To miał być spacerek. Mocny atak w Madrycie i dopełnienie formalności w Paryżu. Tymczasem los znowu zakpił z teoretyków futbolu.
Wczorajsze starcie Realu z PSG ponownie potwierdziło, jak bardzo nieprzewidywalna jest piłka nożna. Setki analiz, dyskusji i typów – to wszystko zwykle weryfikuje boisko. Tym razem było podobnie, choć pamiętajmy, że to dopiero połowa tego starcia. Jednak to co za nami, na pewno jest dla wszystkich niemałym zaskoczeniem.
Wróćmy do września, kiedy to Paryżanie w fazie grupowej Ligi Mistrzów dość boleśnie przejechali się po Bayernie Monachium. Już wówczas przypisywano ekipie ze stolicy Francji zwycięstwo w całych rozgrywkach. Entuzjazm nie malał także po losowaniu fazy pucharowej, gdy obecnych klubowych mistrzów Europy los skrzyżował – na ówczesny moment – z największym pretendentem do zajęcia tego zaszczytnego miejsca.
Fatalna forma w lidze, plotki związane ze zwolnieniem Zidane’a, coraz bardziej narastająca presja – ten dwumecz dla „Królewskich” miał być renesansem i póki co w takiej kategorii możemy go określać. Przy niemal zerowych szansach na obronę mistrzostwa Hiszpanii, całe siły zostały rzucone na europejskie rozgrywki. W PSG z kolei sytuacja jest odmienna o 180 stopni, bowiem w tym sezonie ligowym Paryżanom brakuje odpowiednich rywali na poziomie, co także weryfikuje tabela.
Czy taki wynik może kogokolwiek dziwić? Owszem. Przy dyskusjach o tym starciu jednak większość zapomniała o tym, co działo się w przeszłości. Obecny skład Realu w czterech ostatnich latach aż trzykrotnie podnosił to trofeum i nawet trwający ostatnio dość długo regres formy nie powinien być tutaj znaczący. Wróciła Liga Mistrzów, wrócił jej hymn i cała wokół niej otoczka. To wszystko sprawiło, że chociażby Cristiano Ronaldo, który umówmy się wcale nie zagrał tak świetnego spotkania, przypomniał sobie o zdobywaniu bramek w najważniejszych momentach dla klubu. Za jego śladem poszli także Kroos, Modrić, Marcelo i inni.
Przez wczorajsze 90 minut wszystkie oczy bez wątpienia były zapatrzone w Neymara, który właśnie w takich spotkaniach musi brać odpowiedzialność za grę zespołu. Brazylijczyk rozegrał dobre zawody, był bardzo ruchliwy, ale ostatecznie zabrakło konkretów – czyli bramek. Za dużo tłuszczu, za mało mięsa. W sumie tak można opisać całe PSG, które na przestrzeni całego spotkania wykreowało więcej lepszych okazji. Oczywiście w tym miejscu należałoby zganić także szkoleniowca Paryżan, który po meczu biadolił nad pracą arbitra, nie zauważając, że mecz być może pogrzebał on sam decyzjami taktycznymi w trakcie spotkania.
Gra Neymara w rewanżu ponownie może okazać się kluczowa dla tej rywalizacji. Ekipa Emery’ego potrzebuje zaledwie (lub aż) dwóch bramek do bezpośredniego awansu. Na ich niekorzyść działa jednak fakt, że zawodnicy Realu ponownie postarają się wejść na wyżyny swoich umiejętności, by słabą formę przykryć walką i doświadczeniem. To jest coś, czego nie można kupić, a jedynie zdobyć poprzez zwycięstwa. Takie jak chociażby wczorajsze, które ponownie udowodniło, że piłkarscy Bogowie (głównie Cristiano) wciąż mają się dobrze i pod żadnym pozorem nie należy ich skreślać.