Po tym, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu mieliśmy w piłce przeróżne zawirowania, nowe rozgrywki i testowanie kolejnych pomysłów, w ostatnich latach przyzwyczailiśmy się do stabilizacji. Normalne mistrzostwa świata, normalne mistrzostwa Europy, gra klubów w swoich ligach i europejskich pucharach. Niestety – komuś zaczęło się to nudzić…
Piłka nożna jest popularniejsza niż kiedykolwiek wcześniej i często wydaje się, że to zaczęło odcinać władzom myślenie. Niedługo na mistrzowskich turniejach będzie po 50 reprezentacji, co samo w sobie nijak ma się do „turnieju dla elit”, jakim powinny one być. To samo dotyczy piłki klubowej. Na najwyższych szczeblach zdają sobie sprawę, jak ogromnym zainteresowaniem cieszą się najlepsze kluby i zaczynają kombinować.
Były już pomysły o Superlidze (inicjatywa klubów), są także planowane istotne zmiany w Lidze Mistrzów. Cztery grupy po osiem zespołów (a nie osiem po cztery), mecze rozgrywane w weekendy… Wszystko dąży do tego, by jak najbardziej „pompować” międzynarodową rywalizację klubów, zarabiać jeszcze większe pieniądze, spychając krajowe ligi na dalszy plan. Taka ingerencja zaczyna się nie podobać, o czym wyraźnie dał znać Noel Le Graet, prezydent francuskiego związku piłki nożnej.
77-latek powiedział wprost: jeśli kluby będą popierać zmiany w Lidze Mistrzów, nie dostaną licencji na grę w Ligue 1. Czy ten szantaż jest głupotą? Raczej nie. To właśnie rozgrywki krajowe są kolebką piłki nożnej i jeśli ktoś – a dokładniej Aleksander Ceferin – ze względu na pieniądze chce to zniszczyć, trzeba reagować.
Teoretycznie UEFA do spółki z FIFA mogłaby ukarać buntującą się federację, ale przecież Francja nie musi być wyjątkiem. Jeśli wszystkie wielkie europejskie związki postawią się takiej ingerencji, władze wyciągając wnioski wobec nich wszystkich, same strzeliłyby sobie w stopę. Szkoda, że po wielu latach, kiedy wszystko było niemal niezmienne i dobrze się zgrywało, znów zaczyna się przesadnie kombinować…
