Siedem twarzy Ranieriego

Przez lata wielu obserwatorów zastanawiało się nad fenomenem Claudio Ranieriego. W trakcie swojej wieloletniej przygody z piłką był w stanie zainteresować sobą największe europejskie firmy, często tworząc w nich solidne drużyny, ale nigdy nie zaznał najwyższej chwały. Kiedy wydawało się, że miano wiecznego przegranego zostanie przy nim już na zawsze, całkiem niespodziewanie może pokonać swoje przeznaczenie.

Kiedy Leicester City po zawirowaniach związanych z letnim tournee poinformował, że współpraca z menedżerem Nigelem Pearsonem została rozwiązana, większość kibiców łapała się za głowę, bowiem klub pożegnał człowieka, który dokonał absolutnego cudu, utrzymując ich w lidze. Najgorsze miało jednak nadejść, bowiem następcą Anglika okazał się właśnie Ranieri, który według powszechnej opinii miał być zwycięzcą, ale w zawodach na pierwsze zwolnienie w sezonie, a samym Lisom wróżono rychły spadek do Championship. Dziś można się jedynie śmiać z tego typu wypowiedzi, których tysiące przewinęły się przez wszelkiej maści portale społecznościowe, ponieważ Włoch zaskoczył wszystkich, w tym chyba samego siebie.

 

O tym czego dokonuje zespół Leicester z Mahrezem i Vardym na czele pisaliśmy już niejednokrotnie, ale osoba samego Włocha często spada na drugi plan, ale on sam nie jest chyba tym faktem specjalnie zasmucony, bowiem wydaje się, że presja związana z walką o tytuł mogłaby doskwierać mu znacznie bardziej niż samym piłkarzom. Nie jest to przecież pierwszy raz, kiedy stara się walczyć o najwyższy cel w lidze, a w tych historiach za każdym razem brakowało happy endu. Nigdy jednak na podobnym etapie sezonu nie mógł mówić o swoim zespole jako o głównym pretendencie do mistrzowskiego tytułu. Na ostatniej prostej wszystkich swoich ligowych wyścigów, tylko przez dwie kolejki zdarzyło mu się zajmować pierwsze miejsce…

Pierwsze podejście

Ranieri objął Fiorentinę w 1993 roku i wprowadził klub będący na skraju upadku ponownie do Serie A już przy pierwszej próbie. Szybko udało mu się przywrócić drużynie blask i za sprawą takich piłkarzy jak Francesco Toldo, Rui Costa czy Gabriel Batistuta stworzył solidnego kandydata do najwyższych ligowych celów. Na początku marca 1995 roku drużyna zajmowała drugie miejsce w tabeli włoskiej ekstraklasy ze stratą siedmiu punktów do Milanu, ale biorąc pod uwagę niesamowitą serię czternastu meczów bez porażki w lidze, nie można było skreślać podopiecznych Ranieriego. Niestety seria została zakończona już dwie kolejki później kiedy Lazio rozbiło ich aż 4:0 i dało wyraźny sygnał, że Viola łapie zadyszkę, ale mało kto spodziewał się tak fatalnego w skutkach finiszu. Podopieczni włoskiego menedżera przegrali pięć z ostatnich dziewięciu spotkań i ostatecznie zakończyli sezon na czwartym miejscu z dwukrotnie większą stratą do Milanu, niż z początkiem marca. Co prawda zwycięstwo w Coppa Italia pozwoliło łagodniej znieść gorycz porażki, ale Włoch zachował posadę jeszcze tylko w kolejnym sezonie, w którym Fiorentina trapiona wewnętrznymi konfliktami zajęła zaledwie dziewiątą pozycję w lidze.

