Reprezentacja „olimpijska” Polski trochę w śmieszny sposób zaprzepaściła swoje szanse na dość olbrzymi (jak dla nich) sukces. Przez jakiś czas Orły Dorny nas zachwycały, ale cudem trzeba byłoby nazwać ich ewentualny sukces. Ponieważ w naszych warunkach trudno wyczekiwać dobrego, młodzieżowego zespołu.
W niezbyt przyjemny sposób zakończyła się cała historia reprezentacji Marcina Dorny. Ekipa młodych i wściekłych, która podobno ma być w przyszłości fundamentem kadry seniorów, nie spełni swojego olimpijskiego snu. Napisałem „podobno”, bo nie do końca wiadomo, czy z grupy, która przez ostatnie półtora roku nas zachwycała, ktoś w ogóle stanie się regularnym reprezentantem. Wystarczy spojrzeć na poprzednie ekipy młodzieżowe i przeanalizować dokładnie każdego jej członka. Na przykład: z drużyny ogrywającej w 2007 roku Brazylię na Mistrzostwach Świata do lat dwudziestu grają jedynie Krychowiak i Szczęsny oraz czasem powoływany jest Tytoń. I tyle! A przecież nie byli to jacyś mało uzdolniony chłopcy.
Ale wracając do zespoły Dorny. Kwestię znaczenia jego piłkarzy w tej prawdziwej reprezentacji zostawmy na przyszłość. Najważniejsze jest dzisiaj, a dokładnie miniony wtorek i wtopa z Grekami. Mecz w wykonaniu biało-czerwonych był beznadziejny. Lecz co możemy powiedzieć? Chyba zwyczajne „nic się nie stało”. Osobiście uważam, że to wszystko, czyli ich awans do baraży, a w konsekwencji szansa dostania się na młodzieżowe Euro i ewentualnie IO w Rio, graniczyło z olbrzymim cudem! Nie twierdzę, iż byli do bani! Nic z tych rzeczy! Zagrali kilka niezłych spotkań. Spowodowali wręcz, że media zaczęły interesować się bardziej nimi niż tymi głównymi Orłami. Naprawdę wykonali niezłą robotę, a że zabrakło tylko trochę do spełniania snów? To już może kwestia pechu, słabszej dyspozycji lub nawet złego układy gwiazd. Wszystko zależy od tego, w co wierzymy. Lubisz astronomię? Tłumacz ich nieporadność przelatującą kometą. Lubisz wróżki? Tłumacz wszystko złymi demonami i kartami. Lubisz po prostu piłkę? Tłumacz porażkę kiepską grą.
Ich awans byłby cudem, bowiem cudem w tym kraju jest wychowanie minimum jedenastu grajków (z podobnych roczników), którzy już w wieku od osiemnastu do dwudziestu lat prezentują poziom, pozwalającym im spróbowania sił w ciekawych ligach. Wiem, że wiele razy poruszano ten problem. Głównie atakowano beznadziejny system szkoleniowy, co jest prawdą, ale również inne czynniki przeszkadzają nam w doczekaniu się na naprawdę solidną generację. I nie jest to komputer oraz lenistwo.
Jeszcze do niedawna regularnie trenowałem piłkę nożną (przyjmijmy, że najlepiej nie było, nie wszyscy zostają przecież Messim). Parę dni temu przypomniała mi się historia, którą opowiadał mój ostatni trener. Oprócz trenowania nas, zajmował się również jakimś młodszym rocznikiem w tym samym klubie. No i wydarzył się pewien, ciekawy precedens. Te dzieciaki (bodajże dziesięciolatki) na początku „sezonu” chodziły tłumnie. Nie przeszkadzała im ani zła pogoda, ani perspektywa odejścia od komputera. Chodziły i chodziły. Zdarzało się, że niektórzy z nich nie przebierali się na meczach, bo następowała nadwyżka chętnych do gry i brakowało strojów. Wszystko było piękne, aż nagle systematycznie tracili się kolejni młodzi zawodnicy. Do tego stopnia, że na spotkaniach brakowało osób do grania. Zdenerwowany trener zapytał się tych „ocalałych”, w czym tkwi problem. I właśnie wtedy dostał kultową odpowiedź: „Mają karę, rodzice im zabraniają przyjść na trening/mecz”.
