Są w świecie piłki osoby mniej i bardziej kontrowersyjne, ale – co zrozumiałe – to o tych drugich jest głośniej. Patrząc na fakt, że o Mourinho jest głośno praktycznie od początku jego sukcesów z Porto, łatwo stwierdzić, do której grupy należy. Kontrowersyjny jako człowiek, kontrowersyjny jako trener… Jak z nim jest naprawdę?
Portugalczyk od początku uważany był za trenerskiego geniusza. Charyzmatyczny, kąśliwy, specyficzny, jedyny w swoim rodzaju – po prostu „The Special One”. Gdzie się nie pojawił, tam świętował triumfy. Zaczął od Porto, następnie dał mistrzowskie tytuły Chelsea, wygrał tryplet z Interem, rywalizował z Guardiolą w La Liga, wrócił do Chelsea, objął sparaliżowany odejściem Fergusona Manchester.
Miliony wpompowane w transfery, dziesiątki kontrowersyjnych konferencji i równie dużo szeroko komentowanych zachowań przy/na boiskach. Efekty? Wszędzie gdzie się pojawił, coś wygrywał. Zwykle były to osiągnięcia całkowicie spełniające lub przewyższające oczekiwania, ale od jakiegoś czasu maszynka trochę się zacięła. Począwszy od Madrytu, w którym co prawda zdobył mistrzostwo w słynnej „lidze stu punktów”, jednak poległ w wyczekiwanej i upragnionej Lidze Mistrzów. To właśnie pogoń za „la decimą” była najważniejsza, a trzykrotne odpadnięcie w półfinale zawiodło zarówno kibiców, jak i Pereza.
Do momentu pracy w Realu Jose noszony był na rękach. Dalej kocha się go w Porto, kibice płaczą za nim w Mediolanie, a dla Chelsea zawsze będzie kimś wyjątkowym. W Hiszpanii miał dokonać kolejnego cudu i przerwać hegemonię Barcelony. Pewny siebie Portugalczyk trochę się przeliczył, nie wszystko poszło tak, jak zakładał. Można tylko się domyślać co czuł, kiedy stał się pierwszym trenerem „Królewskich”, który nie potrafił wygrać pierwszych pięciu domowych pojedynków z „Blaugraną”. Sukcesy również przyszły, jednak pierwszy raz stało się jasne, że Mourinho nie jest bezbłędnym cudotwórcą. Zwracał na siebie uwagę, prowokował, naskakiwał, wkładał innym palce w oko (wiadomo o czym mowa) – robił wszystko, żeby odciągnąć uwagę od drużyny przeżywającej problemy. Śp. Johan Cruyff twierdził nawet, że „zachowuje się jak arogant i impotent. Ma obsesję na punkcie klubu z Camp Nou”. Teoretycznie tak to wyglądało, ale znając Jose – właśnie tak miało być.
Koniec końców, zadarł z szatnią, kibicami i całą Hiszpanią, sadzając Casillasa na ławce. Chciał pokazać siłę, liczył na pozytywny wstrząs i wykrzesanie iskry z drużyny, która traciła pod koniec 2012 roku 16 punktów do Barcelony. Zamiast tego został pożegnany bez żalu i zostawił po sobie kupę smrodu i najbardziej napięte relacje na linii Real-Barcelona od dekad. Pierwszy raz w karierze zderzył się ze ścianą, której nie zdołał przejść. Jego sytuację dobrze skomentował Jerzy Dudek w 2012 roku, sześć miesięcy przed rozstaniem się Realu z „The Special One”.
– Autokrata Mourinho, który nie znosi sprzeciwu, musi się z tym zmierzyć. Dlatego może być tak, że odejdzie w atmosferze skandalu i konfliktu, a nie sukcesu jak w poprzednich klubach. To może być dla Mourinho wyjątkowy sezon, bo zakończony osobistą porażką. To trener, który nie znosi sprzeciwu. Wszyscy muszą być mu posłuszni. Dopóki zawodnik wypełnia jego polecenia bez szemrania, trener jest jego największym przyjacielem i wskoczy za nim w ogień. Minimalne odstępstwo od reguły czy zanegowanie jego filozofii futbolu powoduje, że piłkarz staje się wrogiem numer jeden. Tak jak wszyscy rywale zespołów, które prowadzi Mourinho – podsumował były reprezentant Polski.
Nie inaczej było w Chelsea, w której za drugim podejściem zdobył kolejne mistrzostwo, tym razem w drugim roku pracy. Filarami drużyny dalej były legendy klubu sprzed lat, dokładając do tego resztę – kroczącą za Mou – sukces był zrozumiały. Jednak nawet tam nie obyło się bez kontrowersji. Samuel Eto’o, który w Interze Portugalczyka harował nawet na lewej obronie, po sezonie 2013/2014 nazwał go głupcem. Wszystko przez słowa Mourinho, w których kwestionował wiek piłkarza. Od trenerskiego Boga do głupca – to idealnie pokazuje cienką granicę, jaka charakteryzuje jego pracę.