2A864C3B00000578-3160987-image-m-13_1436888362449

Kolejny puchar, lecz brak mistrzostwa

Z Włoch przeniósł się do Hiszpanii, gdzie w 1997 roku został trenerem Valencii. Zaledwie jednego sezonu potrzebował, żeby stworzyć drużynę nadającą się do walki o czołowe ligowe lokaty. Na początku marca 1999 roku zespół Ranieriego po 25. kolejkach zajmował drugie miejsce w La Liga, a czteropunktowy dystans do pierwszej Barcelony zdawał się być niczym przy siedmiopunktowej przewadze Milanu z Serie A. Finał tego wszystkiego był jednak identyczny. Zawahania formy i nierówna gra sprawiły, że nie tylko Barcelona odskoczyła na nieosiągalny dystans, ale również Real Madryt i RCD Mallorca były w stanie wyprzedzić ich w tabeli. Czwarte miejsc pozwoliło na pierwszy od lat awans do kwalifikacji Champions League, dzięki innowacji wprowadzającej do rozgrywek większą liczbę drużyn z czołowych lig. Ponownie udało się też sięgnąć po krajowy puchar, co sprawiło, że był to jeden z najbardziej udanych sezonów Valencii w ciągu ostatnich lat. Włoch nie kontynuował jednak swojej przygody z klubem, a już latem przeniósł się do Atletico Madryt.

Nawet z pieniędzmi od Romka?

Przejęcie przez Romana Abramowicza Chelsea w 2003 roku na zawsze zmieniło świat piłki nożnej. Stworzona za ogromne pieniądze drużyna miała powalczyć o tytuł mistrzowski właśnie pod wodzą Ranieriego, który po kilku tygodniach wątpliwości dostał szansę poprowadzenia Chelsea przez kolejny rok, a przy włożonym wkładzie finansowym, nadzieje na mistrzostwo były ogromne.  Do drużyny przybyli bowiem za grube miliony piłkarze mający gwarantować jakość jak chociażby Hernán Crespo czy Claude Makélélé, a w klubie był już przecież chociażby Jimmy Floyd Hasselbaink, który w jedynym sezonie Ranieriego w erze rosyjskiego miliardera był najlepszym strzelcem drużyny. Włoch miał jednak pecha, ponieważ nawet tak zbudowana drużyna nie mogła się wtedy równać z The Inivicibles Arsene’a Wengera, którzy już na początku marca mieli nad Chelsea przewagę dziewięciu punktów. Po marcowych meczach wydawało się co prawda, że walka jest jeszcze możliwa, ale w ostatnich siedmiu kolejkach Chelsea wygrała tylko dwukrotnie, a Claudio zakończył swoją przygodę ze stołecznym klubem z wicemistrzostwem kraju.

Czwarte Scudetto dla Interu

W 2007 roku Claudio Ranieri podpisał trzyletnią umowę z Juventusem i zaledwie dwa lata po skandalu korupcyjnym miał ponownie doprowadzić Starą Damę do wielkich sukcesów. Pierwszy sezon zakończył na obiecującym trzecim miejscu, ale jak wiadomo oczekiwania urosły w miarę jedzenia i w sezonie 08/09 wszyscy wymagali już skutecznej walki z Interem o mistrzostwo kraju. Z Interem, którego menedżerem był oczywiście Jose Mourinho, a utarczki słowne obu menedżerów przeszły już do historii. Do finiszu sezonu Juve podchodziło w rewelacyjnych nastrojach, przystępowali bowiem do niego po wygranej w derbowym starciu z Torino i wydawało się, że nawet siedmiopunktową stratę do Nerazzurri da się odrobić. Niestety fatalne końcówki zespołów Włocha ponownie dały o sobie znać, a Juve nie zdołało zwyciężyć żadnego z ostatnich siedmiu meczów, remisując aż sześć i to właśnie za tego typu brak ambicji najbardziej oberwało się drużynie. Menedżer został zwolniony, kiedy tylko potwierdziło się, że Inter po raz czwarty z rzędu został Mistrzem Włoch, tym razem z dziesięcioma punktami przewagi nad drużyną z Turynu.