Trener był na tyle wściekły, że aż urządził spotkanie z rodzicami swoich podopiecznych i spróbował im uświadomić, iż ich zakazy szkodzą dzieciom. Użył prostych argumentów: że nie tylko źle wpływają na ich zdrowie, ale także hamują prawidłowy proces interakcji z rówieśnikami (jak to zabrzmiało), nie pozwalają rozwijać zainteresowań itp. Nie wiem, czy ci rodzice poszli po rozum do głowy i w inny sposób postanowili karać swoje pociechy. Oby.
Cała sytuacja wydarzyła się na wsi, gdzie mieszka około trzy tysiące ludzi i dotyczyła dwudziestu chłopaków lubiących kopać w piłkę. Pomnóżmy ich razy kilkadziesiąt, może i ponad sto. Dlaczego? Bo tak dzieje się w całej Polsce. Nie wiadomo ile „talentów” przepadło przez błędne myślenie ich opiekunów. A nawet jeżeli dziewięćdziesiąt dziewięć procent ich wszystkich była za słaba na zrobienie oszałamiającej kariery, to przynajmniej mogli tworzyć sporą rywalizację w swoich zespołach, która miałaby zbawienny wpływ na pozostały jeden procent.
Dzieciaki z szlabanem na piłkę są jedynie malutkim metrem kwadratowym tego całego bagna, które rozciąga się na kilka hektarów. Ponadto trudno tak do końca stwierdzić, ilu z tych młodych adeptów ma zadatki na prawdziwego piłkarza, dlatego warto przeskoczyć do utalentowanych nastolatków, którzy są pewni swego i dążą do tego, aby ich sposobem zarabiania w dorosłym życiu było bieganie za okrągłym, napompowanym przedmiotem.
Wszystkie większe kluby w Polsce mają wielu ciekawych juniorów. Nie wątpię w to, że każdy z nich wyczynia cuda z piłką. Ale prawda jest niestety trochę okrutna. Głównie są to dzieciaki mieszkający akurat w mieście, w którym dany zespół ma swoją siedzibę lub wywodzący się z dość bogatego domu (najczęściej to drugie). To im jest dane robić karierę, a przy okazji korzystać z uroków bycia młodym. Istnieje bardzo mało programów stypendialnych, i innych środków pomocy, skierowanych dla młodocianych piłkarzy z ubogich rodzin lub mieszkających daleko od jedynego w okolicy klubu, w którym istnieje okazja na pokazanie się szerszej publiczności. Nie chcę już szukać winnych tej sytuacji. Najistotniejsze, że za kolorowo nie jest. Regularnie przepada liczne grono interesujących zawodników. Nie zmyślam tego na potrzeby artykułu! O moje uszy obiło się wiele historii oraz sam znam osoby, które musiały porzucić swoje marzenia, chociaż były znakomitymi grajkami. Mogę nawet przytoczyć przykład mojego dobrego znajomego, który mieszka w tej samej miejscowości co ja (wieś).
Nie skłamię, jeżeli uznam, iż jest genialny! Posiada niesamowitą technikę, szybkość, strzał oraz kontrolę nad piłką. Trochę mu brakuje warunków fizycznych, ale Messi przecież też nie jest idealny. Sam Ibrahimović grał przez wiele lat z sylwetką przypominającą szkielet. Mój kolega najpierw występował w zespole z sąsiedniego miasta. Następnie przyszła pora na wybór szkoły średniej. Chciał grać w piłkę zawodowo, dlatego zgłosił się do szkółki należącej do bardziej renomowanej drużyny, która może w dorosłej piłce nie powala, ale za to jej trenerzy wiedzą, jak zająć się juniorami. Kilku reprezentantów Polski zaczynało tam na poważnie swoje kariery.
