Przejęcie Leicester przed Brendana Rodgersa okazało się idealnym ruchem ze strony władz klubu. Mało kto jednak pamięta, że kilku kluczowych zawodników do zespołu Irlandczyka sprowadził jego poprzednik – Claude Puel.
Francuz został mianowany nowym szkoleniowcem „Lisów” w 2017 roku. Klub po wygraniu tytułu z Claudio Ranierim borykał się ze sporym kryzysem, a zatrudnienie Shakespeare’a nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Wówczas postanowiono zwrócić się do zupełnie innej myśli trenerskiej, którą prezentował obecny trener Saint-Etienne.
– Kiedy po raz pierwszy spotkałem się z właścicielami klubu, przekazałem im, że potrzebna jest zmiana stylu gry na bardziej ofensywny. W tamtym momencie stwierdziłem, iż jedynie pięciu graczy z obecnej drużyny nadaje się do takiej filozofii, a reszta nie będzie potrafiła wykonywać takich zadań. Po naszej rozmowie opuściłem sale konferencyjną. Myślałem, że nie dostanę tej pracy, ale godzinę później zadzwonił mój telefon.
Niektórzy uważają, że Puel wykonał nieocenioną pracę, inicjując pewną przebudowę kadry ze starszych piłkarzy na nieco młodszych. To za jego czasów rozkwitł talent Chilwella czy Graya, a do klubu trafili Maddison, Ricardo Pereira i Soyuncu. Teraz Rodgers może z nich swobodnie korzystać, oczywiście także ich rozwijając. Najszerzej 58-latek wspomina jednak współprace z Vardym:
– Nie miałem z nim żadnego konfliktu. Jamie jest dobrym człowiekiem, ale czasami jest jak duże dziecko: potrzebuje wsparcia i uwagi. Było to dla mnie trudne, ponieważ nie byłem Anglikiem, trudno było podzielić się z nim wszystkimi swoimi odczuciami. Kiedy przybyłem do Leicester, strzelał wiele goli. Wrócił z mundialu kontuzjowany i bez sesji treningowych. Przez cały ten czas trudno było mi go przygotować do gry.
Ostatecznie sześć porażek w ośmiu ostatnich meczach skłoniło władze „Lisów” do podjęcia decyzji na temat zwolnienia Puela. Dziś z pewnością nikt na King Power Stadium nie żałuje takiego ruchu, ale nie należy zapominać, ile tak naprawdę dla obecnego zespołu zrobił ich poprzedni menedżer.