Stało się – Atletico Madryt, po wywalczeniu minimalnej zaliczki na własnym obiekcie, zdołało przeciwstawić się magii Anfield i wyeliminować z Ligi Mistrzów Liverpool, czyli obrońcę trofeum. Choć zadanie nie było łatwe, a „Los Colchoneros” w ostatnich miesiącach przeżywali zdecydowanie większe problemy, niż obecnie „The Reds”, niespodzianka stała się faktem.
Szczęście? Oczywiście, Atletico miało go całą furę. Jest to jednak czynnik, który decyduje o końcowym triumfie w niemal każdej edycji Ligi Mistrzów. Koszmarny styl? Tak – Atletico nie ogląda się z uśmiechem na twarzy, ale to dla nas przecież żadna nowość. Cel i wynik jest ponad wszystko inne, nawet jeśli drużyna – jak skomentował Juergen Klopp – „nie próbuje nawet kontratakować”.
Fakty są jednak takie, że tę „straszną” ekipę niezwykle trudno wyeliminować. Co więcej, można nawet powiedzieć, że nie da się jej pokonać w fazie pucharowej, jeśli nie spełnia się pewnego dość surowego wymogu. Jakiego? Cóż – trzeba mieć w swoich szeregach… Cristiano Ronaldo.
Diego Simeone has never lost a Champions League knockout tie against a team which does not contain Cristiano Ronaldo. pic.twitter.com/4hr9L3b1rB
— ESPN FC (@ESPNFC) March 11, 2020
Odkąd Simeone i Atletico znaleźli się wspólnie w Lidze Mistrzów, na ich drodze zawsze stawał właśnie Portugalczyk. Sezon 2013/2014? Odpadnięcie w półfinale przeciwko Realowi Madryt, po porażkach 0:3 i 0:2. Rok później było podobnie – tym razem w ćwierćfinale i wynikach 0:0 oraz 0:1. 2015/2016? Pamiętny finał i porażka po rzutach karnych. W kolejnej edycji na drodze Simeone ponownie stanął Real Madryt, ogrywając „Los Colchoneros” w półfinale (0:3, 2:1). Cztery kolejne sezony, czterokrotnie „Królewscy” z Cristiano Ronaldo w składzie…
W kampanii 2017/2018 było nieco inaczej, ale pewnie wyłącznie dlatego, że Atletico nie zdołało wyjść z grupy Champions League, a w fazie pucharowej Ligi Europy (którą wtedy zresztą wygrało) nie było portugalskiej gwiazdy. Przed rokiem demony wróciły. Atletico co prawda nie trafiło na Real, ale wtedy i tak nie było w nim już Cristiano. Był natomiast w Juventusie, który stanął na drodze podopiecznych Simeone już w 1/8 finału. Po triumfie 2:0 w pierwszym meczu wydawało się, że Atletico w końcu wygra z drużyną „CR7”, jednak „Stara Dama” wygrała w rewanżu 3:0, po (i tu niespodzianka) hattricku Portugalczyka.
Idąc tym tropem moglibyśmy założyć, że jeśli Olympique Lyon w rewanżu utrzyma jednobramkową zaliczkę i wyeliminuje Juventus, Atletico będzie wręcz zobligowane do wygrania Ligi Mistrzów. Przeszkodzić może w tym oczywiście koronawirus, który dosięgnął właśnie „Starej Damy” za sprawą Daniele Ruganiego. Wiele wskazuje na to, że europejskie puchar także czeka wymuszona przerwa…