Poziom w wielu europejskich ligach jest na tyle wyrównany, iż trudno znaleźć drużynę, która w trakcie całego roku potrafi przegrać tylko kilka spotkań. Co ciekawe, taką ekipę mamy w lidze, która uznawana jest przez wielu za najlepszą na świecie. Mowa oczywiście o Premier League i Liverpoolu. Najlepszy zespół 2019 roku ma za sobą wybitne, dwanaście miesięcy. Potwierdza to fakt, iż w tym czasie, podopieczni Juergena Kloppa zanotowali… zaledwie pięć porażek. Przypomnijmy zatem kulisy tych spotkań.
Na początek, garść statystyk. W 2019 roku Liverpool rozegrał łącznie 57 oficjalnych spotkań (nie licząc potyczki o Tarczę Wspólnoty, a także rywalizacji przedsezonowych), wygrywając 42 mecze, remisując w 10 potyczkach (część z nich zakończyła się zwycięstwem po dogrywce/karnych) oraz notując zaledwie 5 porażek. Tym samy procent porażek podopiecznych Kloppa w zakończonym roku wyniósł… 8,8. Ten wynik z pewnością robi wrażenie na każdej osobie, która choć trochę interesuje się piłką nożną.
Imponujący rok w wykonaniu graczy „The Reds” nie zapowiadał się tak dobrze. Już pod koniec stycznia, podopieczni Juergena Kloppa mieli na swoim koncie dwie porażki. Na inaugurację 2019 roku, Manchester City podejmował Liverpool na Etihad Stadium. Potyczka tych drużyn budziła ogromne emocje, gdyż oba kluby prezentowały się w sezonie 2018/2019 wyśmienicie, więc bezpośrednie mecze wydawały się kluczowe w kontekście mistrzostwa.
Hitowe starcie Premier League nie zawiodło. Gospodarze wygrali spotkanie 2-1 po golach Aguero i Sane. Bramkę dla Liverpoolu zdobył natomiast Firmino. Do dziś wspominana jest jednak zupełnie inna sytuacja. Mowa o momencie w pierwszej części meczu, gdy po sporym zamieszaniu w polu karnym, Stones uderzył futbolówką w Edersona, a ta poleciała w kierunku bramki. Ostatecznie, angielski defensor wybił piłkę z linii bramkowej.
Wielu kibiców Premier League, którzy nie darzą do końca sympatią graczy Liverpoolu, ironicznie stwierdza, że tyle dzieliło graczy Kloppa od triumfu w lidze i upragnionego mistrzostwa Anglii.
Rozkład sił
Grudzień i styczeń to bardzo intensywne miesiące na Wyspach. Rotacja w składzie jest zatem konieczna. Druga porażka „The Reds” przypada więc na 7 styczna, gdy cztery dni po hitowym starciu, ekipa z Anfield rozgrywała wyjazdowe spotkanie z Wolverhampton w ramach 1/32 finału FA Cup. Liverpool nie miał szczęścia w losowaniu, gdyż na tym etapie turnieju z reguły przypada rywalizacja z drużynami League One czy Championship.
Sztab szkoleniowy „The Reds” znacznie wyżej cenił sobie rywalizację w Premier League, dlatego na murawę Molineux Stadium wybiegł mocno rezerwowy skład Liverpoolu.
Jedenastka gości składała się z zawodników, którzy nie otrzymywali zbyt wielu szans na grę w Premier League. Podopieczni Nuno Espirito Santo, słynący z dobrej gry przeciwko ekipom TOP6, pokonali wyżej notowanych rywali 2-1. Dość wcześnie „The Reds” pożegnali się z najstarszym piłkarskim turniejem, skupiając się tym samym na lidze oraz europejskich rozgrywkach.
Pamiętny dwumecz
Trzecia porażka w 2019 roku przypada już na początek maja. W pierwszy dzień tego miesiąca Liverpool rozgrywał półfinał LM z Barceloną. Wielu ekspertów i kibiców określało tę rywalizację przedwczesnym finałem. Zarówno „Duma Katalonii”, jak i „The Reds” byli najczęściej wymieniani w gronie kandydatów do triumfu w Lidze Mistrzów.
Nikt nie spodziewał się takiego rezultatu spotkania. Barcelona pokonała angielską ekipę 3-0, robiąc tym samym ogromny krok w kierunku awansu do ostatniego meczu tego turnieju. Wynik starcia nie odzwierciedlał jednak przebiegu rywalizacji. Liverpool całkiem dobrze radził sobie na Camp Nou, utrzymując się dłużej przy piłce oraz stwarzając większą liczbę sytuacji bramkowych. Zawiodła przede wszystkim skuteczność, stąd taki wynik.
Rewanż tego dwumeczu pamięta już każdy. Liverpool odrobił straty, strzelił jednego gola więcej niż Barcelona u siebie i awansował do finału. Tuż po meczu na Anfield, rozpoczęła się żywa dyskusja pt. „Co by było gdyby”. Mowa oczywiście o pamiętnej sytuacji Dembele z pierwszego spotkania. Francuz nie wykorzystał świetnej okazji chwilę przed zakończeniem rywalizacji.
