Dzięki wygranej z Newcastle po trudnym boju, Liverpool na kolejkę przed końcem sezonu ma na kocie 94 punkty. To trzeci wynik w historii ligi, szokujące więc, że w praktyce może nic nie dać. Zostawiając to jednak z boku, warto skupić się na tym, czym drużyna imponuje.
3:2 z Newcastle wymagało ogromnego wysiłku, szczęścia, a także (niestety) drobnej przychylności arbitrów. Mimo to trzeba pochwalić podopiecznych Kloppa, którzy kolejny raz pokazali ogromne serce i zaangażowanie.
Liverpool łączymy przede wszystkim z ofensywnym trio, w ostatnich miesiącach także z van Dijkiem. To pierwsze myśli po usłyszeniu nazwy klubu. I bardzo dobrze, że do świadomości trafiła także część obrony, bo skupić się powinniśmy na niej całej. Formacja, która przed rokiem zawodziła najczęściej, teraz zadziwia.
Dzięki dwóm asystom, Trent Alexander-Arnold wyrównał rekordowe osiągnięcie Andy’ego Robertsona (11). Co więcej, Liverpool został pierwszą drużyną w historii ligi, której dwaj obrońcy przekroczyli w jednym sezonie granicę 10 asyst. Na tym nie koniec – spójrzmy na wszystkie rozgrywki.
Trent Alexander-Arnold: 1 gol i 13 asyst. Andy Robertson: 13 asyst. Virgil van Dijk: 6 bramek i 4 asysty. Joel Matip: 1 gol. Szybkie dodawanie i okazuje się, że podstawowi obrońcy Liverpoolu mieli bezpośredni udział przy 38 trafieniach do tego momentu sezonu. Zadziwiające liczby.
Mówi się, że najlepszą obroną jest atak. Nigdy jednak nie odwracało się tego powiedzenia, w końcu obrona nie jest atakiem. Tu jednak widzimy, że obrona poza wywiązywaniem się ze swoich obowiązków może w świetny sposób pomagać w ataku. Patrząc na to, jakie bariery pokonuje Liverpool w tym sezonie, szkoda by było, gdyby zawodnicy skończyli go z niczym, poza indywidualnymi osiągnięciami…