Tiemoué Bakayoko – kolejny dorodny owoc francuskiego szkolenia

Tiemoué Bakayoko

Obecny sezon w wykonaniu Monaco spowodował, że podopieczni Leonardo Jardima w ciągu kilku miesięcy z anonimowych piłkarzy przeobrazili się w prawdziwe gwiazdy. Dotarcie do ćwierćfinału Ligi Mistrzów oraz liderowanie we francuskiej Ligue 1 sprawiło, że latem bogate, angielskie kluby łakomie popatrzą na Monaco i ich zawodników. Mowa tutaj między innymi o Tiemoue Bakayoko, prawdziwej skale w środku pola.

– Jeśli mam wskazać gracza, którego podziwiam, bezsprzecznie jest to Yaya Toure – odparł w 2011 roku nastoletni Bakayoko, który także jak jego idol ma swoje korzenie na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Mimo to na świat przyszedł w Paryżu.

Jego kariera nie jest kolejnym scenariuszem, gdzie głód i brak butów do gry odgrywają główną rolę. Bakayoko wychował się w klubowych akademiach, konkretnie w Olympique de Paris. Jego rodzice marzyli, aby ich potomek dołączył do jednego z najbardziej popularnych ośrodków na świecie  – Clairefontaine (wywodzą się z niego tacy gracze jak Blaise Matuidi, Thierry Henry, Louis Saha, Nicolas Anelka, William Gallas, a nawet Damian Perquis). Ostatecznie Bakayoko musiał zadowolić się Rennes, w którym to stawiał pierwsze kroki w 2008 roku. Były klub Kamila Grosickiego był jedynym chętnym do skorzystania z usług młodego Francuza, głównie z powodu złamanej nogi kilka miesięcy wcześniej, która wyłączyła go z gry na długi okres. Dwa lata później, w wieku 14 lat, został powołany do kadry U-16 reprezentacji Francji. Łącznie w reprezentacjach młodzieżowych zaliczył niemalże wszystkie szczeble – od wspomnianej U-16 do U-21.

W 2012 roku został włączony do drugiej drużyny Rennes, by za rok wykonać kolejny krok i zadebiutować w dorosłej drużynie francuskiego zespołu. Jego potencjał dość szybko zauważyło bogatsze Monaco i po kilkunastu miesiącach spędzonych w dorosłej drużynie klubu ze stolicy Brytanii Bakayoko trafił za osiem milionów euro pod oko Leonardo Jardima.

Życie w nowym otoczeniu nie okazało się jednak rajem. Młody Francuz musiał się nieco wycierpieć, aby znaleźć się w obecnym miejscu. W czasie swojego debiutu przeciwko Lorient, na początku sezonu 2014/2015, został zmieniony już w 32. minucie z powodu fatalnej dyspozycji. To musiał być ogromny policzek dla ówczesnego nastolatka, który momentalnie wpadł w niełaskę menedżera. Do tego doszła kontuzja uda, wykluczająca go z występów na cztery miesiące. Od tamtego czasu jednak jego gra to ciągły progres, a dziś o jego usługi biją się najlepsze angielskie zespoły na czele z Manchesterem United i Chelsea.

Do rozmów na temat transferu miało dojść już w styczniu, jednak zawodnik jak najszybciej zadeklarował chęć pozostania w Monaco: – Miałem dobre pół roku, ale sezon nadal trwa. Nie chce opuszczać Monaco zimą. Oczywiście, że gra w Premier League jest moim marzeniem, ale na to przyjdzie jeszcze czas – zdradził w styczniu 22-latek.

Ligue 1 od jakiegoś czasu jest maszynką do wychowywania świetnych środkowych pomocników. Michael Essien, Yaya Toure (podobnie jak Bakayoko grał w Monaco), Blaise Matuidi czy N’Golo Kante. Francuska liga wie, jak kształtować takich graczy, którzy sieją prawdzie trzęsienie ziemi w środku pola. Bakayoko można nazwać żołnierzem, który jest napełniony energią i – zachowując granice moralności – brutalnością. Jego ogromną zaletą są warunki fizyczne oraz gra głową. Jeśli dziś mielibyśmy stworzyć pomocnika-niszczyciela, Bakayoko byłby idealnym egzemplarzem. Musimy także pamiętać o jego stosunkowo młodym wieku, więc jego rozwój na pewno się jeszcze nie zatrzymał.

Letnie okno transferowe może być ostatnim momentem, aby Monaco zarobiło krocie na 22-letnim pomocniku. Jego umowa kończy się za ponad dwa lata i to wyłącznie za kilka miesięcy klub z Księstwa będzie mógł dyktować ceny, które giganci angielskiego futbolu na pewno rozpatrzą. Mowa tutaj o kwocie z przedziału 30-40 milionów funtów. Jeśli popatrzymy na to, że 19-letni Bakayoko zasilał Monaco z Rennes za sumę siedmiu milionów funtów, będzie to świetny biznes.

Komentarze

komentarzy