Po mistrzostwie w 2015 roku drużyna zaczęła przegrywać, nietykalny Terry został posadzony na ławce, lekarka Eva Carneiro została odsunięta od swojej funkcji. Pytany o katastrofalną postawę klubu stwierdził: – Nie ma mowy, że zrezygnuję, bo Chelsea nie będzie mieć lepszego trenera ode mnie. Chwalił drużynę, kiedy ta odpadła w drugim meczu EFL Cup ze Stoke. Ciągłe zmienianie podstawowych zawodników, próby pokazania kto tu rządzi. Powielił się schemat z Realu, a ostatecznie Mourinho powiedział, że czuje się zdradzony przez swoich piłkarzy. Znamy to dobrze również za sprawą Ranieriego w Leicester, jednak w przypadku „Mou”, były ku temu jakieś (mniejsze bądź większe) powody. Jeden z zawodników (mówiło się o Hazardzie) miał powiedzieć nawet, że „woli przegrywać, niż wygrać z Mourinho”.
Po zwolnieniu z ukochanej Chelsea i półrocznej przerwie, przyszła pora na przygodę w United. Zaczął ją od zdobycia Tarczy Wspólnoty, potem dołożył Puchar Ligi Angielskiej i Ligę Europy. Patrząc na całokształt jest lepiej, niż pod wodzą poprzedników, jednak wciąż poniżej ambicji klubu. Miał czas na zbudowanie zespołu po swojemu, ściągnął piłkarzy, których chciał, mimo tego znów jest w cieniu starego „przyjaciela” z niebieskiej części Manchesteru. Wyniki są niezłe, często jednak krytykowany jest styl.
W przeciwieństwie do większości, po stronie Portugalczyka stanął Alan Shearer. Angielska legenda skomentowała grę United po tym, jak pierwszej ligowej porażki doznało City:
– Myślę, że wszyscy możemy zrozumieć, dlaczego Jose Mourinho grał tak wtedy, gdy pojechał na Anfield w tym sezonie. Mourinho – i możesz się tutaj spierać – dopasował taktykę właśnie do tego dnia. Kiedy miał okazję, wyłączył Liverpool i uniemożliwił im granie w swoją grę. To był jego sposób na osiągnięcie wyniku i zasługuje na uznanie tak samo, jak Guardiola zasługuje za udział w świetnym spektaklu, który wstrzymał nam oddech – ocenił legendarny napastnik Newcastle United.
Tu po raz kolejny pojawia się pole do rozważań na temat gry drużyn Mourinho. Jego ultradefensywna taktyka z czasów Interu i starcia z Barceloną jest zrozumiała – nie posiadał aż tak klasowych zawodników, by móc sobie pozwolić na wymianę ciosów. Zabijające mecze autobusy kontynuowane były w Realu w starciach z Barceloną, kontynuowane były również w Chelsea, zdarzają się też w United. Louis van Gaal (swoją drogą też nie święty) stwierdził, że United Mourinho gra nudną piłkę. Teoretycznie zwycięzców nie powinno się oceniać, ale czy prowadzenie jednego z największych klubów na świecie nie wymaga czegoś więcej?
Krwawi mi serce jak oglądam United pod wodzą Mourinho, nie dość, że nie ma wyników to jeszcze styl gry strasznie nudny ?
— Marcin Purowski (@M_Purowski) April 4, 2017
Pragmatyzm nie jest czymś złym, a dla wielu klubów jest nawet wskazany. Są przecież drużyny, które nie mają aż takiej bogatej historii, przechodziły trudny okres i dla nich samo bycie na szczycie jest czymś wyjątkowym. Wystarczy spojrzeć na Atletico pod wodzą Diego Simeone i liczbę spotkań wygranych 1:0. Taktyka polegająca na spójności drużyny, żelaznej obronie i wciśnięciu jednej bramki, kiedy nadarzy się okazja. Z drugiej strony oglądamy drużyny, które po wielu latach problemów również wspięły się na wyższy poziom, a mimo tego potrafią grać ładnie dla oka. Borussia Kloppa i Napoli Sarriego świetnie to pokazują. – Można? Można.
Chcesz więcej?
Dołącz do naszej grupy dyskusyjnej o angielskiej piłce
Czy kluby takie jak Manchester United nie powinny grać pięknej piłki i robić swoje niezależnie od rywala? Właśnie to wyróżnia największych, a kluby takie jak Barcelona, Real, Bayern czy właśnie United, są do tego wręcz zobligowane. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, w końcu sam Mourinho skarżył się na Wengera, że ten w 2015 roku (Puchar Wspólnoty) postawił autobus i nie wygrała drużyna grająca lepiej (Arsenal zdobył trofeum).
Hipokryzja, czy może jednak ukazanie swojego ograniczenia? Wynikałoby z tego, że Mourinho po prostu nie umie grać swojej piłki przeciwko najlepszym. Zamiast tego podcina im skrzydła licząc na kontry, dokładnie jak Atletico, od którego jednak nie wymaga się cudów. Autobusy w Porto i Interze świadczyły o geniuszu Portugalczyka i umiejętności dostosowania się do rywala, wykorzystaniu maksimum ze swoich graczy i wypunktowaniu każdego drobnego błędu mocarnych rywali. Teraz jednak poszło to w stronę pewnej ułomności. Bo niezależnie od posiadanych piłkarzy, „The Special One” nigdy nie poprowadzi zespołu w sposób spektakularny, nie patrząc na klasę rywala. Na przeciwnym biegunie jest Guardiola, którego „ułomnością” jest gra tego samego, polegająca na tłamszeniu rywala. Trudno sobie wyobrazić podopiecznych Hiszpana grających prymitywny, defensywny futbol i celowe oddanie kontroli w meczu. Co jest lepsze, co gorsze? Na to pytanie każdy z was musi sobie odpowiedzieć sam, ale fani United chyba woleliby nie zasypiać na meczach swoich ulubieńców…