Tegoroczna Liga Mistrzów postronnych widzów po prostu rozpieszcza. Gorzej z tymi, którzy sympatyzują z którymś z półfinalistów, bo przebyli oni drogę z nieba do piekła lub odwrotnie. Wszystko przez przepiękne remontady.
Zarejestruj się z kodem GRAMGRUBO i graj BEZ PODATKU!
Dawno nie mieliśmy większych dowodów na poparcie tezy, że w piłce nie można mówić o rozstrzygnięciach przed końcowym gwizdkiem. W przeszłości zdarzały się wielkie comebacki, jednak nigdy na przestrzeni tak krótkiego odstępu czasu. Okazuje się, że tegoroczna Liga Mistrzów to nie tylko wielki Liverpool i wielki Tottenham…
W obecnej fazie pucharowej mieliśmy aż trzy dwumecze, w których drużyna awansowała po porażce w pierwszym, domowym meczu. Ta sztuka udała się Ajaksowi po porażce u siebie z Realem, Manchesterowi United po domowym 0:2 z PSG i wreszcie Tottenhamowi w starciu przeciwko amsterdamczykom.
O tym, jak zawrotne są to liczby najlepiej mówi fakt, iż przez poprzednie 26 lat, od powstania Ligi Mistrzów, oglądaliśmy łącznie… trzy takie przypadki. Pierwszym był awans Steauy Bukareszt w sezonie 1993/1994, kiedy w pierwszym meczu przegrała 1:2, by ograć na wyjeździe Dymano Zagrzeb 3:2. Drugi taki przypadek miał miejsce dwa lata później, kiedy Ajax przegrał u siebie w półfinale 0:1 z Panathinaikosem, a w rewanżu wygrał 3:1. Na kolejną taką remontadę musieliśmy czekać do sezonu 2010/2011 – wtedy Inter poległ w 1/8 finału 0:1 z Bayernem, lecz wygrał 3:2 na wyjeździe.
Niesamowite, że wystarczyły nieco ponad dwa miesiące, by dołożyć kolejne trzy podobne remontady i podwoić ich liczbę z poprzednich 26 lat. Tegoroczna Liga Mistrzów jest wyjątkowa. Wielka szkoda, że do jej zakończenia został już tylko jeden mecz…