Od początku sezonu nie ustają zachwyty nad Realem Sociedad – i słusznie, bo jego mecze ogląda się z dużą przyjemnością, a do tej pory „Txuri-Urdin” osiągają dobre wyniki, tyle że wczoraj trafili na ekipę, którą pochwalić można jeszcze bardziej, wszak jest beniaminkiem i ma dużo mniejsze możliwości finansowe. Tymczasem Levante jest na 5. miejscu i w elitarnym gronie ekip niepokonanych!
Ubogiemu sąsiadowi Valencii należy poświęcić więcej miejsca, gdyż nie pasuje do czołówki La Liga, z jakiej strony byśmy nie spojrzeli. Małe pieniądze, mała popularność, dużo większy i mocniejszy sąsiad za miedzą. Mimo to powrót „Granotas” do elity rozpoczął się bardzo imponująco, zwłaszcza patrząc na terminarz, jaki dostali na dzień dobry. Kolejno: Villarreal, Deportivo La Coruna, Real Madryt, Valencia i Real Sociedad. A więc mistrz, trzy ekipy z aspiracjami na europejskie puchary – i chodzi tutaj nie tylko o Ligę Europy, ale nawet o miejsce w TOP4 – i jedynie średniak z Galicji! Mimo to zgarnęli dziewięć punktów, a na gwiazdę wyrasta Enis Bardhi. Macedończyk przyszedł do Levante za 1,5 miliona euro! Tyle pieniędzy trzeba było wyłożyć, żeby go wyjąć z Ujpestu Budapeszt, i powiedzmy sobie szczerze – i Legia, i Lech przegapiły tę okazje. Okazję, która już zapewniła trzy gole swojemu nowemu zespołowi, m.in w taki sposób jak wczoraj:
Nam jednak wydaje się, że mimo ładnego gola Macedończyka to nagroda za najbardziej efektowne trafienie tego meczu, a może i kolejki, trafi w ręce kolegi Bardhiego, Chemy, który otworzył wynik spotkania w iście ekwilibrystyczny sposób.
Poza tym nudne zawody na Estadio de la Ceramica, gdzie Villarreal do spółki z Espanyolem bili głową w mur. Mogło, a raczej powinno, być inaczej, bo na początku meczu gospodarzom należał się oczywisty karny, ale Jose Luis Munuera nie dostrzegł faulu na Samu Castillejo. Poza tym nie działo się nic wartego ani godnego wspomnienia.
Kolejny raz Getafe zrobiło wynik ponad stan. Ekipa spod Madrytu także posiada znak towarowy „beniaminek” i również jej nie oszczędził ligowy kalendarz. Ale radzi sobie nie najgorzej, bo zremisowała w Bilbao, a wczoraj w Vigo. Do tego zabrakło jej kilku minut do punktów przeciwko Sevilli i Barcelonie! Choć czwartkowy wieczór to ona zakończyła golem na wagę remisu, to i tak najwięcej mówi się o Maxim Gomezie. Napastnik Celty wchodzi do La Liga jak strzelec wyborowy, wszak strzelił cztery – a według niektórych źródeł pięć – z sześciu goli dla „Celestes” w tym sezonie. Tym razem również nie zawiódł i trzeba sobie powiedzieć jasno, że 4,3 miliona euro wydane na tego 21-letniego chłopaka spłaca się w zawrotnym tempie i już można je uznać za inwestycje, która może zwrócić się kilkukrotnie.
Villarreal–Espanyol 0:0
Celta–Getafe 1:1
Levante–Real Sociedad 3:0