Miało być tak pięknie, miał być pobity wynik Santosu w meczach ze strzelonymi bramkami z rzędu, a tu nie ma nic. Barcelona wygrywa, Sevilla również, Atletico coraz lepsze, a tutaj Real notuje gigantyczny falstart, zwłaszcza jeśli chodzi o mecze domowe, bo tam jeszcze w lidze nie wygrał. A wszystko jak na złość złożyło się w momencie, gdy do gry wrócił Cristiano Ronaldo, choć jednocześnie trudno go uznać za winowajcę porażki, tak był wczoraj bezbarwny i nieskuteczny.
Ronaldo wrócił po zawieszeniu kilkumeczowym, ale miał duże szczęście, że sędzia dobrze nie zauważył dwóch sytuacji, bo mógłby planować kolejny urlop. Jednocześnie potwierdza się to, co napisaliśmy kilkanaście dni temu o powtarzających się sytuacjach z nietrzymaniem nerwów na wodzy przez zawodników Zidane’a.
Increíble que no le saquen roja a Cristiano….que pisotón!! pic.twitter.com/BxDfwQC8tU
— Iván (@iblante) September 20, 2017
— Torren Memes (@TorrenMemes) September 20, 2017
Real w domu jeszcze nie wygrał i historia jest dla nich bezlitosna, bo MisterChip, a więc król hiszpańskich statystyków – do spółki z Pedro Martinem – napisał, że nie było w historii mistrza Hiszpanii, który na inauguracje nie wygrał trzech domowych meczów.
Real Madryt tradycyjnie rozpoczął mecz bez wielkiego ciśnienia na rywala, co już w 3. minucie powinno zakończyć się golem dla Betisu, ale wtedy Dani Carvajal zaliczył prawdopodobnie jedyną swoją udaną akcje w meczu. „Królewscy” bili głową w mur przez cały mecz, ale nawet genialna piętka Bale’a im nie pomogła. W końcówce dostali jedno ostrzeżenie, gdy Tony Sanabria strzelił gola ze spalonego, ale je zlekceważyli, za co Paragwajczyk ich solidnie skarcił, wykorzystując centrę Antonio Barragana. Swoją drogą dla Sanabrii ten gol musiał smakować wyjątkowo, wszak trochę czasu w La Masii spędził. Inny stosunek do stołecznej drużyny ma jej wychowanek – Antonio Adan – który był bohaterem drugoplanowym, ale kluczowym dla triumfu „Verdiblancos”, a to wszystko przy minimalnym – 10-minutowym – udziale Joaquina, o którym wczoraj pisaliśmy. Co ciekawe, wychowanek Betisu zaliczył 458. mecz w La Liga, dzięki czemu wszedł do TOP20 w historii ligi pod względem występów!
Wychodzi więc na to, że Santiago Bernabeu nie jest dobrym miejscem na wygrywanie meczów, bo w obecnych rozgrywkach Real zdobył ledwie dwa punkty w trzech meczach! W ubiegłym sezonie był nieco lepszy w spotkaniach wyjazdowych – 47 pkt zdobytych poza domem, w stosunku do 46 u siebie – ale wtedy potknął się pięć razy przez cały sezon, a teraz już trzy wpadki, mimo że do rozegrania derby Madrytu, El Clasico, a i inne czołowe ekipy będą miały chrapkę na wyjazdowe punkty w świątyni futbolu. Tym razem zaczyna tak, jak zdarzyło mu się dwa razy wcześniej w historii – sezon 1969/1970 i trzy remisy oraz 1995/1996 i remis z dwoma porażkami.
W dużo lepszych nastrojach jest inny madrycki klub o wysokich aspiracjach – Atletico. Właśnie wygrał w Bilbao 2:1, ale to nie nowość, bo mimo trudnego rywala to „Lwy” z Bilbao są jednym z jego ulubionych przeciwników, a nowe San Mames działa niczym ziemia obiecana, bo wygrało tam już piąty raz. Tradycyjnie bez fajerwerków, ale z dużą dyscypliną w defensywie, bo gospodarze praktycznie nic nie mieli przez większość meczu. Skończyli z golem Raula Garcii oraz… niewykorzystanym karnym Adritza Aduriza. Z kolei „Rojiblancos” zrobili swoje, najpierw akcja w trójkącie Griezmann–Koke–Correa, a potem już bezpośrednia asysta Griezmanna i gol Ferreiry-Carrasco. Brzmi jak łatwo, lekko i przyjemnie, ale tak nie było, choć trzeba przyznać, że ten mecz był jedną z lepszych reklam żelaznej defensywy „Cholo” Simeone.
Swój 400. mecz w barwach Sevilli rozegrał Jesus Navas. Byłoby ich znacznie więcej, gdyby nie kilkuletnia przygoda w Manchesterze City. Wrócił przed obecnym sezonem i – rzecz jasna – stał się podstawowym zawodnikiem ekipy „Toto” Berizzo, a wczoraj świętował piękny jubileusz, który okrasił jeszcze piękniejszą bramką, choć trudno go posądzać o celowość tego zagrania…
Przy okazji warto odnotować jeszcze wyczyn Deportivo Alaves, które tym razem przegrało ze swoim imiennikiem z A Corunii i oczywiście nie strzeliło przy tym gola, dzięki czemu dołączyło do Crystal Palace, które w Premier League może „pochwalić się” podobnym bilansem. Swoją drogą wspomniany MisterChip podaje, że wcześniej – przed CP i Alaves – taki wynik wśród zespołów pięciu najlepszych lig Europy miała tylko jedna ekipa w historii – włoska Ancona w 1945 roku.