Punktem wyjścia do naszej rozmowy z dyrektorem rzeszowskiej drużyny, Michałem Wlaźlikiem była opublikowana przez Romana Kołtonia wysokość budżetu klubu oraz kwota kosztów kontraktowych Stali Rzeszów na pierwsze półrocze.
Czy 2,6 miliona na poziomie trzeciej klasy rozgrywkowej to dużo czy mało?
Jedną rzecz trzeba doprecyzować. Wspomniane 2,6 miliona to są wszystkie koszta jakie mamy, łącznie z podatkowymi i ZUS-em. Mamy zawodników zatrudnionych na zasadzie działalności gospodarczej, więc oni od tych kwot odprowadzają podatek dochodowy, ZUS, muszą opłacić sobie księgową, więc to są wszystkie kwoty obciążeniowe. Są tam także koszty transferowe – ekwiwalenty, prowizje menedżerskie itd. Patrząc więc na Skarb Kibica Przeglądu Sportowego sprzed sezonu, jest to jakaś średnia – ani duża, ani mała – w skali budżetów II ligi na zawodników. Trudno powiedzieć czy to dużo, czy mało. Jeśli ktoś sobie podzieli to na liczbę zawodników, to wyjdzie, że zawodnicy nie wiadomo, ile zarabiają na trzecim poziomie rozgrywkowym, a tak do końca nie jest.
W tych kosztach są też zawodnicy, którzy już dla nas nie pracują. U nas piłkarz odchodzący przed końcem kontraktu dostaje odprawę, która jest w to wliczona. Czyli dostają pieniądze np. za styczeń i luty, ale już w tym okresie dla nas nie pracują.
Z tego, co wiem budżet Widzewa na same pensje wynosi około 4 milionów. Pytanie do czego porównujemy i jak to interpretujemy.
To jest ważna kwestia doprecyzowania, bo pod hasłem „koszta kontraktów” wiele osób może różnie to rozumieć. Wracając do tematu budżetu. On wydaje się wysoki, jak na warunki II-ligowe, ale duża jego część – około 2/3 – to budżet akademii.
Dokładnie tak. Zapewne możliwe byłoby nawet przeciągnąć „wajchę” i płacić piłkarzom pierwszej drużyny jeszcze więcej. Jednak nie o to nam chodziło, gdy przyjmowaliśmy strategię budowy Stali Rzeszów od maja 2018 roku. My idziemy zdecydowanie w kierunku rozwoju i inwestycji.
Jeśli chodzi o budżet akademii, w nim zawarte są koszta zatrudnienia nauczycieli, kierowców, groundsmanów, wynajem obiektów. Leasing maszyn, bo kupiliśmy sprzęt do pielęgnacji murawy. Z tego korzystają okoliczne kluby na Podkarpaciu. Mamy pełne ręce roboty, gdyż nasi ludzie zajmują się boiskami na terenie województwa. To są wszystkie inwestycje, które podnoszą naszą jakość i kiedyś będziemy liczyli na ich zwrot.
W przypadku akademii robią wrażenie także nazwiska pracujących w niej osób. Jakub Sage, profesor Huciński, Tomasz Wilczewski itd. Nie sposób nie zauważyć, że w tym momencie ludzie to największy kapitał akademii.
Cały tzw. Stal Lab, czyli laboratorium Stali Rzeszów to jeszcze Konrad Czapeczka, Rafał Malinowski, a także inne znane postacie w świecie piłki nożnej, analityki, treningu mentalnego i psychologii sportu. Na przykład Maciej Tokarczyk, Karol Zniszczoł, który niedawno był w Odrze Opole w sztabie Mariusza Rumaka. Bardzo ważną postacią rozwijającą naszą akademię jest Mateusz Stolarski z Wisły Kraków, a kluczową Mateusz Maciejewski, który współtworzył Grupę Trenerów Futbolu czy Deductora.
Tego kapitału ludzkiego, który rozwija akademie mamy dość dużo i o to w tym wszystkim chodziło. Nie chcieliśmy zrobić „gołej” szkoły, pozyskać dotacje i przesunąć ją na pierwszą drużynę. Chcieliśmy i chcemy jak najwięcej zainwestować w dzieci będące w naszej akademii, tak żeby chłopcom i dziewczynkom niczego nie brakowało.
Po jakim czasie możemy się spodziewać pierwszych efektów pod kątem zawodników gotowych do gry w pierwszej drużynie? Wiadomo, że wyniki w piłce młodzieżowej są sprawą drugorzędną, ale żeby akademia się rozwijała potrzeba rywalizacji na najwyższym szczeblu. Próżno szukać Stali Rzeszów w Centralnej Lidze Juniorów od U15 do U18 włącznie.
Drużyna U15 była jesienią. Nie ma nas, bo tak naprawdę te roczniki były „przebrane”. Najzdolniejsi chłopcy, jak choćby Bartek Bida, wyjechali, gdy mieli 14-15 lat.
