Masz 12 lat i wychodzisz na murawę stadionu, który za półtora miesiąca będzie najważniejszym punktem na mapie piłkarskiej Europy. Na Arenie Lublin już 15 czerwca zainaugurowane zostanie Euro U-21 2017, ale wcześniej, bo w długi weekend majowy, rozegrano drugą edycję turnieju Duńczyk Cup dla chłopców z rocznika 2005. Z tej okazji postanowiliśmy zobaczyć, jak wyglądają poszczególni uczestnicy tych rozgrywek oraz ich pomysły na szkolenie, codzienne problemy oraz życie w akademiach.
Dlatego nie przeczytacie tutaj o samych zawodach. Te były ciekawe, a i owszem! Ale o wynikach można napisać krótko – wygrało Zagłębie Lubin, drugie miejsce zajął Lech Poznań, a trzecie Lechia Gdańsk, czyli podium takie samo jak rok temu… Dodatkowo królem strzelców został zawodnik Motoru Lublin, Wiktor Lenard, z sześcioma trafieniami, a najlepszym piłkarzem Kamil Cybulski z Lecha Poznań. Ten drugi na tle swoich przeciwników wyróżniał się umiejętnościami piłkarskimi na wysokim poziomie, dużo wyższymi od jego wzrostu, bo jak wspominał drugi trener Lecha Poznań, Błażej Marciniak, to chłopak urodzony w grudniu 2005 roku, a zatem fizycznie odstawał od swoich rówieśników.
Warto jeszcze wspomnieć, że duży wkład w organizację turnieju mieli rodzice piłkarzy Lublinianki, a także klub Motor Lublin. Prawdopodobnie gdyby nie osoba Leszka Bartnickiego, prezesa, to nie byłoby patronatu Polskiego Związku Piłki Nożnej, a także kamer kanału Łączy Nas Piłka. Co ciekawe, Duńczyk Cup, to jedyny turniej nieorganizowany przez PZPN z jego patronatem! Wszystko to można było obejrzeć na żywo na antenie lokalnej telewizji – LubelskaTV
Świetna impreza młodzieżowa na Arenie Lublin – międzynarodowy turniej Duńczyk Cup. To zaszczyt, że mogłem go otworzyć. pic.twitter.com/8EFoK6jT67
— Leszek Bartnicki (@lbartnicki) April 29, 2017
—
Otoczka turnieju godna, ale to również ogromna porcja doświadczeń, które trenerzy mogą wymieniać między sobą, poznania odmiennych punktów widzenia na szkolenie itd. Jest okazja do rozmów, które trzeba wykorzystać, bo trenerzy młodzieży to prawdziwa kopalnia wiedzy, świeżo zdobytej wiedzy. Wiele ciekawych rzeczy powiedział szkoleniowiec Śląska Wrocław, Kamil Domagalski. Niedawno odbył staż w Dinamie Zagrzeb i… okazało się, że Chorwaci w niczym nie przodują pod względem infrastruktury. Brak internatu, brak stołówki, to pierwsze oznaki, że wcale nie jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać.
– Do niedawna problemem była szkoła. Klub nie miał podpisanej żadnej umowy ze szkołami na klasy sportowe i były kłopoty z organizacją treningów. Trzeba pamiętać, że w Chorwacji lekcje są w systemie dwuzmianowym i część chodzi na poranne lekcje, a część na popołudniowe i też treningi w jednym roczniku były organizowane dwa razy dziennie, tak by wszyscy mogli pogodzić obowiązki szkolne z klubowymi. Dochodziło do takiej sytuacji, że w tygodniowym mikrocyklu zespół ani razu nie trenował razem w komplecie – mówi trener Śląska.
Zagłębie Lubin po raz drugi wygrało turniej Duńczyk Cup i drugi raz pod wodzą trenera Janusza Raka. Jak sam wspomina, ponad 30 lat w roli szkoleniowca młodzieży, ale nie ma parcia na starsze zespoły, a wręcz przeciwnie – chce jeszcze młodszy rocznik i prawdopodobnie go dostanie, bo u „Miedziowych” panuje dwu-, trzyletni okres trenowania poszczególnego rocznika. Po tym czasie dyrektorzy akademii oraz trenerzy podsumowują ten okres i następują zmiany szkoleniowców, którzy są dobierani w odpowiedni sposób, tak by specjaliści w danej dziedzinie, tudzież osoby mające swój sposób widzenia mogły nadrobić ewentualne braki lub udoskonalić to, co już wygląda dobrze.