ranieri-mourinho

Bliżej być nie mogło…

Claudio pozostał we Włoszech i 1 września 2009 roku został trenerem AS Roma, zespołu któremu kibicował od dziecka i w którego barwach stawiał pierwsze kroki w futbolu. Pod jego wodzą Giallorossi zaliczyli ogromny progres w grze i w ekspresowym tempie nadrabiali dystans do czołówki. Na początku marca przystępowali do walki jako wicelider ze stratą siedmiu punktów do Interu, ale za to będąc niepokonanym w lidze od 17 spotkań! Po 28. kolejce zaliczyli niesamowitą serię, w której zdołali wygrać siedem meczów z rzędu, w tym pokonać bezpośredniego rywala do tytułu 2:1 oraz zwyciężyć w prestiżowym meczu derbowym z Lazio. W 33. kolejce w końcu udało im się wyprzedzić Inter i objąć prowadzenie w stawce. Na pięć kolejek przed końcem sezonu wydawało się, że nic nie jest w stanie odebrać Ranieriemu jego wymarzonego tytułu, w najlepszych możliwych okolicznościach. Niestety dwie kolejki później do Rzymu przyjechała Sampdoria, która na pięć minut przed końcem spotkania wyszła na prowadzenie za sprawą Giampaolo Pazziniego, który jak się później okazało odebrał Romie szansę na triumf. Inter już się nie potknął i ostatecznie dzięki wygranej w lidze, zwycięstwie nad Romą w finale Pucharu Włoch i przede wszystkim wygranej w Lidze Mistrzów skompletował potrójną koronę. Marnym pocieszeniem dla Ranieriego był zapewne fakt, że Juventus zakończył rozgrywki znacznie niżej…

Nie ma mocnych na PSG.

Na swoją kolejną walkę o tytuł mistrzowski Claudio musiał poczekać kolejne trzy lata. Monaco przystępowało do rozgrywek po ogromnych zakupach, ale i tak wszystko wskazywało na to, że w walce z ligowym hegemonem stoi na kompletnie straconej pozycji. Mimo to piłkarze Ranieriego przez bardzo długi czas utrzymywali niewielki dystans do Paris Saint Germain. Po pierwszym tygodniu marca było to już jednak aż osiem punktów, a w Paryżu powoli mogli otwierać szampany. Kolejne kolejki tylko potwierdzały te przeświadczenie, Monaco co prawda nie traciło zbyt wielu oczek, ale mimo wszystko i tak więcej niż PSG, które ostatecznie zgarnęło tytuł z dziewięcioma punktami zapasu. Było też już pewne, że dni Ranieriego w klubie są policzone i w maju 2014 roku rozwiązano z nim umowę.

Zbliżając się powoli do finiszu, mam nadzieję, że nie będzie on tak słaby jak końcówki sezonu włoskiego menedżera. Absolutnie nikt nie mógł spodziewać się, że marzenia o chwale mogą ziścić się w cudem utrzymanym przed rokiem Leicester. Pewne jest jednak, że Ranieri będzie musiał stoczyć w dużej mierze wewnętrzną walkę sam ze sobą, żeby podjąć dobre decyzje w odpowiednim momencie i przede wszystkim odpowiednio zdjąć presję ze swoich piłkarzy. Dzisiaj Lisy przewodzą tabeli z pięcioma punktami przewagi nad Tottenhamem i z ogólnie panującym przekonaniem, że po za nimi nikomu specjalnie do tytułu się nie pali. Terminarz także całkiem przyjemny, ponieważ brakuje w nim meczów najwyższego napięcia, w których przyszłoby mierzyć się z drużynami rozpaczliwie walczącymi o utrzymanie, a o zaangażowaniu i walce takich zespołów piłkarzom Leicester nikt nie musi specjalnie opowiadać. Jeżeli wszystko pójdzie po myśli szkoleniowca, już niebawem będziemy oglądać najbardziej niespodziewanego Mistrza Anglii od lat i Claudio spełniającego swoje marzenia. Lepszej okazji już raczej nie będzie, chociaż pewnie po przygodzie z Romą także panowały tego typu opinie…