w Chelsea nie znalazłoby się miejsce dla Franka Lamparda i przede wszystkim Mounta. Selekcjonerem „Synów Albionu” jest z kolei Gareth Southgate, były szkoleniowiec angielskiej drużyny młodzieżowej. To pokazuje jak wiele w futbolu zależy nie od samego zawodnika, ale także od szczęścia. Mason dokłada do niego jednak tytaniczną pracę.

Dwa lata temu za słaby na League One

Swoja perełkę z Championship mają także na Old Trafford. Kiedy Daniel James trafiał do Manchesteru United to ten transfer brano jedynie za alternatywę. Jak już jest to niech będzie, ale oczekujemy głośniejszego nazwiska. Tymczasem ten chłopaczek z Walii zasiadł na tronie najskuteczniejszych strzelców „Czerwonych Diabłów” w tym sezonie. Dziś trudno sobie wyobrazić, że ten skrzydłowy został po dwóch miesiącach odpalony z League One w 2017 roku. Podczas poprzedniego zimowego okienka zabiegało o niego Leeds United, ale w ostatnich godzinach transfer upadł. Ostatecznie James został w Swansea, a w marcu tego roku rozegrał doskonałe spotkanie przeciwko Manchesterowi City. Chwalił go nawet Pep Guardiola, ale ostatecznie wybrał ofertę z innej części Manchesteru. Żaden z kibiców United już na pewno nie żałuje tego transferu.

Doskonale obecny sezon rozpoczął także James Maddison. Jego przygoda z Premier League trwa już od ponad roku, gdy zamienił Norwich na Leicester za około 20 milionów funtów. Wychowanek Coventry od początku przygody z „Lisami” pokazuje wielki potencjał, a już latem pytał o niego Manchester United. Problemem okazała się cena, lecz wydanie kilkudziesięciu milionów na tego zawodnika przy jego potencjale nie powinno być wielkim problemem. Podobnie jak Mount otrzymał powołanie do narodowej kadry, co przyprawia Southgate’a o niemały ból głowy biorąc pod uwagę bogactwo na „dziesiątce”. Angielski selekcjoner posiada tam kilku klasowych graczy, a pozostawianie na ławce bądź trybunach Maddisona musi być bolesnym przeżyciem.

Nie nawala także Jack Grealish. Choć on w tym zestawieniu jest oczywiście nieco na wyrost z powodu bujnej przeszłości i kilkunastu występów w Premier League. 24-latek wrócił na stare śmieci po ustabilizowanym sezonie w Aston Villa. Pomimo świetnej oferty z Tottenhamu pozostał wierny beniaminkowi. Trudno nie odnieść wrażenia, że wychowanek „The Villans” zwyczajnie zmarnował kilka ostatnich lat na różne wybryki. To być może jego przebojowy sezon, choć pod kątem liczb nie spodziewajmy się cudów. Mimo to rola lidera zespołu wychodzi mu na dobre. Przyzwoicie radzi sobie także jego klubowy kolega Tyrone Mings, który również otrzymał szansę od selekcjonera Anglików.

Trudne życie napastników

Przystosowanie się do Premier League sporo problemów sprawia przede wszystkim napastnikom. Wielu klasowych obrońców potrafi spieprzyć humor nie tylko twardą, ale także i inteligentną grą. Występy przeciwko Van DIjkowi to istny koszmar, czego snajperzy nie doświadczyli w Championship. Z tą zmianą radzi sobie doskonale Teemu Pukki. Reprezentant Finlandii po zdobyciu króla strzelców na zapleczu angielskiej ekstraklasy, także i w tym sezonie regularnie trafia do siatki. Kto wie, być może jak w przypadku Jamiego Vardy’ego stanie się to codziennością, a nie wybrykiem na kilka kolejek. W przeszłości bowiem wielu topowych strzelców po awansie nagle zapominało swoich umiejętności. Patrząc na ostatnie lata sztandarowym przykładem jest Dwight Gayle. Podczas sezonu 2016/17 dla Newcastle trafił 23 bramki, by rok później zaliczyć zaledwie 6. Z podobnym problemem borykał się wspomniany Tammy Abraham, który po fenomenalnym sezonie w Bristol City kompletnie nie poradził sobie w Swansea.

Oczywiście – to zaledwie początek sezonu, ale trzeba przyznać, że pewni zawodnicy dobrze zaaklimatyzowali się w trudniejszych warunkach. Jeśli utrzymają ten poziom w kolejnych miesiącach, będzie to idealna zachęta dla kolejnych młodych Anglików, którzy boją się przeskoku do wyższych lig. Kilka lat temu ten szlak przetarł Harry Kane oraz Dele Alli, teraz przyszedł czas na kolejnych śmiałków.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

Komentarze

komentarzy