Wonderkid, talent dekady, kolejny <tu wstaw nazwisko wielkiej gwiazdy>… Co chwilę mamy do czynienia właśnie z takimi określeniami, używanych w odniesieniu do młodych, zdolnych zawodników, przed którymi świat piłki teoretycznie stoi otworem. No właśnie – teoretycznie…
Nie zliczymy wszystkich tych, którym przepowiadano wielkie kariery, Złote Piłki i wieczną chwałę. W większości przypadków kończyło się to wielkim zawodem, a zawodnicy zamiast rozwijać swoje umiejętności, spadali o kilka szczebli niżej. Nam po latach pozostaje jedynie niedowierzanie w stylu: „to on tam gra?!”, odnoszące się oczywiście do bardzo przeciętnych ekip.
Jednym z takich wielkich talentów miał być Renato Sanches. Kiedy Bayern Monachium kupił go z Benfiki za 35 milionów euro jeszcze przed EURO2016, każdy bił brawo za szybką, sprawną operację. Sanches błyskawicznie miał stać się zawodnikiem wartym co najmniej dwa razy tyle. Jak potoczyły się losy piłkarza w Niemczech, wszyscy doskonale wiemy. Latem pożegnano się z nim w zamian za 20 milionów od Lille.
Na północy Francji 22-latkowi także nie układało się tak, jak oczekiwano. Forma swoją drogą, ale nie pomagały także kontuzje. Teraz, pod koniec 2019 roku, pojawiło się jednak światełko w tunelu. Piątek 13-ego okazał się szczęśliwy zarówno dla Lille, jak i dla Portugalczyka. Dlaczego? Otóż Lille, które z kretesem odpadło z Ligi Mistrzów nie wygrywając żadnego meczu, jest jedyną drużyną Ligue 1, która kończy półmetek sezonu… bez ligowej porażki u siebie (osiem zwycięstw, dwie porażki).
Wracając do Renato Sanchesa. 22-latek nie tylko zapewnił Lille zwycięstwo, zdobywając decydującą bramkę (swoją pierwszą w sezonie) w 84. minucie. Występujący na prawej pomocy zawodnik oddał także najwięcej celnych strzałów w meczu (cztery na pięć prób), a z powodzeniem zakończył aż dziesięć dryblingów (rekord obecnego sezonu Ligue 1). Co więcej, miał osiem kontaktów z piłką w polu karnym rywali (najwięcej) oraz zanotował osiem odbiorów (także najwięcej). Z jednej strony „jedna jaskółka wiosny nie czynie”, ale jak myślicie – czy to pierwsza oznaka tego, że 2020 rok będzie dla niego najlepszym od dawna?