Pościgi, tortury, porwania, kradzieże… Ruben Semedo, czyli „GTA 5 in real life”

Zakup piłkarza to zwykle bardzo przemyślana decyzja. W końcu na szali kładzie się przeważnie dość spore pieniądze, chcąc, by te się zwróciły w sportowej postaci. Jednak nie każdy piłkarz to aniołek – a przynajmniej ułożony człowiek – i czasem pojawiają się różne kwiatki. Teraz mamy do czynienia z ogromnym chwastem.

Nie tak dawno skandalem nazywano wybryki Mario Balotellego, który podczas swojego pobytu w Manchesterze bawił się fajerwerkami, rzutkami, odwiedzał damskie więzienie, a „za potrzebą” nawet szkołę. Te i inne zachowania nie wypadają piłkarzowi na tak wysokim poziomie, na którym wymaga się dojrzałości. Patrząc jednak na wieści z ostatnich dni, Balotelli to tylko malutki zgrywusik, dokazujący jak kilkuletnie, niestanowiące zagrożenia dziecko.

Słowo „skandal” na niemal najwyższy poziom wciągnął Ruben Semedo, zawodnik (jeszcze) Villarreal. Świetną postawą w Sportingu zwrócił na siebie uwagę większych europejskich klubów, ostatecznie lądując w Hiszpanii za 14 milionów. Można powiedzieć, że dopóki grał, wszystko było w porządku, w końcu w Portugalii nie było z nim żadnych problemów. Jednak kiedy doznał kontuzji, dziwnym trafem zbiegło się to z początkiem różnych – delikatnie mówiąc – incydentów.

Około miesiąc temu ujawniono wydarzenia, które miały miejsce w końcówce ubiegłego roku, podczas teoretycznego leczenia kontuzji. Pod koniec października ok. 7:20, pod jednym z klubów piłkarz zaoferował kibicowi koszulkę ze swoim nazwiskiem. Przy samochodzie na parkingu z bagażnika wyciągnął jednak nie obiecany podarunek, a szklaną butelkę, którą rozbił na głowie mężczyzny. 19 listopada 24-latek bawił się w klubie tak dobrze, że nie chciał go opuścić nawet o… 8:30 rano. Kiedy właściciel próbował go wyprosić, ten wyciągnął broń, zakazując wzywania policji i mówienia o zdarzeniu komukolwiek.

Coraz gęstsza atmosfera i widmo konsekwencji nie zrobiły jednak na obrońcy dużego wrażenia. Semedo zamiast się nad sobą zastanowić, chyba jeszcze bardziej wciągnął się w wymyślony świat bezkarności i władzy. Kilka dni temu dowiedzieliśmy się o zatrzymaniu, za którym stały zarzuty porwania, związania i pobicia. Teraz dotarto jednak do zeznań z wydarzeń w domu Portugalczyka. Doprawdy wstrząsające…

Na razie zawodnikowi nie udowodniono nic konkretnego poza posiadaniem broni w domu, jednak nie wydaje się, żeby powyższe informacje jakoś wyraźnie mijały się z prawdą. Temat nie do śmiechu, ale półżartem można powiedzieć, że przed przybyciem do Hiszpanii Semedo chyba trochę czytał, jednak za bardzo wziął do siebie słowa byłego trenera Osasuny o zatrzymywaniu Messiego „pistoletem i kajdankami”. Sprostujmy więc: Ruben, NIE – to nie jest dopuszczalne w sąsiadującym z Portugalią kraju.

Co ciekawe, agent piłkarza twierdzi, że… to Portugalczyk jest ofiarą. Według niego nie było żadnego porwania, a znaleziona broń nie należała była piłkarza. Nie brzmi to zbyt przekonująco, ale co mógł powiedzieć agent w takiej chwili, przecież nie „dzień dobry, mój klient jest chorym idiotą”. Dopóki jest to możliwe, trzeba starać się zachowywać pozory.

Villarreal podobno już pracuje nad rozwiązaniem umowy z winy zawodnika, dla którego może to oznaczać koniec przygody z piłką lub przynajmniej znaczną przerwę od niej. Na pewno w obecnym stanie psychicznym/mentalnym nie nadaje się on do kontaktów międzyludzkich, a trudno będzie znaleźć klub tak szalony, by ryzykować zdrowiem innych. Czego możemy życzyć? Przede wszystkim do chwili potwierdzenia zarzutów nie ma co Portugalczyka na siłę wpychać za kratki. Jeśli jednak wszystko się potwierdzi, oby Semedo z czasem zmądrzał i spokorniał. Bo chyba to niezbyt fajne, jak statystyki piłkarskie takie jak niecelne strzelanie i agresja, przypisuje się do cech niezwiązanych z piłką…

Totolotek: Zarejestruj się i graj bez podatku! – KLIKNIJ W LINK I ODBIERZ BONUS!

Komentarze

komentarzy