Sergio BusQUITs. Najlepszy „DPM” świata zaczyna na dobre osieracać Barcelonę

Istnieją zawodnicy niedoceniani, przeceniani, lubiani, hejtowani, oceniani w sam raz. Nie ma jednej miary, którą dałoby się zmierzyć każdego zawodnika w jednakowy sposób, co doprowadza do wielu niesprawiedliwości. Jedną z nich przez bardzo długi czas była ocena wartości piłkarskiej pewnego zawodnika Barcelony, który będąc na murawie sprawiał, że cała drużyna prawie zawsze grała lepiej. Kiedy go brakowało lub był w słabszej dyspozycji, niespodziewanie pojawiały się schody, których inni zawodnicy nie potrafili przeskoczyć. Leo Messi? Większość z was zapewne pomyślała właśnie o Argentyńczyku, ale to nie o niego się rozchodzi.

Gdybym uległ reinkarnacji jako piłkarz, to byłbym dokładnie taki jak Busquets. On jest obecnie najlepszym defensywnym pomocnikiem na świecie. Barcelona ma bezcennego piłkarza – mówił w 2012 roku Pep Guardiola. Busquets, który przez lata był postrzegany jako symulant (przez pryzmat sytuacji w meczu Barcelony z Interem), długo pozostawał niesamowicie niedocenianym graczem. Każdy mówił o Messim, o Pedro, o Neymarze, o Xavim, o Inieście, o Alvesu, o Puyolu, o Pique… Każdy miewał swoje pięć minut na szczycie, był na pierwszych stronach gazet, ale nie Busquets. Jego nikt nie widział.

Zresztą – Hiszpan pomagał takiemu stanowi rzeczy, nie wychylając się, nie zostając twarzą najróżniejszych kontrowersji, a nawet (do stosunkowo niedana) nie mając kont na Instagramie, Twitterze, czy Facebooku. Do tego dochodzi dyskretna rola na boisku, polegająca „po prostu” na odczytywaniu gry, spokoju i znajdowaniu się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Busquets wydawał się cieniem, zawodnikiem, który gra, ale który nie daje drużynie niczego szczególnego. Faktycznie – większość osób oglądających piłkę w najbardziej typowy, prosty sposób, mogło często myśleć, że Busquets nie robi niczego wyjątkowego. Ot – zapychacz, którego rolę mogłoby z łatwością przejąć wielu zawodników.

Problemy zaczynały się wtedy, kiedy urodzonego w Sabadell zawodnika brakowało w pierwszej jedenastce. To właśnie w tych meczach, nawet, kiedy na murawie była reszta „gwiazdozbioru”, Barcelona nie wyglądała jak Barcelona. Potrzeba było kilku lat z takimi przypadkami i kilku niezwykłych, spokojnych, technicznych zagrań Busquetsa, by ludzie w końcu zaczęli myśleć w kategoriach: „Cholera, ile ten gość im daje…” I faktycznie – Barcelona, która doczekała się pokolenia fantastycznych gwiazd takich jak Messi, Pique, Iniesta, Xavi, Puyol, powinna być wdzięczna losowi także za Busquetsa, bez którego być może nie byłoby wielu sukcesów ostatniej dekady. A jest o kim mówić.

Na całe szczęście, w ostatnich latach większość obserwatorów piłki w końcu zaczęła doceniać pomocnika i „oddawać królowi, co królewskie”. W końcu o ile słowa Guardioli, jego byłego trenera, można było traktować z lekkim przymrużeniem oka, o tyle opinie innych osobistości, które miały z nim do czynienia, nie mogły być przypadkiem. – Gdybym był piłkarzem, chciałbym być jak Busquets. Kiedy patrzysz na grę, nie widzisz Busquetsa. Kiedy patrzysz na Busquetsa, widzisz całą grę – mówił Vicente Del Bosque, były selekcjoner reprezentacji Hiszpanii. – Wygląda jak weteran zarówno z piłką, jak i bez niej. Z piłką sprawia, że to co jest trudne, wydaje się proste: „pozbywa się” jej jednym-dwoma kontaktami. Bez piłki, daje nam lekcję: bycia we właściwym miejscu, by przechwycić piłkę i biegania tylko po to, by ją odzyskać – dodał z kolei Johan Cruyff. Nawet Sergio Ramos stwierdził, że „jest wielu graczy, których lubię, ale tym jednym, którego prawdopodobnie potrzebujemy, jest Busquets”. Podobnych „laurek” było całe mnóstwo, a my w końcu mogliśmy poczuć, że wielki zawodnik został doceniony.

