Nie milkną echa dyskusji na temat wydarzeń niedzielnego El Clasico. Mówi się o błędnych decyzjach Zidane’a, o genialnym spotkaniu podrażnionego Leo Messiego, o pomyłkach arbitrów. Równie dużo uwagi zabiera również faul Sergio Ramosa, który w brutalny sposób próbował zatrzymać rozpędzającego się Argentyńczyka. Zbliżająca się kara za ten incydent wydawała się nieunikniona, ale… no właśnie. Nie powinno być żadnych „ale”.
Sergio Ramos świetnym stoperem był i jest – co do tego nikt nie ma wątpliwości. Jeśli je ma, nie zna się na piłce. Jest jednak w tym piłkarzu słaby punkt, pięta achillesowa, która uwydatnia się głównie w spotkaniach z Barceloną – odłączenie funkcji odpowiadających za myślenie. Widząc na boisku gości w bordowo-granatowych strojach, włącza się w nim zew natury i zwierzęcość. 34 starcia z Barceloną i aż pięć czerwonych kartek. Większość z nich (trzy) – jak również zachowania po faulu – ewidentnie zbyt ostra.
Ostatni atak to ewidentne wejście na złamanie nogi – bez szans na trafienie w piłkę, na dużej prędkości, z impetem, na wyprostowanych nogach. Na szczęście dla Messiego, jest on na tyle zwinny i szybki, że nie poszedł na piłkę do końca i w porę zatrzymał nogę. Są zawodnicy grający jak Ramos w tym wypadku i tego się nie zmieni. Mecze takie jak ten maksymalnie pobudzają i wyzwalają ogromne pokłady adrenaliny, więc ktoś czasem się nie opamięta. Zmienić może się jednak sposób karania, by w przyszłości temperować zapędy zawodników z takimi tendencjami.
Jak to zwykle w hiszpańskiej piłce bywa, i tym razem nie może się obyć bez porównań na linii Barcelona–Real. Wszystko za sprawą Neymara i jego nieobecności spowodowanej czerwoną kartką sprzed dwóch tygodni. Na nic zdały się odwołania „Dumy Katalonii”, by Brazylijczyka dopuszczono do gry właśnie na El Clasico. Przypomnijmy sobie całą sytuację:
Komisja zachowanie Naymara podsumowała trzema meczami zawieszenia: jednym za faul, dwoma za ironiczne oklaski w stronę sędziego. Taki werdykt oczywiście jest zrozumiały i nie ma co się nad nim dłużej rozwodzić. Jednak od razu po wyrzuceniu z boiska Ramosa i jego gestach zaczęły się dyskusje, co z tym zrobi Real Madryt, a przede wszystkim komitet rozgrywek. Zachowanie klubu z Madrytu przewidział nawet nasz redakcyjny kolega.
Bardzo proszę. 😉 pic.twitter.com/xIeCrsmgkS
— Bartosz Burzyński (@Bar93Bur) April 24, 2017
Jednak odwołanie swoją drogą, a komisja swoją. W końcu Barcelona też się odwoływała i na nic się to zdało. Co więcej – atak obrońcy „Królewskich” był nieporównywalnie agresywniejszy, co dość wymownie podsumował Fabio Capello: – Wystarczy zobaczyć tę akcję. Spójrz na to wejście, to kryminał. Sam faul powinien być obarczony zawieszeniem na dwa mecze, a bicie brawa konsekwentnie – jak w przypadku Neymara.
Jeśli Sergio Ramos za ten faul dostaje 1 mecz kary to nikt nigdy nie powinien już dostać 2.
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) April 25, 2017
Tu jednak zza rogu nie pierwszy raz wyskoczyły podwójne standardy, a Ramos został zawieszony na – uwaga – 1 mecz (słownie: JEDEN). Zabraknie go jedynie w jutrzejszym spotkaniu z Deportivo, na pojedynki z Valencią, Granadą i Sevillą będzie już do dyspozycji trenera. O sędziowaniu hiszpańskich sędziów nie ma co wspominać, bo może po prostu nie zawsze potrafią wykonać swoją pracę należycie – tym bardziej przy szybko prowadzonych meczach. Tu jednak mamy do czynienia z panami za biurkami, którzy po spotkaniu mogą na spokojnie przeanalizować całe zajście i obiektywnie je ocenić. Mogą, ale nie muszą. Nierówne traktowanie jest absolutnie niewybaczalne, nie tylko na linii Barcelona–Real. Każde podobne zajście powinno być oceniane tak samo, nie ważne, czy jego sprawcą jest Ramos, Neymar, czy zawodnik Osasuny lub innej Granady.
Na zakończenie wymowne zdjęcie. Nie można bić brawa poza boiskiem, ale można zrobić to, co na zdjęciu poniżej, zatytułowanym „spokojnie, nie możesz napisać o tym w raporcie, nie możesz napisać o tym w raporcie, nie możesz…”.