Remis w starciu beniaminków. Tak wygląda nasza ekstraklasa

i_7ea077bd554a14e6eebb9a8d771dd6d6

Typowy obraz listopadowej odsłony ekstraklasy. Garstka kibiców na trybunach starego stadionu, temperatura zimowa, a na boisku tylko jedna drużyna chcąca grać w piłkę.

Wisła Płock podejmowała wczoraj Arkę Gdynia. Przed meczem obie ekipy były w podobnej sytuacji. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że problemy obu drużyn są bliźniaczo podobne. Obaj beniaminkowie ten sezon zaczęli z przytupem. Dobre wyniki, niezła gra z wyżej notowanymi drużynami. Od kilku tygodni oba kluby znajdują się jednak na równi pochyłej.

Pasmo meczów bez zwycięstwa obu ekip ciągnie się już od kilku tygodni, więc dziś wielu z nas myślało, że nikt nie będzie kalkulował – trzy punkty albo nic. Niestety na boisku widzieliśmy tylko jedną drużynę. Mowa tu o gospodarzach. Przez cały mecz to oni dyktowali warunki gry. Trener Arki po meczu sam powiedział, że był to najgorszy mecz jego zespołu w tym sezonie.

Wisła zaczęła w nieco innym ustawieniu niż ostatnio, chociaż dopiero teraz jej ustawienie można uznać za „normalne”. Przez jakiś czas na prawym skrzydle występował Piotr Wlazło, który nominalnie jest defensywnym pomocnikiem. Dzisiejszy powrót na jego naturalną pozycję zaowocował tym, że Arka w środku pola nie miała zbyt wiele do powiedzenia.

Gdynianie ewidentnie odczuwali brak Viniciusa, którego zastąpił Adrian Błąd. Niestety nie popisał się w tym meczu niczym szczególnym. Podobnie jak reszta formacji ofensywnej. Po stronie gości na pochwałę zasługuje Jałocha, który wyciągnął kilka groźnych strzałów gospodarzy. Dobrze zagrał również Sobieraj, który był najjaśniejszym punktem w linii defensywnej gdynian.

Ofensywa Arki? Pod nieobecność Brazylijczyka nie istniała. „Żółto-niebiescy” byli i są skazani na Abbota, który nie daje tyle jakości, ile oczekuje się od zawodnika na poziomie ekstraklasy. Każdy kolejny sprint do piłki mocno osłabiał rosłego napastnika. Jedynie, na co mógł liczyć napastnik gości przy wybieganych obrońcach Wisły, to rzuty rożne, których Arka miała niewiele. Statystyka strzałów celnych na bramkę Wisły – zero. To mówi wszystko.

W Wiśle swoje okazje marnowali m.in Merebashvili, Wlazło, Kriwiec i Reca. Reca, który mógł zaliczyć wejście smoka, ale w polu karnym minął się z piłką. Punkt raczej nikogo tu nie zadowala. Na ten moment obie drużyny prezentują futbol na miarę grupy spadkowej.

Emocje piłkarzom Wisły udzieliły się również po końcowym gwizdku. Pretensje do Arkadiusza Recy miał Dominik Furman. W obronę młodego skrzydłowego Wisły stanął Stępiński i gdyby nie interwencja kolegów z drużyny, mogłoby dojść do rękoczynów. Ta sytuacja wymaga jednak głębszej analizy, a więcej możecie przeczytać TUTAJ.

Niestety długie serie bez zwycięstwa nie sprzyjają kreowaniu dobrej atmosfery. Kibice mają wymagania, dziennikarze dokładają swoje trzy grosze, a działacze coraz bardziej się niecierpliwią. Na ten moment chłodniejszą głowę zachowuje drużyna Arki, która ma większy margines błędu. A Wisła? Trudno powiedzieć, jakie decyzje będą podjęte. Brak decyzji to jednak też decyzja.

Fot. Wisła Płock

Komentarze

komentarzy