Pierwsze roczniki, na które mamy nadzieję, że zakotwiczą w zawodowym futbolu powyżej III ligi, to chłopcy z lat 2004-2006 i młodsi. Czy to będzie potencjał na ekstraklasę? Zobaczymy, bo do tego długa droga.
Kiedy się tego spodziewamy? Teoria a doświadczenie to dwie różne daty. Wiem z autopsji, pracując w Escoli, że już po czterech latach sprzedaliśmy Marcina Bułkę do Chelsea. Akademia wówczas była młoda, kiedy osiągnęliśmy ten pierwszy znaczący sukces.
Można powiedzieć, że za jakieś dwa lata powinniśmy widzieć pierwsze efekty. Obecnie są pierwsze „jaskółki”. Zadebiutował Kuba Lorek, choć to bardziej „produkt” skautingu. Jednak oszlifowany przez akademię i on już się pojawił na boiskach drugiej ligi. Młodzi Kaczorowski i Szczepanek, to również produkty skautingu, ale także korzystający z wiedzy i doświadczenia naszych ludzi. Te jaskółki już widać, a te znaczące efekty będzie widać, gdy będziemy mieli okno wystawowe i będziemy w Ekstraklasie.
Po dwóch latach od dzisiaj będzie dużo bardziej widoczne niż teraz. W dłuższym okresie to będą wychowankowie urodzeni w rocznikach 2006-2007 i myślę, że wtedy będzie widać znaczący efekt tej pracy.
Wspomniałeś o Bartoszu Bidzie, więc od razu nasuwa się fakt, że piłkarskie Podkarpacie, ma obok siebie Małopolskę, w której są duże kluby podbierające najzdolniejszych zawodników.
Pierwszy przykład – Barek Kapustka z Tarnowa poszedł do Cracovii. Dzisiaj takim „gorącym” talentem jest Michał Rakoczy z Jasła. Przez Lubin, teraz w Rakowie do Ekstraklasy wszedł Kamil Piątkowski, chłopak z Jasła.
Tych młodych talentów rzeczywiście coraz więcej będzie pojawiało się w Ekstraklasie, których odpływ będzie nie tylko w stronę Krakowa czy Kielc – od północy – ale nawet kluby odległe od regionu będą wprowadzać chłopaków z Podkarpacia. Antek Kozubal z Beniaminka Krosno rozwija się w Lechu bardzo dobrze i za jakiś czas być może zapuka do pierwszej drużyny.
Działo się tak pewnie dlatego, że nie było jakiegoś mocnego ośrodka, w którym warto byłoby pozostać.
Wy do miana takiego ośrodka aspirujecie. Ciekawi mnie kwestia klubów partnerskich. Celujecie w swój region czy chcecie gdzieś indziej współpracować? Np. na Lubelszczyźnie, gdzie dzisiaj jest tylko jedna drużyna na centralnym poziomie.
Jesteśmy otwarci na wszystko. Póki co jest pozytywny odbiór działań naszego klubu. Efekt jest taki, że zgłaszają się do nas nawet drużyny z Warszawy, które chcą współpracować. Co mnie z jednej strony dziwi, ponieważ na miejscu jest kilka fajnych ośrodków, z który można działać. Mimo tego jednak skłaniają się ku Stali.
Na razie skupiamy się lokalnie na Podkarpaciu, ale jesteśmy otwarci na wszystkich. Z województwa lubelskiego już współpracujemy z dużą akademią bramkarską, przy której pracuje Jakub Wierzchowski.
Zwróciłem również uwagę na waszą serię Stal Masterclass. Być może się mylę, ale to chyba jedna z niewielu okazji, by trenerzy mogli dokształcić się z klubowego kanału. Co więcej jest to skierowane do wszystkich.
Przyjęliśmy sobie filozofię, że chcemy dzielić się wiedzą. Stal Masterclass jest głównie skierowany do trenerów, ale także do chcących się czegoś dowiedzieć rodziców, bo oni w pewnym sensie też są trenerami, jak było w odcinku z profesorem Hucińskim. Chcemy, by poziom się podnosił. Co z tego, że zbudujemy mocną akademię, skoro nie będzie z kim grać?…
Zależy nam, żeby całe nasze środowisko się rozwijało i te kluby również rosły. By były bogate w wiedzę. Ten poziom niech rośnie nie tylko w Stali Rzeszów, ale także w innych klubach regionu. Poziom musi rosnąć, gdyż my jako kraj musimy być mocni. Wtedy też będzie się coraz bardziej opłacało krzewić piłkę nożną i przyjdą sukcesy, na których każdemu zależy. Robimy to z pełną odpowiedzialnością dla środowiska, nie oczekując nic w zamian, poza tym, że będziemy mieli mocnych rywali, którzy pomogą sobie i nam w rozwoju.
Czego w tym momencie brakuje Stali? Infrastruktury? Nie tylko w kontekście akademii, ale całego klubu.
Do takiego pełnego rozwoju pewnie tak, chociaż też nie do końca. Przede wszystkim potrzebujemy czasu na to wszystko.
