Sao Paulo – Seul, czyli żegnamy Koreę z Mundialu

Mecz w Sao Paulo zakończył zmagania grupowe tegorocznego Mundialu. Typowani na czarnego konia mistrzostw Belgowie, spotkali się z wciąż mającymi teoretyczne szanse na awans Koreańczykami. Azjatom do biletu na 1/8 finału potrzebne było wysokie zwycięstwo nad podopiecznymi Marca Wilmotsa, oraz zwycięstwo Rosjan nad nieobliczalną Algierią.

Pewni awansu do dalszych rozgrywek Belgowie wyszli z kilkoma zapowiadanymi przez Marca Wilmotsa zmianami. Od pierwszej minuty wyszli między innymi debiutująca na Mundialu perła z Manchesteru, Adnan Januzaj, obrońca Zenitu Nicolas Lombaerts, czy pomocnik Tottenhamu Moussa Dembele. Koreańczycy, mający znacznie węższą kadrę niż ich dzisiejsi rywale, swoje nadzieje pokładali w największej gwieździe zespołu, którą jest napastnik Bayeru Leverkusen Son.

W Sao Paulo brązowi medaliści IO z Londynu od początku postawili młodym Czerwonym Diabłom bardzo twarde warunki. Akcje Belgów próbował napędzać Dries Mertens, lecz w początkowych fragmentach spotkania był bezskuteczny.

Pierwsze 20. minut wyglądało dokładnie tak samo. jak dwa wcześniejsze spotkania Belgów – nuda, nuda, nuda. Znowu Mertens jako jedyny wyglądał na gościa pewnego swoich umiejętności technicznych, którymi wyraźnie górował nad zawodnikami z Azji. Czerwone Diabły nie były w stanie przejąc inicjatywy i kontroli nad spotkaniem.

W 25. minucie w końcu Belgia stworzyła sobie stuprocentową sytuację. Wyrzut z autu Verthongena, przedłużenie piłki przez wysokiego Fellainiego, wygrana przebitka przez Mirralasa i do bezpańskiej piłki na siódmym metrze dopadł…tak, zgadliście, Dries Mertens. Strzelił dokładnie tak, jak Sergio Ramos w słynnej serii rzutów karnych z Bayernem Monachium – w najwyższy sektor trybun za bramką.

Pięć minut później głupią stratę Dembele w środku pola wykorzystał Ki, lecz jego strzał z dystansu wzorowo na rzut rożny sparował Courtois. Z tego kornera bramkę samobójczą mógł strzelić wcześniej wspomniany pomocnik Tottenhamu, lecz skórę uratował mu Defour, wybijając piłkę sprzed linii bramkowej, co podkreślił znakomity system goal-line.

I znowu Mertens! Skrzydłowy Napoli spróbował przelobować bramkarza z rzutu wolnego, lecz jego strzał został wzorowo sparowany nad poprzeczkę przez Kima.

Zdania o pierwszej części meczu nie zmieni strzał zza pola karnego jedynego Belga chcącego trafić do bramki. To uderzenie zostało bez problemu wyłapane przez Kima.

Na szczęście Steven Defour zapewnił nam emocje w drugiej połowie. Swoim kretyńskim(nie można użyć innego słowa) wejściem w nogi rywala nie pozostawił sędziemu innego wyboru, jak odesłać go do szatni z czerwoną kartką. Głupota gracza Porto jest tym większa, że rzecz działa się w środkowej części boiska, w doliczonym czasie pierwszej połowy.

Gracze z Dalekiego Wschodu wyszli na drugą połowę, mając w głowach informacje z drugiego spotkania, w którym Rosjanie po golu Kokorina wygrywali z Algierią 1-0. W tej sytuacji Koreańczycy musieli zwyciężyć Belgów dwoma bramkami.

A podopieczni Wilmotsa dalej prześcigali się w bezsensownych faulach. W 50. minucie żółtą kartkę otrzymał Dembele, sfrustrowany utratą piłki w kole środkowym chamsko kopnął rywala.

Po chwili gracze Korei w końcu wdarli się w pole karne Belgów. Swojej szansy z rzutu rożnego nie wykorzystał nowo wprowadzony na boisko Ho-Keun Lee. Pomylił się jednak znacznie, dodatkowo sprawę utrudniłą mu bujna czupryna Fellainiego, która również chciała wybić piłkę głową.

59. minuta. Zgadnijcie, czyj świetny strzał zza pola karnego sparował Kim? Tak, to znowu ten Mertens! Ale kilkanaście sekund później wrzutka z prawej strony Koreańczyków i… POPRZECZKA ratuje Courtouisa. Najbardziej emocjonujący akcent w tym meczu.

Marc Wilmots zdecydował się chyba zabić emocje w tym meczu i w 60. minucie ściągnął z boiska najlepszego na placu gry Mertensa i Januzaja, a wpuścił strzelca złotej bramki w meczu z Rosją, czyli Origiego i kolejną supergwiazdę Tottenhamu Nacera Chadliego. Ciężko się dziwić, czemu tej Belgii tak ciężko się gra, skoro swój skład opiera na graczach z White Hart Lane, których zeszły sezon można zaliczyć do wybitnie nieudanych.

Koreańczycy bardzo starali się zmienić losy tego spotkania, jednak ich atatki wyglądały dość nieporadnie i za każdym razem trafiali głową w mur złożony z Van Buytena i Lombaertsa. Co gorsza, Algieria wyrównała w meczu z Rosjanami i w tym momencie Azjaci musieli liczyć na cud w postaci trzech bramek na ich koncie.

78. minuta i GOOOOOOOOOL dla Belgów! Przejęcie na 30. metrze Origiego, szybka decyzja o strzale, Kim wypluwa piłkę przed siebie, a Jan Verthongen, lewy obrońca Czerwonych Diabłów, pokonał bezradnego bramkarza z najbliższej odległości. Minimalny spalony, lecz nie można winić sędziego liniowego, że nie dostrzegł 20-centymetrowego przekroczenia przepisów. Znowu Belgia strzela bramkę w ostatním kwadransie gry!

Marc Wilmots znowu wykazał się genialnym nosem trenerskim. Wprowadzony za Mertensa Origi może nie dawał tyle jakości w ofensywie z przodu co Mertens, lecz potrafił przyjąć długie podania Courtoisa, utrzymać się przy piłce, zarobić bezcenne dla osłabionych Belgów sekundy.

W 87. minucie odnotowaliśmy trzecią zmianę w szeregach Belgów. Kevin Mirralas out, Eden Hazard in. Czarodziej z Chelsea wynudził się na ławce i chwilę po wejściu na boisko przebojem wszedł w pole karne i uderzył w długi róg bramki, lecz nie zdołał pokonać dobrze dysponowanego bramkarza.

W 90. minucie na strzał rozpaczy zdecydował się Lee, lecz jego uderzenie z dystansu pewnie wybronił Courtois. Belgia pewnie wyszła ze zdecydowanie najgorszej grupy na tym Mundialu i, wraz z Algierią, może przygotowywać się do starć w 1/8 finału.

/ Kuba Tomaszkiewicz /

Komentarze

komentarzy