W polskim futbolu młodzieżowym od pewnego czasu największym problemem są rodzice młodych adeptów piłki nożnej. W Anglii wcale nie jest lepiej, a można powiedzieć, że jest nawet gorzej. Rodzice, którzy nastawieni są na sukces swojego 7-letniego syna, to już zmora całego piłkarskiego świata.
Najstarszy syn Wayne’a Rooneya od niedawna trenuje w szkółce lokalnego rywala. Kai Rooney ma dopiero siedem lat, a to już jego drugi klub. Jak łatwo się domyślić, do tej pory trenował w Manchesterze United, ale postanowił spróbować swoich sił w City. Na jego prośby przystał ojciec, który nie miał z tym żadnych problemów. Trudno zresztą żeby miał, bo w Anglii to jest normalne. Większość rodziców co pół roku posyła swojego dziecko do innego klubu, ponieważ nie mogą odnaleźć tego, który ich zdaniem spełnia wszystkie standardy.
Często jest również tak, że rodzice nie potrafią pogodzić się z sytuacją, gdy ich dziecko nie gra we wszystkich meczach. Całą winę zrzucają na trenerów i szkolenie ich pociech, a wtedy jedyną drogą jest zmiana klubu. Formalnych problemów nie ma do 9. roku roku życia, ponieważ dopiero wtedy kluby Premier League mogą podpisać kontrakt z dzieckiem.
Szkółki piłkarskie w Anglii nastawione są natomiast na to, aby poznać chłopca, który do nich przybył. Podstawą jest odnalezienie w młodym piłkarzu cech, które przypiszą go do danej pozycji, a dopiero później dojdzie cały cykl szkolenia. Oczywiście często jest też tak, że wraz z rozwojem zmienia się pozycję na boisku, ale pewnych cech, które piłkarz przyswoi w młodym wieku, już później nie posiądzie.
Przypadek gwiazdy Manchesteru United nie jest odosobniony. Wcześniej swoje dzieci do lokalnych rywali posyłali już Robin van Persie czy Darren Fletcher. Nie jest to traktowane jako cios wymierzony w swój klub, raczej jest to na porządku dziennym i nikogo specjalnie nie dziwi. Z kolei w Hiszpanii, gdyby Leo Messi posłał swojego syna do szkółki Espanyolu, to na pewno rozpętałaby się duża burza. Wszystko więc zależy od kultury w danym kraju i nastawienia rodziców.