Jak zwykło się mawiać pięknie, choć zwykle są to puste słowa, puchary oraz derby rządzą się swoimi prawami. Nikt tych praw jeszcze nie zdefiniował… Ten, kto będzie pierwszy, prawdopodobnie otrzyma nagrodę Nobla. Jeśli już będziemy definiować te prawa dotyczące pucharów, jednym z nich mogą być kapitalne występy Cristiano Ronaldo w Lidze Mistrzów, zwłaszcza wiosną. Nie bez przyczyny ma przydomek „Mr Champions”.
Postawa Juventusu pozostawia wiele do życzenia w ostatnich tygodniach, o czym zresztą pisaliśmy niedawno na łamach Zzapołowy. Tyle że jest ktoś, kogo absolutnie nie można lekceważyć. Jak się domyślacie, po wstępie, tą osobą jest Cristiano Ronaldo. CR7 jest w niesamowitym gazie. Od początku grudnia rozegrał 15 spotkań w barwach Juventusu i tylko raz(!), w Superpucharze z Lazio, nie strzelił gola. W pozostałych czternastu meczach trafił aż 19 razy i przy jednym asystował! Jeśli dodamy do tego fakt, że w tych spotkaniach Juventus trafiał do siatki rywala 30 razy, widać kompletne uzależnienie zespołu od Portugalczyka. Udział przy 2/3 goli to jedno, inną sprawą jest fakt, że gdyby odjąć jego trafienia, Stara Dama miałaby o 14 punktów mniej oraz jednobramkową stratę do Milanu po pierwszym półfinałowym meczu Coppa Italia.
Dodajmy do tego jeszcze jeden fakt, o którym pisaliśmy dwa tygodnie temu:
Ciekawą statystyką jest porównanie strzałów na mecz w wymiarze drużynowym i indywidualnym. W tym pierwszym aspekcie Juve oddaje 17 uderzeń na bramkę rywala i zajmuje czwarte miejsce w lidze. Jednak wśród zawodników zdecydowanie przewodzi Cristiano Ronaldo i jego 5,6 strzałów na mecz, co oznacza, że na każde trzy strzały Juve, jedno przypada właśnie Portugalczykowi. W tym aspekcie nietrudno się domyśleć, że jest to największa zależność w lidze.
Wiosna dla Ronaldo
Wróćmy jednak do przydomku „Mr Champions”. Osiągi w Lidze Mistrzów robią niesamowite wrażenie. Już nie będziemy wypisywać wszelkich rekordów, jakie pobił Ronaldo w najbardziej prestiżowych rozgrywkach, ale warto zwrócić uwagę na wiosenne mecze. Zatem wzięliśmy pod lupę sześć ostatnich edycji Ligi Mistrzów, a więc rozpoczynamy od 1/8 finału rozgrywek 2013/14, a kończymy na poprzednim sezonie.
2019: 4 mecze – 5 goli
2018: 7 meczów – 6 goli
2017: 7 meczów – 10 goli
2016: 6 meczów – 5 goli
2015: 6 meczów – 5 goli
2014: 7 meczów – 8 goli
Łącznie: 37 meczów – 39 goli
Jeśli do tego dodamy fakt, że zdobył trzykrotnie trofeum dla najlepszej drużyny w Europie oraz sześć razy z rzędu był królem strzelców – w 2015 razem z Neymarem i Messim – Ligi Mistrzów, mamy jasną odpowiedź, skąd wziął się przydomek „Mr Champions”. Nie ma wątpliwości, że dobre losowanie, bo za takowe należy uznać trafienie na Olympique Lyon, daje podstawy, by myśleć o podreperowaniu liczb i w tym sezonie. Trzeba przyznać, że statystyki po fazie grupowej są – jak na Ronaldo – bardzo mizerne, gdyż do tej pory trafiał jedynie w meczach z Bayerem Leverkusen.
Powtórka sprzed roku?
O ile niedawno trochę krytykowaliśmy Juve za słabszą postawę w tym sezonie, o tyle Olympique Lyon wygląda dużo dużo gorzej w rozgrywkach ligowych. W zasadzie szansą na uratowanie sezonu dla Lyonu są puchary. Nie tylko europejskie, ale również krajowe. Dzisiaj początek gry w fazie play-off Ligi Mistrzów, za tydzień półfinał Pucharu Francji z PSG, a za nieco ponad miesiąc ten sam rywal sprawdzi ich w finale Pucharu Ligi. Terminarz niełatwy, a to przecież nie koniec, ponieważ między meczem z Juve i PSG, czekają ich jeszcze derby z Saint-Etienne oraz wyjazdy do Lille i Rennes, czyli czwartej i trzeciej drużyny tabeli!
Powiedzmy sobie szczerze, OL w tym momencie nie jest drużyną na 1/4 finału Ligi Mistrzów. Zrobili swoje, bo dla takiego klubu wyjście z grupy, gdzie był RB Lipsk, Benfica i Zenit z pewnością uznawano za obowiązek. Nie było żadnej potęgi w Europie, więc wykorzystali szansę i mając 8 punktów awansowali dalej. Zresztą powtórzyli w ten sposób wynik z ubiegłego sezonu, gdy… nie przegrali ani jednego meczu w grupie i awansowali z bilansem 1-5-0! Później domowy remis z Barcą, po którym Blaugrana przejechała się po Francuzach dokładnie w odwrotnym stosunku bramek, do bilansu OL z grupy.
Na więcej trudno liczyć, skoro ani nie ma wielkiej formy, ani losowanie nie dopomogło. Najwięcej OL może zyskać na wypromowaniu konkretnych zawodników – może błyśnie Moussa Dembele, może Memphis Depay albo świeżo sprowadzony z brazylijskiego Athletico Paranaense, za ponad 20 milionów euro, Bruno Guimaraes. W tym momencie trudno sobie wyobrazić i oczekiwać czegoś więcej od Les Gones.