Przeminęło z wiatrem?

Niestety, w ostatnim czasie troszkę się to pozmieniało. O ile „dawny Busquets” miewał delikatne, chwilowe dołki formy, po których wracał w najlepszej wersji, o tyle teraz ogół jego postawy można porównać do równi pochyłej. Od dłuższego czasu Busquets jest po prostu w dużo, dużo słabszej formie, jedynie od czasu do czasu przypominając, za co był kiedyś podziwiany. Często w przypadku wielu zawodników bywa tak, że przy pierwszym lepszym dołku formy trwającym dłużej niż kilka tygodni, zaczyna się głosić hasła o czyimś końcu, o rychłym upadku, rozczarowaniu, stawiając na tym kimś krzyżyk. Jak bardzo zgubne jest takie myślenie, wie nie tylko zdecydowana większość zwykłych kibiców, ale także wybitnych ekspertów piłkarskich czy nawet trenerów, którzy na futbolu zjedli zęby.

Tym razem (choć także z pewną dozą ostrożności) chyba można już jednak mówić, że problemy Busquetsa nie są chwilowe. W końcu zaczęło się o nich dyskutować jakieś dwa-trzy lata temu i o ile wtedy faktycznie nie były one czymś permanentnym, to teraz tendencja zniżkowa jest widoczna gołym okiem. Oczywiście – patrząc jedynie na suche liczby, oceny (np. na whoscored.com), Busquets wyprzedza ponad dziesiątkę zawodników „Blaugrany”, znajdując się tuż za choćby Frenkiem de Jongiem. Jednak oglądając mecze wciąż zagubionej Barcelony, nie da się nie odnieść wrażenia, że to już nie to samo. Busquets (nawet skupiając uwagę konkretnie na nim) często jest niewidoczny, znajduje się obok gry, nie podejmuje tak dobrych decyzji jak wcześniej, dodatkowo coraz częściej się myląc.

Słodko-gorzka wizja przyszłości

Czy to już pora, w której Barcelona musi zacząć poważnie martwić się nad obsadą jednej z najbardziej kluczowych i newralgicznych pozycji w zespole? Jeśli tak, jej problemy się nasilają. Ewentualny następca Jordiego Alby? Mimo próbowania kilku nazwisk – brak. Ktoś, kto będzie w stanie wypełnić dziurę (czy wręcz wyrwę; kanion) po Messim? Z oczywistych względów – brak. Ktoś, kto naturalnie przejmie rolę Busquetsa? Tu niestety także mamy jeden, wielki brak. Barcelona w ostatnich latach co jakiś czas pozyskiwała zawodników, którzy mieli być opcją zastępczą dla „Busiego”. Takich, którzy daliby mu odpoczynek, nie powodując przy tym ogromnej dysproporcji w jakości gry. Ta sztuka się jednak nie udała. Nikt, kto zajmował miejsce „dziedzica filozofii Cruyffa”, nie dawał choćby 50% tego, co on. Gra Barcelony bez Busquetsa zawsze była gorsza, niż z nim na placu gry.

Możemy zadać sobie pytanie, czy słaba forma Hiszpana wynika z gry pod wodzą Ernesto Valverde, czy jest spowodowana chaosem w całym zespole, czy Busquets jako łącznik między słabą defensywą i zawodzącą (poza Messim) ofensywą po prostu nie jest w stanie działać cudów. Mamy nadzieję, że jeszcze będzie nam dane doświadczać 31-latka w jego topowej wersji, ale trzeba zakładać, że najlepszy defensywny pomocnik świata ostatnich lat jedzie już na oparach, a na drodze jego kariery nie znajduje się już żadna stacja benzynowa. Barcelona ma Arthura, Barcelona ma De Jonga, Barcelona ma także Puiga, Alenę i kilku innych zawodników, którzy teoretycznie zapewniają jej spokój w środku pola na lata. Wszyscy oni zapełniają jednak tylko dwie z trzech pozycji: pozostawione przez Xaviego i Iniestę. Ta trzecia, najprawdopodobniej najbardziej kluczowa, coraz bardziej „kaleczy” i prosi się o jakiś powiew świeżości. Tego niestety jak nie było, tak nie ma i nic nie wskazuje, że w najbliższym czasie coś się w tym temacie zmieni.