Infrastruktura w Rzeszowie i okolicach jest niezła. Musimy jeździć po mieście, bo boiska są rozsiane po całym Rzeszowie, ale one są! Gorzej jakby w ogóle ich nie było. Oczywiście marzy nam się ośrodek w jednym miejscu i robimy starania w tym kierunku, ale to byłaby wymówka. Nam niczego nie brakuje. Trzeba po prostu czasu, żeby było widać efekty.
Teraz po prostu mamy większe koszty, bo sam transport to jest mniej więcej milion złotych rocznie. Tyle pochłania koszt kierowców, leasingu aut czy wynajem autokarów, które codziennie wożą dzieci ze szkoły na boiska i do szkoły, ponieważ mamy dwa bloki treningowe – przedpołudniowe i popołudniowe dla dzieci. Wobec tego, jeżdżenia jest dość dużo, ale umówmy się… Oby tylko takie kłopoty nas spotykały!
Kwestia stadionu, o którym słychać, że przy ewentualnym awansie miałby pewne braki.
To jest sprawa, o którą zadbał właściciel, czyli urząd miasta. Już został rozpisany przetarg na oświetlenie i wymianę murawy wraz z montażem podgrzewania. W tym momencie jest robiony projekt i pewnie w miarę możliwości – zaraz – będą kolejne etapy, tak by stadion spełniał warunki na I ligę. Pod tym względem nie ma co narzekać.
Swoją drogą stadion miejski w ostatnich latach miał duże obłożenie (po awansie do II ligi przez rok grała Resovia, a później także Stal Stalowa Wola – przy. red.)
No tak, jeszcze Stalówka grała przez chwilę. Ale to w sumie dobrze. W Portugalii po Euro narzekali, że stadiony stoją bezużyteczne. Tu jest obłożony i o to chodzi, żeby budować stadiony, które są popularne i przyciągają ludzi. Niech się coś dzieje, ponieważ to nie są pomniki!
Śledząc losy Stali Rzeszów, w oczy rzucała się słaba frekwencja w czasach III ligi. Myślałem, że po awansie będzie zmiana pod tym względem. Jednak, nie licząc derbów z Resovią, ten przyrost jest niewielki.
Porównując do Lublina nie wygląda najlepiej. Jak porównamy w skali kraju, Stal ma drugą frekwencję w II lidze, po Widzewie, porównywalną z GKS-em Katowice. Generalnie, jeśli chodzi o liczby, to też mnie nie satysfakcjonują, ale taki mamy klimat. Trzeba jednak pamiętać, że Stal Rzeszów o nic poważnego nie walczyła od lat 90., a od 45 lat jest poza Ekstraklasą! Także pokolenie pamiętające tamte czasy ma już swoje lata i to pewnie też jakoś wpływa. Musimy robić swoje, odbudować wszystko i zachęcić ludzi do przychodzenia na stadion. Zaczynaliśmy od poziomu, gdy byliśmy szósta drużyną w III lidze, a na ostatni mecz, na który były darmowe bilety przyszło… 50 osób. Generalnie atmosfera wokół klubu nie była zbyt dobra delikatnie mówiąc.
Cieszymy się z tego, co mamy, ale pracujmy, żeby ludzi było więcej, także w całej Polsce. Bo to ogólny kłopot, że dzień meczowy nie jest dochodowy, a jeśli już to w niewielu miejscach. Wielka też nadzieja w akademii. Chcemy, żeby dzieci i rodzice czuły się związane z klubem i przychodziły na mecze.
Skupiamy się przede wszystkim na budowaniu i wzmacnianiu więzi z naszą społecznością, dzięki czemu na trybunach w tym sezonie pojawiło się średnio blisko dwa tysiące kibiców, podczas gdy w sezonie 2018/2019 było to lekko ponad tysiąc osób na mecz. Warto zaznaczyć, że zagraliśmy wówczas o pięć meczów domowych więcej niż teraz. Z uwagi na przerwane rozgrywki odpadła nam końcówka sezonu, w tym hitowy mecz z Widzewem Łódź. Oczywiście obecna frekwencja nas nie zadowala, gdyż wiemy, że Stal Rzeszów to wielki klub, ze wspaniałą historią i świetnymi kibicami, których jednak musimy z powrotem do tego klubu przyciągnąć.
W ostatnich latach Stal kojarzyła się z żużlem, a Resovia z siatkówką…
To prawda, ale teraz kluby piłkarskie są w natarciu, kontrofensywie. Na żużel rzeczywiście przychodziło dużo ludzi, ale byli niedawno w Ekstralidze i osiągali sukcesy.
My idziemy w innym kierunku – nie idziemy w kibica sukcesu. Chcemy go „związać” z klubem, a nie z wynikiem poprzedniego meczu. Jestem z klubem na czwartym poziomie, ale również na dziesiątym albo pierwszym. Kulturę kibicowania trzeba wypracować, na zdrowych zasadach związać kibiców z procesem tworzenia klubu. Każdy klub potrzebuje mieć kibiców na dobre i na złe!
Rozmawiał Rafał Szyszka