Kolega wytrzymał rok! Nie z powodu braku umiejętności czy chęci! Oj nie! Stawiam wszystko, że należał do czołówki (przynajmniej w swoim roczniku). Ale na co mu to wszystko, jeśli wykończyły go sprawy nie do końca związane z piłką? Od jego domu do szkoły, która współpracuje z tym klubem, dzieliła godzina drogi autobusem z przesiadkami. Czasami musiał wychodzić przed szóstą rano, a wracać późnym popołudniem. W domu czekały na niego jeszcze zadania/nauka. W następnym dniu znów wstawał wcześnie rano. I koło się kręciło. Tak po prostu nie da się funkcjonować, zwłaszcza jeżeli codziennie masz wf-y i treningi, a dodatkowo w weekendy mecze! Ale to nie był główny powód jego rezygnacji z marzeń. Dobiły go koszta. Nie chcę za bardzo opisywać jego sytuacji. Aczkolwiek sprawa ma się tak, że nie musi żebrać na dworcu kolejowym, lecz z drugiej strony, jego rodziny nie stać na regularne stołowanie się w najlepszych restauracjach. Jego gra w tym zespole nie była najtańsza. Ceny biletów jeszcze da się przeżyć, ale składek dla klubu już nie. A one rosły. Historia idealnie pasuje do tego, co napisałem odrobinę wyżej: odległe miejsce zamieszkania oraz koszta zrujnowały kolejny talent.
Kluby mają to gdzieś, bo w miejsce mojego kolegi przyjdzie jakiś miejscowy. Co tam, że jest gorszy! Kopnąć potrafi, więc się nadaje! Później ów zamiennik dochodzi do Ekstraklasy i w każdy weekend mamy pokaz błazenady. A to wszystko przez to, że na początku całej „selekcji”, wielu lepszych odpadło, bo po prostu nie mieli dziadka z willą.
Jak widać, szkolenie juniorów w Polsce leży, nie tylko z powodu trenerów. W głównej mierze decydują czynniki, które na pierwszy rzut oka są dalekie od piłki nożnej (pieniądze, rodzice itd.). Wielu niezwykłych graczy traci się w zabitych deskami wioskach, ponieważ byli za biedni na spróbowanie swoich sił w poważnym klubie. Niestety niewielu scoutów ma ochotę na regularne wycieczki po jakiś zoranych polach, które podobno pełnią funkcję boiska. A szkoda! Bo najczęściej tam można znaleźć prawdziwe (piłkarskie) diamenty, której jednakże w najlepszym przypadku kończą najwyżej w byle jakiej IV lidze.
Mam nadzieję, że kiedyś będzie lepiej. Przecież w przeszłości ktoś tam z Legii, Wisły i Lecha potrafił przejechać sto kilometrów i pooglądać juniorów. Współcześnie i tego im się nie chce. Zawsze lepiej jest zadzwonić do pseudo agenta i sprowadzić Afrykańczyka. „Gwiazdy” z Czarnego Lądu biegają sobie po murawie, natomiast my wciąż nie mamy spektakularnych sukcesów w młodzieżowej piłce. Oznacza to tyle, że sama pierwsza reprezentacja nie ma z czego czerpać świeżej krwi. Dlatego selekcjonerzy szukają „Cionków”. Lub ufają podstarzałym gwiazdą z minionych lat.
youjizz practical facade associated with marc jacobs is actually 13
Jute Tote Bags With Wooden Handles
free gay porn beauty advice and fashion trends for a super tasteful your organization
Learn How To Keep Your Black Clothes Black
cartoon porn you will never tuck in your pants
Financial Communication In A Marriage Page 1 of 2
girl meets world eternal a lot of women outfits 2011
Assessing the Wild Card in the iPhone Rollout
how to lose weight fast they can make your legs appear a bit shorter
see fashion exhibits of 2012
quick weight loss In terms of straight dollars
5 Ways Stores Use Science to Trick You Into Buying Crap
snooki weight loss plan for it and then get ready to shop
Fake coach purses at coach outlet stores
miranda lambert weight loss The biggest reason for that