Syn strzela, ojciec pęka z dumy. Czy Enzo stać na podtrzymanie wielkości nazwiska Zidane?

tumblr_m042nbnyan1qfxktpo1_1280

Kiedy tylko jakiejś piłkarskiej gwieździe narodzi się syn, wszyscy dookoła zastanawiamy się, czy zostanie piłkarzem na miarę talentu ojca. Ten robi wszystko, by tak było, zapewniając lepsze warunki do rozwoju niż miał sam, syn natomiast od małego dźwiga na sobie niezwykle ciężkie brzemię: czy dorównam ojcu?

Enzo Fernandez wczoraj – nareszcie – zadebiutował w dorosłej drużynie Realu Madryt. Pierwszy mecz w drużynie A przypieczętował golem, ale żeby tu dotrzeć, potrzebował aż 21 lat i osiem miesięcy. Co robił jego ojciec, obecnie także trener, będąc w takim właśnie wieku?

Zinedine swoją karierę zaczynał we francuskim AS Cannes, w którym zadebiutował już jako siedemnastolatek. Potem jednak nastał czas stagnacji, przyszły mistrz świata otrzymał jeszcze jedną szansę, a następnie znalazł się poza orbitą zainteresowań trenera. Do gry wrócił w sezonie 1990/1991 i podstawowego składu już nie opuścił, a w wieku 20 lat został jednym z najlepszych strzelców drużyny i wkrótce odszedł do Girondins Bordeaux. W nowym towarzystwie odnalazł się doskonale i z miejsca wskoczył do najlepszej jedenastki. Co więc robił, nie mając jeszcze ukończonych 22 lat? Zaliczał po 30 występów w Ligue 1 (wtedy pod nazwą Division 1), czasem dokładając kluczowe podanie, a nawet gola. Częściej popisywał się jednak niebanalną techniką i wkrótce zwrócił na siebie uwagę większych klubów.

1994 rok to również czas debiutu w reprezentacji, i to jakiego debiutu! Francuzi przegrywali z Czechami 0:2, aż w 63. minucie na na placu gry pojawił się „Zizou” i dwoma trafieniami zapewnił zespołowi cenny remis. Wkrótce stał się jednym z filarów reprezentacji, o czym doskonale pamiętamy.

enzo-zidane-1130

Droga do wielkiej piłki w wykonaniu Enzo wyglądała nieco inaczej. Przede wszystkim podążał on przecież ścieżką wydeptywaną przez ojca. Kiedy mały skończył dwa lata, zaczął zajęcia z najmłodszą grupą Juventusu. Po epizodzie w hiszpańskim Liceo Frances trafił do San Jose, gdzie spędził kolejne trzy lata. Jako dziewięciolatek był już gotów, aby założyć pierwszą koszulkę Realu Madryt. Z kolejnymi ekipami juniorskimi trenował równo 10 lat, aby w 2014 r. zostać włączonym do Castilli, początkowo grywając jeszcze w zespole C. W tamtym czasie rezerwy prowadził właśnie „Zizou”, często stawiając na syna, oczywiście pomijając przy tym więzy krwi. Zinedine to wymagający ojciec i odpowiednio kierował rozwojem Enzo, z czasem mogąc przyglądać się jego treningom z seniorami. Dziś sam go do takich włącza, czasem powołując do meczowej osiemnastki.

Właśnie nadszedł moment na debiut, wydawać by się mogło – idealna okazja. Real grał z trzecioligowym Cultural y Deportiva Leonesa, ani przez moment nie obawiając się o awans. Do szatni „Los Blancos” schodzili z wynikiem 3:1, można było więc rotować składem – mając na uwadze El Clasico. Na drugą połowę wyszedł już Enzo, zmieniając Isco. Minęło kilkanaście minut i na tablicy wyników zmieniła się cyferka po stronie Realu. Wszystko za sprawą Zidane’a juniora i można było odnieść wrażenie, że historia zatacza koło.

Ojciec patrzy z dumą, syn skacze z radości. Choć „Zizou” miał w tym wieku za sobą już mnóstwo spotkań na szczeblu seniorskim, może być dumny z potomka. Czy Enzo zostanie klasowym piłkarzem? Może być o to niezwykle trudno, bo nie da się ukryć, że to już nie ta sama skala talentu. Debiut w Realu ma jednak już za sobą, a już tego mogą mu zazdrościć miliony nastolatków.