Ryan Mason – pomijany, wypychany, swym uporem wspiął się na szczyt. Mając 26 lat musi skończyć z piłką

Wszyscy dobrze wiemy, że kariera sportowca – szczególnie piłkarza – nie trwa wiecznie. Codzienne wyrzeczenia, ogromne obciążenia organizmu, urazy powodowane m.in. kontaktową grą. Nawet profesjonalne „prowadzenie się” nie jest receptą na sportową długowieczność, mimo że piłkarze kończą kariery później, niż jeszcze przed kilkoma dekadami. Jedni zawieszają buty na kołku spełnieni, z wieloma trofeami na koncie, inni z niedosytem, ale poczuciem włożenia w przygodę życia całych sił. Co innego, kiedy zawodnik musi przedwcześnie zrezygnować z tego co kocha, bo nie ma innego wyjścia. Przekonał się o tym Ryan Mason.

Urodzony w Londynie zawodnik to idealny przykład wychowanka od A do Z. Od ósmego roku życia szkolił się w akademii Tottenhamu, marząc o reprezentowaniu tego klubu w przyszłości. Wydawało się, że wszystko pójdzie gładko, kiedy w wieku 17 lat zadebiutował w meczu Ligi Europy. W tym momencie piękny sen się urwał, jego kariera nie wystrzeliła tak, jak chociażby ta Dele Allego – młody zawodnik musiał uzbroić się w cierpliwość.

Zaczęła się seria niekończących wypożyczeń. Po dobrym sezonie w League One (trzeci poziom), trafił na zaplecze Premier League, w którym w ciągu dwóch lat nie pokazał nic szczególnego. Tottenham ściągnął wychowanka, ten zaliczył dwa występy w Lidze Europy, a zimą udał się do Francji, do drugiej, czwartoligowej (!) drużyny Lorient. Nawet tam nie potrafił się przebić i chyba mało kto myślał, że coś się zmieni na plus w kwestii obiecującego niegdyś pomocnika. Zamiast progresu zaliczył regres, bowiem po półrocznym pobycie w Bretanii wrócił do League One. W Swindon Town zaliczył niezły sezon, (jak przed czterema laty w Yeovill) ale tym razem pasmo wypożyczeń się skończyło.

Właśnie wtedy – w wieku 23 lat – po pięciu latach tułaczki (dla porównania Kane był wypożyczany „tylko” przez trzy sezony) osiągnął cel. Po pierwszych kolejkach sezonu 2014/2015, w których nie był nawet w kadrze meczowej, otrzymał szansę i wykorzystał ją najlepiej jak mógł. Stał się podstawowym zawodnikiem „Kogutów”, niezwykle zaangażowanym i walecznym. Najlepiej świadczy o tym 12 żółtych kartek zebranych na przestrzeni całego sezonu. Nigdy jednak nie został wyrzucony z placu gry.

W kolejnym sezonie, pewnie po części przez kilka urazów, Mason nie był kluczowym elementem układanki Pochettino, który przecież postawił na niego rok wcześniej po objęciu posady w Londynie. Mimo wszystko był ważnym zawodnikiem i wypracował sobie mocną pozycję w Premier League. Osiągnął swój cel, który przez te wszystkie trudne lata wydawał się prawie niemożliwy…

Przed rozgrywkami 2016/2017, zbrojący się z roku na rok Tottenham kupił m.in. Wanyamę i Sissoko. Mason widząc, że na początku sezonu nie otrzymuje ani minuty, postanowił odejść. Padło na Hull City, które wykładając ok. 13 mln funtów pobiło klubowy rekord. – Jestem typem piłkarza, który po prostu chce grać w piłkę, więc kiedy pojawiła się szansa na nowe wyzwanie, przyjąłem je.

Odszedł, by jak najwięcej grać, a paradoksalnie ten wybór przyczynił się do osobistej tragedii. Wybory życiowe są niesamowicie nieprzewidywalne, a po fakcie pozostaje tylko gdybanie. W końcu gdyby nie skończyło się na Hull, nie zagrałby w feralnym meczu z Chelsea, który zaprzepaścił cały trud i poświęcenie włożone w znalezienie się w angielskiej elicie. Gdyby…

Impet, z jakim Gary Cahill wpadł w swojego rodaka, spowodował pęknięcie czaszki. Pechowe wydarzenie mogło skończyć się jeszcze gorzej, więc z jednej strony jest za co dziękować losowi, z drugiej pozostaje rozgoryczenie. Mason przez ostatni rok ciężko pracował o powrót na boisko, jednak po konsultacji z lekarzami uznano, że jest to zbyt ryzykowne. Wystarczy spojrzeć na Petra Cecha, który doświadczył podobnego urazu i wyobrazić go sobie walczącego o górne piłki w środku pola… Nawet słynny kask mógłby nie pomóc.

Cała piłkarska Anglia życzyła Ryanowi powrotu do zdrowia

Zakończenie kariery przez 26-latka poruszyło wszystkich i z każdej strony posypały się podziękowania i życzenia pomyślności. Pięknym gestem popisało się Stoke City przypominając bramkę, jaką Mason zdobył przeciwko nim w EFL Cup.

Ładnie zachował się też Gary Cahill, pechowy sprawca urazu: – Wstrząśnięty dzisiejszymi nowinami od Ryana. Starcia po rzutach rożnych to coś, co robimy tysiące razy. Patrzenie na tego konsekwencje dla takiego profesjonalisty jak Ryan, jest bolesne. Przesyłam całą swoją miłość jemu i jego rodzinie i życzę wszystkiego najlepszego na przyszłość.

Trudno o napisanie czegoś sensownego w takiej chwili. Niby nikt nie umarł, jednak mimo wszystko w człowieku pojawia się wielki smutek, współczucie i setki myśli. Ryan Mason jako bardzo zdolny junior zaliczył brutalne zderzenie z dorosłą piłką, walcząc kilka lat o dosięgnięcie do niej. Kiedy mu się to udało zaliczył kolejne zderzenie, tym razem nie tylko metaforyczne, ale kończące w brutalny sposób karierę, która mogła z powodzeniem trwać jeszcze dekadę. Pozostaje mieć nadzieję, że Ryan mimo wszystko jest chociaż trochę spełniony, mając w dorobku debiut w reprezentacji i piękne 4050 minut na murawach Premier League.

Totolotek: Zarejestruj się i graj bez podatku! – KLIKNIJ W LINK I ODBIERZ BONUS!

Komentarze

komentarzy