Serio, trwaj! „Galaktyczne” PSG w końcu znalazło swojego własnego Claude’a Makelele?

Pamiętacie słynnych „Galacticos”, prawda? Drużyna wypchana Ronaldami, Beckhamami, Carlosami, Figami i innymi Zidane’ami, straszyła każdego rywala zanim jeszcze wybiegła na murawę. Z jednej strony trudno się dziwić – w końcu każdy trener na świecie chciałby wtedy chociaż jednego z nich, a co dopiero wszystkich. W praktyce niestety nie zawsze było tak kolorowo, na co złożył się przede wszystkim jeden, z pozoru nieistotny czynnik… Ale o nim za chwilę.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO530 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

Tamten Real wydawał niewyobrażalne jak na wspomniany okres pieniądze, czasami wydawało się, że wręcz chore. Dziś duże kwoty roztrwania wiele klubów, czy to Barcelona, czy oba Manchestery. Wszystkie w swojej filozofii – mniej czy bardziej trafnej – starają się jednak kierować jakimś kluczem, logiczną myślą. Jednak jest jeden klub, który niemal jak kalka przypomina Real z początków XXI wieku i jest nim oczywiście PSG. Paryżanie szczególnie kilka lat temu kupowali zawodników jak słodycze na wystawie, biorąc wszystko, co akurat ładnie się świeciło, było kolorowe i chciał to każdy inny. W taki sposób do klubu trafiło wielu zawodników dobrych/bardzo dobrych, ale to ostatnie lata sprawiły, że możemy mówić o „francuskich galacticos”.

Ściągnięcie Neymara za 222 miliony, co było niemal dwukrotnością (!) poprzedniego rekordu należącego do Manchesteru United i Paula Pogby, wydawało się czymś totalnie abstrakcyjnym. Słysząc plotki o planach wpłacenia wspomnianej klauzuli wykupu Brazylijczyka, wszyscy uśmiechali się ironicznie i pukali w czoło. Niemożliwe stało się jednak faktem. Dokładając do tego pozyskanie w tym samym czasie także Mbappe, czyli wówczas bezapelacyjnie „najgłośniejszego” i najbardziej pożądanego nastolatka świata za niewiele mniejsze pieniądze, można mówić o wydarzeniu bezprecedensowym, którego świat piłki długo nie zobaczy. Po prostu nie da się* kupić naraz dwóch tak kosmicznych gwiazd, bijąc przy tym bieżące rekordy w taki sposób (*nie da się, ale jak widać cuda się zdarzają).

Ofensywa to nie wszystko

Na początku kampanii 2017/2018 wśród wielu osób, także poważnych ekspertów, krążyła zrozumiała opinia, że to właśnie PSG będzie faworytem Ligi Mistrzów i być może w końcu przełamie swoją niemoc na europejskiej arenie. Wyszło oczywiście inaczej i skończyło się jak zwykle, czyli na rozczarowaniu. Potężne, ofensywne gwiazdy, wspierane zdolnymi pomocnikami i solidnymi obrońcami, okazały się niewystarczające w walce z Realem Madryt. Podobnie było rok później, w dwumeczu z Manchesterem United. Czegoś wyraźnie brakowało, tylko czego? Tu właśnie wracamy do wątku galaktycznego Realu Madryt, który w pewnym momencie posypał się jak domek z kart…

Francuski pomocnik urodzony w 1973 roku, król od „brudnej roboty”, niedoceniany przez kolejnych trenerów „Los Blancos”, ale mimo to grający. Sprzedany po trzech latach przez Florentino Pereza, który mówił o nim niepochlebne rzeczy. Jak zawodnik przyznał po latach, Perez „nie był nim zainteresowany, ponieważ nie sprzedawały się jego koszulki”. Kojarzycie o kogo chodzi? W większości zapewne tak, ale jeśli jest inaczej, nie przeciągamy – tym zawodnikiem był Claude Makelele. Trzy sezony na Santiago Bernabeu wystarczyły, by Francuz zdobył dwa mistrzostwa, dwa Superpuchary Hiszpanii, Superpuchar Europy i przede wszystkim – dwie Ligi Mistrzów. Nie bez powodu obecnie w tak dużym stopniu zachwala się N’Golo Kante, porównując go właśnie do Makelele. Kiedy ten „balast” opuścił Real Madryt, nagle okazało się, że w drużynie zabrakło spoiwa. Zabrakło kogoś, kto może nie był światową gwiazdą i „medialną bestią”, ale na murawie robił wszystko to, czego nie robiły gwiazdeczki ściągnięte za kosmiczne pieniądze. Na kolejną Ligę Mistrzów, upragnioną „La Decimę”, Real musiał potem czekać ponad dziesięć lat…

Każdy potrzebuje „swojego Makelele”

Porównywanie tamtej ekipy do obecnego PSG i wspomnienie Makelele nie jest przypadkowe. Być może to właśnie brak takiego odpowiednika sprawiał, że Paryżanie funkcjonowali w jedynie dobry, a nie doskonały sposób. Był Matuidi, Krychowiak (wstydliwy wątek), Verratti, Rabiot, Diarra, Motta, Paredes… To wszystko jednak nie wystarczało. Pojawiały się także plotki o możliwym powrocie Matuidiego, o zainteresowaniu Kante, który byłby jednak potencjalnie kolejnym wielkim i drogim transferem. Ostatecznie 30 lipca 2019 na Parc des Princes dość nieoczekiwanie trafił… Idrissa Gueye. Defensywny pomocnik, który kilka dni temu skończył już 30 lat, większość kariery spędził w Lille, a wybił się w Premier League dzięki dobremu sezonowi w Aston Villi i trzech kolejnych w Evertonie. Co tu dużo mówić – teoretycznie szału nie ma i nie jest to ani nazwisko, ani kierunek, w którym spodziewalibyśmy się potencjalnych wzmocnień dla takiego klubu, jakim jest PSG. Kolejny raz możemy doszukiwać się tu analogii do Makelele, który przecież nie został kupiony przez Real z innego potężnego klubu, a z przeciętnej Celty.

Czy było warto? Cóż – może za wcześnie na huraoptymizm i jednoznaczne osądy, ale początek jest obiecujący. Senegalczyk rozegrał do tej pory sześć spotkań w barwach mistrza Francji (wszystkie w pełnym wymiarze). Nie dość, że wszystkie zakończyły się zwycięstwem PSG (Toulouse, Metz, Strasbourg, Real Madryt, Lyon, Bordeaux), to „Les Parisiens” nie stracili w nich ani jednej bramki (bilans 12-0). Gueye pracuje w cieniu, ale swoją robotę wykonuje najlepiej jak to możliwe. Popularny „Gana” stał się cichym symbolem przemiany PSG, w którym być może w końcu zrozumiano, że same wielkie nazwiska, obiecujące młode perełki, to nie wszystko… Idrissa Gueye nie został przywitany z rozmachem. Ba – wiele osób pewnie wciąż nie zdaje sobie sprawy, że taki zawodnik w ogóle gra w Paryżu. Ale to dobrze. Każda mocna drużyna potrzebuje „człowieka cienia”, o którym nikt nie mówi, a bez którego gra po prostu kuleje. Takim kimś był właśnie Makelele, jakiś czas także Kante, a przez wiele lat choćby sam Busquets. Czy Gueye okaże się brakującym elementem, którego bezskutecznie szukano w Paryżu przez ostatnie lata? Jeśli tak, marzenie o Lidze Mistrzów może stać się w tym roku realne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO530 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

Komentarze

komentarzy