Wraz z plotkami na temat przejęcia Newcastle przez księcia Arabii Saudyjskiej natychmiast zostaliśmy zalani medialnymi doniesieniami na temat wielkich transferów i sprowadzeniu na St James’ Park utytułowanego menedżera. Jak pokazał jednak czas, futbolowe imperium zawsze budowane jest na cierpliwości i rozwadze. Tak działali między innymi nowi właściciele Manchesteru City, którzy krok po kroku mądrze stawiali podwaliny pod jeden z najlepszych klubów na świecie.
Nikt nie ma wątpliwości, że marka Manchesteru City jest obecnie warta o wiele więcej aniżeli 210 milionów funtów, które otrzymywali ówcześni sternicy „Obywateli” od szejka z Abu Zabi. Mansur ibn Zajed an-Nahajan jako członek rodziny królewskiej powoli starał się rozpychać w angielskim futbolu i już po czterech latach świętował swój pierwszy większy sukces.
Postronni kibice, słysząc Manchester City, myślą natychmiast o setkach milionów wydanych na wzmocnienia. Oczywiście, liczby natychmiast to potwierdzają. Od 2008 roku w trzech kolejnych letnich okienkach nie wydali minimum 100 milionów funtów na nowych graczy, a trzykrotnie od tamtego momentu przekraczali barierę 200 milionów. Nie można zatem bagatelizować tych faktów, lecz czy sukces City rzeczywiście opiera się na wydanych pieniądzach? A może wiązała się z tym głębsza myśl, dzięki której obecnie zespół z Etihad Stadium od 2012 roku na dobre wkroczył do czołówki Premier League?
Kiedy Manchester City odniósł pierwszy wielki sukces, Sheikh Mansour jako główny zarządca był powszechnie oskarżany o kupienie mistrzostwa. Był to pierwszy ligowy tytuł dla tego klubu od ponad 40 lat. Zwieńczenie pewnego cyklu sporym osiągnięciem nie miało jednak zakończyć pracy nad wielkim planem. Jeśli dla Chelsea w tamtym okresie zwycięstwo w Lidze Mistrzów było zwieńczeniem karier pewnej grupy piłkarzy, tak w Manchesterze powoli myślano nad kolejnym krokiem.
Marka globalna
Między innymi z tego powodu powstało City Football Group. Spółka holdingowa miała za zadanie stworzyć sieć partnerskich drużyn rozsianych po całym świecie, która będzie ze sobą ściśle współpracować. Ten plan wydawał się nieco utopijny, ale czy po kilku latach rzeczywiście CFG nie zrealizowało chociażby kilku swoich założeń?
Prawdziwym mózgiem operacji został Ferran Soriano. Hiszpan w 2008 roku opuścił Barcelonę, w której chciał działać na podobnych zasadach jak obecnie w Manchesterze. Jednak decyzyjność „socios” nie pozwalało mu na taką swobodę i dlatego przez pewien czas porzucił takie marzenia. Tutaj miało być inaczej. Wraz z nieograniczonym budżetem i wolnością pracy miał otrzymać nieograniczone zasoby do działania. Od tamtego czasu Mansour skrupulatnie mu się przyglądał i w końcu przekonał go do przyjęcia roli dyrektora generalnego klubów marki CFG. Obie strony miały plan stworzenia najlepszego klubu na świecie jak Real Madryt, Barcelona czy Manchester United. Marki globalnej, o której słyszał każdy fan futbolu na świecie.
Budowa głównego klubu w postaci Manchesteru City to jedno, ale natychmiast rozpoczęto wdrażanie wielkiego planu. Soriano dwa dni po rozpoczęciu nowej pracy poleciał do Nowego Jorku i założył nowy klub piłkarski – New York City. Dziś spółka trzyma pieczę nad zespołami na niemalże wszystkich kontynentach. Po Stanach Zjednoczonych przyszedł czas na Australię, gdzie od 2014 roku występuje Melbourne City z sekcją mężczyzn oraz kobiet.
Poza tym szejkowie niemalże co roku inwestują w nowe kluby. W tym samym roku postanowiono zakupić akcje w japońskim Yokohama F. Marinos, a dwa lata później w urugwajskim Montevideo City Torque oraz hiszpańskiej Gironie. Kwestią czasu było wykupienia akcji w ekipie z Chin oraz Indii. Łącznie CFG posiada w swoim portfolio osiem klubów, które nie tylko mają sekcje kobiece, ale także są wyposażone w specjalne akademie.
