Rywale znaleźli sposób na Liverpool. Efektywna formacja pokrzyżuje plany Kloppa?

Liverpool przez wiele miesięcy był uznawany za drużynę, której po prostu nie dało się pokonać. Trzy porażki w czterech ostatnich spotkaniach udowodniły, że podopiecznych Kloppa dopadł mały kryzys. Wszystkie problemy zapoczątkowała porażka z Atletico Madryt.

Jedni winę za obecne wyniki „The Reds” zwalają na przerwę zimową, drudzy na zmęczenie i psychiczne wypalenie. Prawda leży oczywiście gdzieś pośrodku, a Klopp ma kilka dni, aby wstrząsnąć zespołem przed rewanżowym spotkaniem z Atletico. Łącznie w ostatnich 360 minutach jego ekipa w spotkaniach prowadziła zaledwie przez 24 minuty.

Zespół z Anfield nie grał tak płynnie jak zwykle, ale wyniki często bywają złudne. Jak bowiem zakończyłoby się spotkanie z Chelsea, gdyby na początku chociażby Mane wykorzystał jedną z sytuacji? Z pewnością wynik byłby nieco inny, a o kryzysie Liverpoolu moglibyśmy zapomnieć. Tymczasem już dziś czeka nas starcie z Bournemouth i możemy się spodziewać, że „Wisienki” zastosują podobną taktykę do poprzedników.

Mowa o formacji 6-3-1 w fazie obrony. Ten trend zapoczątkowało Atletico:

Oczywiście wyjściowo Argentyńczyk ustawił zespół w standardowym 4-4-2, lecz w fazie obronnej zespół z Hiszpanii często podwajał swoich rywali w defensywie.

Lepiej wykorzystali to oczywiście gracze Watfordu. Nigel Pearson wykorzystał ogólną formację 4-2-3-1, ale gdy liderzy Premier League przemieszczali się do ostatniej strefy boiska, wówczas  skrzydłowi gospodarzy asekurowali większość boiska. 6-3-1 pozwoliło im zablokować środek, jednocześnie ograniczając na skrzydłach Andy’ego Robertsona i Trenta Alexandra-Arnolda.

Podobną taktykę zastosował także David Moyes, ale Szkot ostatecznie poległ po udanej końcówce Liverpoolu.

A także Chelsea. Tutaj wszystko wypaliło idealnie, a Lampad pokazał, że ciągle rozwija się jako trener.

***

Liverpool ma zatem spory problem i musi jak najszybciej go rozwiązać. Już w środę czeka ich bowiem ponowne starcie z Atletico i możemy się jedynie spodziewać, że Diego Simeone po raz kolejny zastosuje taką samą taktykę.