Porażkę Liverpoolu bez wątpienia można nazwać największym zaskoczeniem ubiegłej kolejki Premier League. Mimo to mistrzostwo Anglii nadal pozostaje niezagrożone i na Anfield wciąż zachowywany jest względny spokój. Dobrze bawiliśmy się także przy meczu Tottenhamu z Wolves, Manchesteru United z Evertonem i Chelsea z Bournemouth. Takie wyniki sprawiły, że „The Blues” pomimo zdobycia raptem 19 punktów w ostatnich 16 spotkaniach nadal zachowują miejsce w TOP4 i są coraz bliżej gry w kolejnej edycji Champions League.
Zwycięstwo Watfordu na Vicarage Road oraz Norwich z Leicester skomplikowało także sytuacje na dole tabeli, gdzie widzimy niesamowity ścisk. Między znajdującą się na 19. miejscu Aston Villą, a plasującym się na 14. lokacie Newcastle znajduje się raptem 7 punktów różnicy. Biorąc pod uwagę dziesięć spotkań do końca, rywalizacja trwa w najlepsze i zakończy się zapewne dopiero w maju.
Priorytety
To już trzeci odcinek naszego cyklu z rzędu, kiedy opisujemy mecze Tottenhamu. Powodem jest oczywiście kryzys „Kogutów”. Zespół Portugalczyka poległ bowiem już w czterech ostatnich spotkaniach. Najpierw porażka z Lipskiem, następnie lanie od Chelsea, Wolves i przegrana w rzutach karnych z Norwich. Wszystko zatem wskazuje, że Mourinho zakończy drugi w karierze sezon bez trofeum odkąd rozpoczął pracę z FC Porto, ponieważ w Lidze Mistrzów przy tak wielu absencjach raczej trudno będzie mu o jakikolwiek sukces. Tym bardziej po niemrawym występie w pierwszym meczu z zespołem Nagelsmanna.
Mourinho powiadomił już zarząd, że zapewne odpuści jedno z nadchodzących spotkań. Możemy się jedynie spodziewać, że większy priorytet aniżeli potyczka z Burnley ma mecz z Lipskiem. Na ligowe starcie przygotowywana będzie być może rezerwowa jedenastka, choć patrząc na ubytki kadrowe drużyny, trudno -przede wszystkim w ofensywie – znaleźć takich piłkarzy.
Takie słowa dają spore nadzieje dla Seana Dyche’a, którego zespół w lidze nie przegrał od 11 stycznia. Osłabiony Tottenham, z tak fatalną serią i w dodatku przed meczem Ligi Mistrzów, nie powinien być przeciwnikiem trudnym do pokonania.
Nasz typ: Burnley wygra bądź zremisuje
Szpital w Londynie
Z problemami kadrowymi boryka się także Frank Lampard. Anglik w niedzielę nie będzie mógł skorzystać z Tammy’ego Abrahama, Christiana Pulisica, Calluma Hudsona-Odoia, Jorginho (zawieszenie), N’Golo Kante oraz być może Mateo Kovacicia. Takie problemy nie przeszkodziły wygrać z Liverpoolem, lecz FA Cup rządzi się swoimi prawami i ma oczywiście mało wspólnego z rozgrywkami ligowymi.
Trzy punkty przy trudnym meczu Manchesteru United znacznie poprawiłyby komfort „The Blues” przed końcówką sezonu. Peleton ciągle się wydłuża, a Tottenham oraz Wolves także liczą na stratę punktów przez ekipę ze Stamford Bridge. Kryzys zespołu – mimo zwycięstwa we wtorek – jest duży, czego nie można powiedzieć o Evertonie. Odkąd Carlo Ancelotti przejął stery, tylko Liverpool oraz Manchester City zdobyli więcej punktów w lidze aniżeli zespół prowadzony przez Włocha.
Bazując na historii będzie jednak ciężko o trzy punkty dla przyjezdnych. Chelsea jest bowiem niepokonana w ostatnich 26 spotkaniach z „The Toffees” biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, a 5 z 7 ubiegłych spotkań kończyło się czystym kontem dla gospodarzy. Statystyki nie są raczej przyjazne, lecz futbol zwykle pisze nowe scenariusze.
Nasz typ: Obie drużyny strzelą bramkę
Dwie skrajności
Gdyby to spotkanie było rozgrywane na Etihad Stadium, wówczas skłanialibyśmy się przy jednym rozwiązaniu – zwycięstwie Manchesteru United. Ole Gunnar Solskjaer bowiem polubił wygrywać na tym obiekcie i ma tam póki co 100% skuteczność zwycięstw. Niestety dla trenera „Czerwonych Diabłów”, to samo może powiedzieć Pep Guardiola. Hiszpan w dwóch starciach przeciwko Norwegowi na Old Trafford także może pochwalić się podobnymi rezultatami. Jak zatem analizować ten mecz?
Oba kluby znajdują się w dobrej formie, a niedzielni gospodarze w końcu ustabilizowali defensywę. Trzy czyste konta w czterech ostatnich spotkaniach udowadniają, że Harry Maguire w końcu stał się prawdziwym liderem defensywy, która jedynie czego może się obawiać to błędów Davida De Gei. Hiszpan przeciwko Evertonowi zaliczył ogromną wpadkę i coraz częściej angielscy dziennikarze wspominają, że to Dean Henderson powinien w kolejnym sezonie strzec dostępu do bramki tej drużyny.
City z kolei jest świeżo po zwycięstwach z Realem Madryt oraz wygraniu Pucharu Ligi. Spodziewamy się efektownego spotkania, najlepiej ze sporą liczbą bramek. Niech ta niedziela zostanie zakończona z przytupem, tak jak na derby Manchesteru przystało.