Napoli ponownie górą
Jeśli na przestrzeni dwóch sezonów mamy wskazać drużynę, która lubi i przede wszystkim potrafi grać przeciwko ekipie Kloppa, to takim zespołem jest Napoli. Włoski zespół w rozgrywkach 2018/2019 oraz 2019/2020 mierzył się z triumfatorem Ligi Mistrzów czterokrotnie. Tylko w jednej potyczce górą byli piłkarze Juergena, którzy zwycięstwo świętowali 11 grudnia 2018 roku, a stuprocentową okazję w pamiętnym meczu nie wykorzystał Arkadiusz Milik.
My skupiamy się jednak na zakończonych, dwunastu miesiącach. W tym okresie Liverpool także walczył z Napoli. Zespół z Anfield musiał uznać wyższość rywali 17 września w wyjazdowym spotkaniu 1 rundy fazy grupowej. Tutaj wielkiej historii nie ma. Gracze Ancelottiego wykazali się po prostu większą determinacją w końcowej fazie meczu, zdobywając gole w 82 i 92 minucie starcia.
Zresztą, Liverpool przez całą fazę grupową wykazywał się pragmatyzmem, nie szarżując tempa i wyników spotkań. Ostatecznie i tak „The Reds” wygrali zmagania w grupie, kończąc z dorobkiem trzynastu punktów.
Brak wsparcia=brak walki
Znacznie więcej szumu wywoływał ćwierćfinałowy mecz Liverpoolu z Aston Villą w Carabao Cup. Po triumfie w Lidze Mistrzów było wiadome, iż podopieczni Kloppa w grudniu wyruszą na Klubowe Mistrzostwa Świata do Kataru. Miesiąc ten był zatem niezwykle napięty dla zwycięzcy LM, biorąc jeszcze pod uwagę rywalizację w Lidze Mistrzów oraz ważne spotkanie z Leicester w Premier League.
Przedstawiciele ekipy z Anfield próbowali zatem przełożyć spotkanie w Pucharze Ligii Angielskiej. Niestety, nieskutecznie. Używamy określenia niestety, gdyż spotkanie Aston Villi z Liverpoolem 17 grudnia nie miało zbyt wiele wspólnego z uczciwą rywalizacją. Liverpool zmuszony wyjazdem do Kataru wystawił skład złożony z nastolatków. Niespodzianki nie było. Gracze Aston Villi rozbili drużynę gości 5-0, punktując niedoświadczonych przeciwników.
Pod względem statystyk, młodzi piłkarze pokazali serce do walki. „The Reds” dłużej utrzymywali się przy piłce, wykonali więcej sytuacji bramkowych oraz korzystniej wypadali w statystyce oddanych strzałów.
Dla Liverpoolu walka w Carabao Cup nie wydaje się jednak specjalnie istotna. Na przestrzeni ostatnich trzech sezonów, zespół z Anfield dwukrotnie kończył zmagania w tym turnieju na trzeciej rundzie.
The Invincibles?
Jakie cele może wyznaczyć sobie Liverpool na 2020 rok? Przede wszystkim triumf w Premier League. Do upragnionego zwycięstwa w lidze jest już niedaleko. Zawodnicy Kloppa mają trzynaście punktów przewagi nad drugim Leicester, przy jednym meczu rozegranym mniej. Tylko kataklizm w postaci wielkiego kryzysu mógłby odebrać ekipie „The Reds” radość z pozycji lidera po ostatniej kolejce.
Z tyłu głowy Liverpool może mieć także ewentualną obronę pucharu Ligi Mistrzów. W trwającym sezonie nie ma bowiem drużyny, której moglibyśmy przypisywać miano faworyta do triumfu w tych rozgrywkach. Patrząc na ustabilizowaną formę „The Reds”, gracze Kloppa znajdują się w gronie potencjalnych zwycięzców.
Taką wisienką na koncie byłby jednak sezon w Premier League bez przegranego meczu. Liverpool jest na dobrej drodze, by powtórzyć wyczyn Arsenalu z sezonu 2003/2004. Jak na razie, „The Reds” zremisowali tylko w jednym spotkaniu, notując osiemnaście zwycięstw w dziewiętnastu kolejkach. Patrząc na terminarz drugiej części rozgrywek, tylko wyjazdowe starcie z Manchesterem City wydaje się momentem, w którym Liverpool może odnieść porażkę. Sporo zależeć będzie od tego, czy już przewaga „The Reds” nad drugim miejscem będzie na tyle duża, że Juergen Klopp poświęci kilka spotkań w lidze, by oszczędzić graczy na rywalizację w LM. Można bowiem przypuszczać, że głównym celem po triumfie w Premier League jest obrona pucharu w Lidze Mistrzów, a nie zapisanie się na kartach historii, jako drużyna bez porażki w jednym, ligowym sezonie.