Manchester wciąż czerwony. Ole Gunnar Solskjaer po raz trzeci w obecnym sezonie był górą w starciu z Pepem Guardiolą. „Czerwone Diabły” pokonały na Old Trafford „Citizens” 2:0.
Wszyscy fani Premier League chyba wiedzieli, jakiej gry można się dziś spodziewać po obu zespołach. Manchester City miał dłużej utrzymywać się przy piłce i wymieniać więcej podań. Z kolei piłkarze United mieli szukać luk w zespole rywala, szukając okazji do objęcia prowadzenia.
Tak też było. Podopieczni Pepa Guardioli mieli w ciągu całego meczu mieli dużą przewagę w posiadaniu piłki (73-27%). Z kolei to “Czerwone Diabły” oddały więcej strzałów. Tak, jak można było przewidzieć, piłkarze United wieloma sposobami próbowali się dostać pod bramkę rywala, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Ostatecznie udało im się to dwukrotnie.
Decydujące ciosy „Czerwonych Diabłów”
Zwycięska bramka padła po rzucie wolnym. Do siatki trafił Anthony Martial, jednak to Bruno Fernandes miał przy golu większy udział. Najpierw Portugalczyk został sfaulowany przed polem karnym, a następnie jego podanie wykorzystał Francuz, który dziś zagrał na szpicy. Swój wkład w gola miał jednak Ederson, który za późno się rzucił.
Przy pierwszej bramce nie zabrakło kontrowersji. Najpierw trudno było dostrzec, czy Bruno Fernandes miał bliski kontakt z rywalem, a także czy Martial był na spalonym. Ostatecznie sędzia skorzystał z VARu i potwierdził, że bramka została zdobyta prawidłowo.
W przeciwieństwie do gola Sergio Aguero. Argentyńczyk trafił do siatki, aczkolwiek Mike Dean słusznie odgwizdał spalonego. Angielski sędzia podjął jednak kontrowersyjną decyzję o braku rzutu karnego dla Manchesteru United. Wydawało się wówczas, że Nicolas Otamendi nieprzepisowo powstrzymywał Freda, aczkolwiek arbiter nie podyktował jedenastki.
Z kolei drugi gol dla United padł po wykorzystaniu błędu Edersona. Bramkarz Manchesteru City wyrzucił piłkę w głąb pola. Nie widział jednak nadbiegającego Scotta McTominaya, który skierował piłkę do siatki z dystansu, ustalając wynik spotkania.
Dobry występ Bruno Fernandesa, dramat Edersona
Mecz z Manchesterem City to kolejny popis Bruno Fernandesa. Portugalczyk nie tylko miał udział przy pierwszej bramce, ale również często wyprowadzał piłkę z własnej połowy. Owszem, zdarzały mu się niecelne podania, jednak jego wkład dla gry ofensywy zespołu Ole Gunnara Solskjaera był spory.
Z kolei tym, który dziś najwięcej zawalił był Ederson. Brazylijczyk miał kilka udanych interwencji, jak choćby w 89. minucie, gdy wyszedł z pola karnego, wybijając piłkę spod nóg nadchodzącego rywala. Trzeba jednak przyznać, że oba trafienia “Czerwonych Diabłów” może mieć na sumieniu. Dziś w pojedynku bramkarzy zdecydowanie górą był David de Gea.
United powalczy o Ligę Mistrzów?
Po derbach Manchesteru, City wciąż zajmuje pewne 2. miejsce w lidze. W tej chwili podopieczni Pepa Guardioli mają przewagę siedmiu punktów nad Leicester, tracąc aż 25 do Liverpoolu. Tymczasem United, z 45 oczkami na koncie, znajduje się na piątej pozycji, tracąc do miejsca gwarantującego grę w Lidze Mistrzów trzy punkty.