W Koronie od marca wdrożono projekt pod nazwą „Indywidualny Program Rozwoju”. IPR ma być szansą na rozwijanie i promowanie najlepszych zawodników w klubie. 22 najbardziej zdolnych piłkarzy z roczników 1998–2005 będzie „doszkalanych” przez ścisłe grono trenerów. Pieczę nad wszystkim będzie trzymał były szkoleniowiec pierwszej drużyny, Tomasz Wilman, do tego obecny będzie trener przygotowania fizycznego Korony, Marek Dutkiewicz, oraz trener rocznika 2005, Rafał Nowiński. Gdy ogłaszano wdrożenie tego programu, prezes Korony Kielce, Marek Paprocki, wspominał o kosztach, które w sezonie 2017/2018 mają wynieść około 250 tysięcy złotych. Wydaje się, że nawet jeśli jeden zawodnik miałby się wybić i klub mógłby zarobić na nim siedmiocyfrową kwotę, to warto wydać ćwierć miliona na szlifowanie swoich największych talentów. A nawet jeśli nie sprzedadzą, to przecież zawsze może na tym skorzystać zespół.
Paweł Budziwojski, opiekun Lechii Gdańsk, wspominał o słabych warunkach infrastrukturalnych, ale jednocześnie liczył, że przy dobrych warunkach finansowych, jakie obecnie panują w gdańskim klubie, będzie szansa na ułatwienie pracy trenerom i młodzieży poprzez budowę ośrodka lub kilku boisk. Dodał, że obecnie grupy młodzieżowe Lechii jeżdżą i trenują w całym Gdańsku.
Piłkarze Lecha byli już otrzaskani z atmosferą dużego turnieju, wszak w zimie brali udział w Lech Cup. Co prawda, jest on rozgrywany w hali, ale przyjeżdżają najmocniejsze zespoły z całej Europy – zwycięzcą ostatniej edycji był Bayern, a drugie miejsce zajął Anderlecht – a na trybunach niejednokrotnie kibice Lecha dopingowali młodych chłopaków, dając im namiastkę tego, czego mogą spodziewać się w przyszłości. Co ciekawe, po pierwszym dniu młodzi lechici mieli na swoim koncie dwie wygrane i cztery remisy. Taki sam wynik miał Motor Lublin, ale różnica polegała na nastrojach. Współgospodarz był zadowolony, bo akademia III-ligowego klubu rywalizowała jak równy z równym z topowymi szkółkami z kraju, a zapytany przeze mnie trener Lecha powiedział ciekawą rzecz: – Chłopaki są niezadowoleni, a na pewno nienasyceni wynikami. Może nie podłamani, ale mimo wszystko są przyzwyczajeni do wygrywania, a w tej chwili tego nie ma – zaznaczał Damian Sobótka, pokazując tym samym, że w Lechu chłopaki od małego chcą wygrywać wszystko jak leci.
Drugi trener Escoli Varsovii Adrian Żurański mógł pochwalić się wyjazdem na turniej wszystkich szkółek filialnych Barcelony do stolicy Katalonii. Rozgrywki prawdziwie międzynarodowe, bo warszawscy zawodnicy – z rocznika 2006, 2007 i 2009 – grali m.in. ze szkółką z japońskiej Fukuoki czy brazylijskiego Sao Paulo. Takie zawody to dla młodych chłopaków wielkie wyróżnienie, dodatkowo wiadomo, że skauci La Masii zapewne skrzętnie skorzystali z okazji obserwowania tysięcy piłkarzy bez ponoszenia kosztów wyjazdowych. Te z kolei musieli ponieść rodzice zawodników Escoli. Mowa tutaj chociażby o locie samolotem i utrzymaniu się na miejscu, a zatem można sobie wyobrazić, o jakich kwotach mowa, a to wszystko cena spełniania dziecięcych marzeń, choć może kiedyś się zwróci z nawiązką. Najlepszym przykładem warszawskiej filii Barcelony jest Marcin Bułka, który podpisał kontrakt z Chelsea i przeciera szlaki w poważnym futbolu dla kolejnych wychowanków Escoli.