Marzenie? Wejść
Zapewne pomyśleliście: po co to wszystko? Posiadanie udziałów czy całkowitej kontroli nad taką liczbą drużyn sprawia, że CFG może kierować swoim zawodnikami niczym gracz w Football Managerze. Na podobnej zasadzie działa między innymi Red Bull, który przenosi swoich piłkarzy z Salzburga do Lipska za małe pieniądze. W tym przypadku jest podobnie. Na podstawie tego modelu CFG, kluby i akademie we wspomnianych krajach powinny działać identycznie – tworząc bezproblemową drogę dla graczy, którzy automatycznie wiedzą jak grać w stylu głównego zespołu, czyli Manchesteru City. Dzięki temu pozwoli to na płynniejszy ruch piłkarzy, a najlepsi z nich trafią do Anglii, czyli do flagowego zespołu.
– W tym systemie kontrolujemy dokładnie to, co robią nasi gracze. Trening jest dokładnie taki sam we wszystkich zespołach, podobnie jak styl gry – stwierdził Soriano.
Marzeniem „mózgu City” jest budowa docelowego klubu numer jeden na świecie, który odnosi przynajmniej jeden sukces na sezon.
– Nie oznacza to, że odnosisz sukces w każdym roku, ale w ciągu pięciu sezonów wygrywasz pięć trofeów. Zaliczam do tego między innymi dotarcie do końcowych faz Ligi Mistrzów czy walkę o tytuł w Premier League do ostatnich kolejek.
Póki co projekt jest na etapie rozwoju, a efektów należy spodziewać się za kilka lat. Głównie dlatego na ten moment trudno sobie wyobrazić, aby po odejściu Pepa Guardioli nowym szkoleniowcem byłby, dajmy na to, Max Allegri. Włoch znany ze swojej defensywnej gry kompletnie nie pasuje do stylu prowadzenia całego przedsiębiorstwa. Między innymi z tego powodu inna z ważnych postaci w klubie, czyli Txiki Begiristain, jakiś czas temu przyznał, że na tym stanowisku obecnie widzi zaledwie sześciu trenerów. Jednym z nich był Mikel Arteta, jednak Hiszpan postanowił pójść własną drogą i wybrał propozycję Arsenalu.
Kwestia trenera na Etihad jest zawsze tematem numer jeden. Begiristain od lat pracował nad transferem Guardioli, a kiedy Pep wybrał Bayern, to zamierzał poczekać kolejne trzy lata i postawić na cierpliwość. Wówczas zatrudniono Manuela Pellegriniego, który podpisując kontrakt dobrze wiedział kiedy jego przygoda z klubem dobiegnie końca. Głównie z tego powodu już od 2015 roku planowano wzmocnienia pod nowego szkoleniowca. Transfery między innymi Sterlinga czy De Bruyne dobitnie to potwierdzały.
Wszystko jest naturalnie połączone z biznesem. Przykładowo jakiś czas temu Abu Zabi ogłosiło, że ich państwowa linia lotnicza Etihad (sponsor stadionu Manchester City) poszerzy połączenia z lotniskiem w Chengdu, gdzie oczywiście CFG w 2019 dokonało zakupu ówczesnego trzecioligowego zespołu.
Powtórzyć wyczyn City
Przez ostatnie lata długoterminowe plany się doskonale sprawdziły. Manchester City od przejęcia klubu przez szejka zdobył cztery razy mistrzostwo Anglii, o jeden więcej niż Manchester United i Chelsea. Krok po kroku zyskał miano hegemona, który walczy o tytuł w każdym sezonie. W tym miejscu można się zastanowić, czy Newcastle stać na podobne przejawy cierpliwości?
Porównując oba kluby w chwili przejęcia przez bogatych właścicieli można zauważyć pewne podobieństwa. Manchester City sezon 2007/2008 zakończył na 9. miejscu, z kolei Newcastle obecnie zajmuje miejsce o cztery oczka niżej. Mówiąc w skrócie – dwaj ligowi średniacy. Na Etihad w roli trenera zatrudniono dwa miesiące wcześniej wówczas dość niespodziewanie Marka Hughesa, podczas gdy „Srokami” kieruje Steve Bruce. Pod kątem ich osiągnięć CV wygląda niemalże identycznie ubogo, a pewne różnice można zauważyć jedynie w stylu gry. Hughes ostatecznie wyleciał z pracy półtora roku później.
