Real Madryt zbliża się do końca rekordowego sezonu. „Królewscy” są o krok od zdobycia mistrzostwa Hiszpanii, a w Lidze Mistrzów pozostał już do pokonania tylko jeden rywal. Zinedine Zidane nadal powtarza, że drużyna niczego jeszcze nie wygrała i swoim przesłaniem zaraził zawodników. Realizacja celu jest na wyciągnięcie ręki, podobnie jak kolejne strzeleckie rekordy i zepchnięcie w niepamięć „ligi rekordów”.
Pięć lat temu, gdy zakończył się sezon 2011/2012, Jose Mourinho obwieścił światu, że jego zespół właśnie wygrał „ligę rekordów”. Spektakularnie zdobyty puchar był ostatnim, jaki trafił do gabloty na Santiago Bernabeu. Tymczasem półtora roku temu pojawił się Zinedine Zidane i wszystko odmienił. Francuz sprawił, że za chwilę nikt nie będzie wracał do ery Mourinho, bo zwyczajnie nie będzie po co. Ten sezon ma być jeszcze lepszy. Real pokonywał bramkarzy przeciwników w każdym meczu od 26 kwietnia 2016 roku, czyli rewanżowego spotkania przeciwko Manchesterowi City. „Królewscy” przynajmniej raz trafiają już od 63 meczów. Przed nimi jest w historii plasuje się już tylko Santos z czasów Pele – do nich brakuje jedenastu meczów.
Kadra Realu Madryt na przestrzeni tych kilku lat znacząco się zmieniła. W stolicy Hiszpanii pozostało już tylko ośmiu piłkarzy pamiętających sukces osiągnięty z Mourinho. Jednym zmieniła się rola w drużynie, a inni nadal pozostają kluczowi. Sergio Ramos, Cristiano Ronaldo, Marcelo i Karim Benzema są pierwszoplanowymi postaciami obu sezonów. Portugalczycy Pepe i Fabio Coentrao nie są już tak istotni, natomiast Raphael Varane, Alvaro Morata z rozegranych łącznie dziesięciu meczów w sezonie 2011/2012 awansowali na odpowiednio podstawowego środkowego obrońcę i drugiego strzelca zespołu. Czynnikiem pozwalającym Mourinho nazwać tamte rozgrywki rekordowymi była przede wszystkim liczba zdobytych bramek. Obecna drużna „Królewskich” potrzebuje już tylko siedem goli od przebicia tamtego sezonu. Czasu pozostaje niewiele, bo tylko dwa spotkania – w dodatku jedno przeciwko najsolidniejszej defensywie na świecie. Mimo to strzelenie nawet pięciu bramek Maladze w ostatniej kolejce La Liga i wbicie dwóch w finale Champions League pozostaje w zasięgu Realu. Myślenie o kolejnym rekordzie stało się możliwe dzięki wysokim zwycięstwom nad Sevillą i Celtą. „Królewscy” mają na liczniku 167 goli.
Dwa niezwykle ważne mecze – do tego sprowadza się kilka długich miesięcy pracy. Margines błędu jest niewielki – z Malagą można zremisować, a to i tak wystarczy, by zostać mistrzem Hiszpanii. W Lidze Mistrzów potrzebny będzie perfekcyjny mecz, ale „Zizou” jak mantrę powtarza piłkarzom, że jeszcze niczego w tym sezonie nie wygrali. Zawodnicy tym nasiąknęli i rozmowach między sobą powtarzają słowa swojego trenera. Real może stać się pierwszym zespołem, który wygra Ligę Mistrzów dwa razy z rzędu i po raz pierwszy od 1958 roku zdobędzie dublet. Aż trudno uwierzyć, że tego wszystkiego dokonają ze szkoleniowcem, który nieco ponad półtora roku temu trenował jeszcze rezerwy.
Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!