Wielu wielkich zawodników myśląc o końcu kariery zwykle ma w głowie egzotyczne miejsca, wielkie pieniądze i nowe doświadczenia. Mało kto decyduje się jednak na tak śmiały krok, jak zmiana dyscypliny. Pamiętacie Michaela Jordana jako baseballistę? To, co mogłoby się wydawać słabym żartem, było prawdą. Kto wie, czy Harry Kane nie będzie bohaterem podobnej historii.
Napastnik Tottenhamu i reprezentacji Anglii nie poświęcał całej uwagi piłce nożnej. Poza kibicowaniem Arsenalowi dużą uwagę poświęcał NFL i wiecznie wielkiemu Tomowi Brady’emu. Jeden z najwybitniejszych futbolistów w historii był idolem i inspiracją małego Harry’ego. Ta fascynacja nie minęła.
– Nikt nie dawał mu szans, że stanie się tak dobry, że w ogóle zagra w NFL, a on tego dokonał i został jednym z najlepszych w historii. Swego czasu dało mi to ogromnego kopa, pomyślałem, że wszystko jest możliwe. Jeśli jesteś pewny siebie i dążysz do czegoś z całych sił, możesz to osiągnąć – mówi Kane. – To jest realne. To coś, czego za 10-12 lat zdecydowanie chciałbym spróbować – dodał Anglik, który w NFL chciałby zagrać na pozycji kopacza.
Czy chodzi o pieniądze? Na pewno nie. Wspomniana pozycja jest jedną z najmniej opłacalnych, choć większość i tak inkasuje rocznie ok. miliona dolarów. Kane ma inne wytłumaczenie: – „Wszystko wraca do dążenia w byciu najlepszym. (…) Jeśli grasz w Premier League, na mistrzostwach świata, a potem jeszcze w NFL, czy wtedy możesz zostać uznawany za jednego z najlepszych sportowców w historii?”
Harry Kane zdążył już nawet zaprzyjaźnić się z Brady’m, od którego zapewne będzie wyciągał jak najwięcej cennych wskazówek. Widok Anglika w kasku i obszernym stroju byłby dziwny, ale jednocześnie niesamowicie ciekawy. Trzymamy kciuki, by Kane spełnił swoje marzenie. W końcu w wieku 35-37 lat można sobie pozwolić na nieco szaleństwa, a ten wiek futbolu amerykańskim nie jest aż tak „zaawansowany”, jak w naszym, europejskim.