Czy zatrzymanie Bruce’a będzie wielką sensacją? Angielskie media są przekonane, że drużyna zakończy obecny sezon z aktualnym trenerem. Póki co właściciele nie rozmawiali z 59-latkiem nad przyszłością, ale posiadając perspektywę kilku spotkań do końca rozgrywek i raczej bezpiecznego utrzymania, nie wyobrażamy sobie jakichkolwiek zmian.
Co po sezonie? Tutaj widnieje wiele nazwisk. Kibiców Newcastle można byłoby udobruchać między innymi Rafą Benitezem. Hiszpan obecnie pracuje w Chinach, ale na pewno z chęcią wróciłby na stare śmieci, gdzie jest uwielbiany przez fanów. Pojawiły się także plotki na temat Mauricio Pochettino. Poniekąd Argentyńczyk byłby idealnym wyborem do budowy podwalin pod wielki klub. Przez lata pracy w Tottenhamie udowodnił, że nawet bez wydawania wielkich pieniędzy na rynku potrafi zbudować zespół aspirujący do walki o mistrzostwo. W przypadku „Srok” naturalnie przejąłby słabszy zespół kadrowo, lecz różnice szybko można zakryć za pomocą kilku transferów.
Ostatecznie celem jest przekształcenie Newcastle w klub zdolny do walki o mistrzostwo Anglii i poprowadzenie drużyny do europejskich pucharów. Saudyjczycy widzą w tej marce spory potencjał i mają nadzieję przekształcić go w najlepszy klub na północy Anglii. Wiąże się z tym także rozwój akademii oraz centrum treningowego. Pandemia koronawirusa sprawia oczywiście, że nie mogą przejąć fizycznej własności nad klubem, choć zdalne spotkania odbywają się regularnie i nic nie stoi na przeszkodzie, aby Mohammad Bin Salman i jego konsorcjum przejęło Newcastle za 300 milionów funtów.
Co ciekawe, szukając podobieństw między City i Newcastle w oczy rzuca się Amanda Staveley, która kieruje wspomnianym konsorcjum. 47-latka znana jest ze swoich powiązań z bogatymi inwestorami z Bliskiego Wschodu. Jedna z jej firm, konkretnie PCP Capital Partners, pomogła w 2008 roku szejkowi przejąć klub z Manchesteru. Staveley po raz pierwszy próbowała kupić Newcastle zimą 2017 roku, ale wówczas Mike Ashley odrzucił tę ofertę.
Moment przejęcia obu klubów jest także nieco inny. Manchester City niejako na dobre rozbił TOP 4, które miało pewną ugruntowaną pozycję pod kątem finansowym, jak i zajmowanych miejsc w lidze. Zdarzały się pewne przypadki rozbicia tej grupy przez np. Everton, lecz na dłuższą metę nikt nie potrafił zagrozić „BIG 4”. Obecnie tabela wygląda na nieco bardziej otwartą. Sheffield czy Wolves, które jeszcze dwa lata temu występowały w Championship, potrafią momentalnie doskoczyć do czołówki. Newcastle ma zatem utorowaną drogę do najlepszych.
Z drugiej strony, na pewno bacznie będzie im się przyglądać UEFA. Zasady Finansowego Fair Play dopiero raczkowały, kiedy „Obywatele” rozpoczynali budowę składu. Europejska federacja wprowadziła nowe zasady mające na celu powstrzymanie bogatych klubów przez wydawaniem wielkich pieniędzy. Między innymi z tego powodu mistrz Anglii ma problem i nałożono na niego karę w postaci dwuletniego zakazu gry w europejskich pucharach. Możemy się spodziewać, że Newcastle otrzyma mniejszą swobodę na rynku niż miałoby chociażby w 2008 roku. To rodzi spory problem i na pewno wydłuży przebudowę składu o kilka lat.
Tak więc, o ile City mogło w początkowych latach przeznaczać po 40 milionów euro na Robinho, 30 na Teveza, Adebayora czy na takich mimo wszystko średnich graczy jak Lescott czy Roque Santa Cruz, to zespół z St James’ Park musi prowadzić rozważną politykę transferową i uzbroić się w cierpliwość. Jak pokazała bowiem historia z zatrudnieniem Pepa Guardioli – ta cecha jest ważna w budowaniu wielkiego klubu.