System VAR, podobnie jak każdy inny program, mający na celu pomoc arbitrom, jest z założenia dobry. Trzeba tylko umieć z niego korzystać. To, co dzieje się w naszej lidze, pokazuje tylko, że jesteśmy dopiero na etapie testów, a system przydałoby się udoskonalić.
„Skandaloza! Circus!” – krzyczał trener Bjelica po zremisowanym meczu z Lechią Gdańsk. I mimo iż system VAR wówczas Lechowi pomógł równie bardzo, co zaszkodził, trzeba było przyznać rację szkoleniowcowi „Kolejorza”. Na stadionie w Gdańsku mieliśmy bowiem istny komediodramat, z naciskiem na dramat.
Mimo iż już wcześniej na VAR uwagę zwracał Michał Probierz, a Kiko Ramirez stwierdził, że z ową „pomocą” praca sędziów jest jeszcze trudniejsza, to właśnie Nenad Bjelica miał stać się na najbliższe tygodnie największym przeciwnikiem wideo.
I szczerze mówiąc, aż mnie to dziwi. Bo powodów do krytyki było sporo, nie tylko podczas meczów poznańskiego Lecha. Nie spisał się on choćby w derbach Trójmiasta, w których sędzia Daniel Stefański nie sprawdził na powtórce, czy Arce należał się karny po starciu Joao Nunesa z Patrykiem Kunem.
Zrozumcie mnie dobrze – VAR jako system jest dobry. Nawet bardzo dobry, bo wszystkie (tak, wszystkie, nawet te ze wspomnianego przeze mnie „komediodramatu” w Gdańsku) decyzje podjęte przy analizie wideo były prawidłowe. System ten, a przede wszystkim zasady korzystania z niego, należy jednak mocno dopracować.
Co jest do zmiany? Przede wszystkim przepis, w którym sprawdzać można tylko w najbliższej przerwie w grze lub gdy piłka jest w polu neutralnym. Nie kupuję tłumaczenia, że Lechia dostaje karnego w meczu z Lechem niemal dwie minuty po faulu, w momencie gdy „Kolejorz” dochodzi do niebezpiecznego rzutu wolnego. Domniemanego karnego dla Arki sprawdzić natomiast nie można, bo… gospodarze zbyt szybko wznowili, a przy kolejnym aucie nie można było już spojrzeć. Circus! Jeśli pierwsze wznowienie gry zamyka całą sytuację, po każdej tego typu sytuacji wystarczy nabić przeciwnika i wyrzucić szybko piłkę z autu – mamy po sprawie. Zdecydowanie nie tak to powinno działać.
Druga sprawa – anulowanie wszystkiego, co przed VAR. Gdyby Lech w meczu z Lechią zdobył bramkę z kontry po faulu, zostałaby ona anulowana i podyktowany zostałby karny dla Lechii. W tym przypadku trafia do mnie tłumaczenie, że gdyby sędzia gwizdnął faul, nie doszłoby do sytuacji bramkowej. Ale co zrobić w przypadku, gdy między kontrowersją a użyciem VAR stanie się coś innego – na przykład brutalny faul, który skończy rywalowi karierę? Sędzia daje czerwoną kartkę, ale po chwili ją anuluje? Dlaczego? Bo – według tej retoryki – nie byłoby tego ataku, gdyby arbiter wcześniej podyktował rzut karny. Skandaloza! Kontuzja bowiem jest, będzie i nikt jej magicznie nie anuluje.
Kolejnym aspektem do poprawy jest czynnik ludzki, o którym tak często zapominamy, mówiąc o systemie VAR. To sędzia decyduje, kiedy użyć systemu – tylko on może o tym zadecydować. Czemu nie możemy zagrać na takich zasadach, jakie od dawna już przyjęły się w innych dyscyplinach? Można przecież dać trenerowi możliwość choćby jednokrotnego poproszenia o VAR w trakcie spotkania. Jakby to mogło według mnie działać? Akcja w polu karnym, Patryk Kun upada na murawę – trener Ojrzyński podchodzi do sędziego technicznego, krzycząc: „Panie sędzio, sprawdzam!”. Przy kolejnym aucie gra zostaje wstrzymana, a sędzia Stefański biegnie przed monitor i sprawdza sytuację. Niezależnie od werdyktu – jest to jedyna możliwość trenera Ojrzyńskiego na taki zabieg.
Mam świadomość, że system został stworzony po to, aby korzystać z niego tylko w przypadku pewnych, a nie domniemanych błędów sędziego. Jeśli jednak myli się główny, należy przyjąć, że jego błędu może nie wychwycić również sędzia VAR. Oddanie trenerom możliwości choć jednej interwencji na pewno uspokoiłoby zatem sytuację, a kibice mieliby pewność, że podjęta została słuszna decyzja.
Czy zmiana przepisów, o których wspomniałem, musi nastąpić? W mojej ocenie tak, jeśli chcemy, aby system działał sprawnie, dobrze i sprawiedliwie. Czy danie możliwości trenerom ingerowania w VAR sprawi, że decyzje sędziów będą bardziej sprawiedliwe? Raczej nie. A jeśli tak, to w bardzo małym procencie. Jak bowiem wspomniałem wcześniej sędziowie – wbrew opinii wielu krytyków – nie mylą się często, jeśli chodzi o pracę z systemem VAR. Na pewno byłoby jednak bardziej przejrzyście. A w atmosferze derbów każdy wolałby jednak wiedzieć na 100%, czy karny był, czy też go nie było, a dodatkowo mieć świadomość, że arbiter ma pełną kontrolę nad przebiegiem spotkania.