Mamy to! Sześć punktów po dwóch kolejkach, dwa oczka przewagi nad kolejnymi zespołami, występy na zero z tyłu. Zadowoleni piłkarze wrzucają do sieci zdjęcia, na których cieszą się jak po ograniu Niemców. Zadanie wykonane. Mamy więc powód do radości i entuzjazmu? Lecąc klasykiem: „Niby tak, ale (…) nie do końca…”
Na początku warto zaznaczyć, że w tym wpisie nie chodzi o typowe dla naszego narodu wylewanie jadu, krytykowanie wszystkich za wszystko. Tego w sieci pełno, a większość osób nie dość, że chętnie wyrzuciłaby z kadry Milika czy Klicha, z przyjemnością zrobiłaby z Zielińskiego narodowego męczennika. Wielu naszych zawodników mimo niepodważalnych umiejętności gra słabiej, ale czy to jedynie ich wina?
Po pierwszych meczach mamy komplet punktów i to cieszy, naprawdę. Jak to zwykle bywa, „mogło być gorzej”, więc teoretycznie powinniśmy się uśmiechać i nie narzekać. Trudno jednak o to, kiedy przez większość czasu mecz wolelibyśmy oglądać przez lekko rozsunięte palce na oczach. Czy jest to myślenie roszczeniowe, wybiegające dużo dalej poza to, co mamy? Nie do końca. Odnosząc się do pewnej okładki z przeszłości, mamy w kadrze „sraczkę” i nie chodzi nawet o obecne przeziębienia kadrowiczów.
Urazy z przeszłości
Dalej żyjemy przeświadczeniem, że nie jesteśmy Hiszpanią i powinniśmy się cieszyć z wyników, niezależnie od stylu. To prawda, ale tylko w pewnym stopniu. Nie mamy tylu gwiazd co najmocniejsze reprezentacje, jednak zauważmy w końcu, ile zmieniło się przez ostatnie 10+ lat. Kiedyś grając naprawdę ciekawą piłkę potrafiliśmy pokonać Portugalię, a nasze największe gwiazdy grały w Celtiku czy Bayerze Leverkusen. Juventus, Napoli, Milan, Bayern… Nasi reprezentanci odgrywają obecnie kluczowe role w tak wielkich klubach, a my wciąż zadowalamy się ochłapami.
Mam wrażenie, że Brzęczek jest trochę jak typowy Pan wuefista, rzuca piłkę, mówi „kopcie sobie chłopaki” i chowa się do kantorka, a później wygląda to właśnie tak jak dziś w Warszawie. Przecież tu nie ma nawet pół pomysłu na cokolwiek! #POLLVA
— Jolie Wojtasinska (@JolieTolie) March 24, 2019
Warto zadać sobie pytanie, dlaczego polscy trenerzy wręcz nie istnieją zagranicą. Niech każdy odpowie sobie sam, ale raczej nie ma w tym przypadku. Czy Jerzy Brzęczek poradziłby sobie w Bayernie? Czy dałby radę chociaż w Wolfsburgu, czy innym Monaco? Czy ma odpowiedni warsztat, by ułożyć takie zespoły i zapewnić wygrane? Nie umniejszając nikomu, ale byłoby o to trudno. Jeśli więc tak jest, czemu nie potrafimy w końcu postawić w kadrze na kogoś z naprawdę dużymi umiejętnościami? Do głowy od razu wraca nazwisko Leo Beenhakkera, który nieprzypadkowo łączy się ze wspomnianymi meczami z Portugalią.
Duży potencjał potrzebuje wsparcia
Już nie mamy jedynie zawodników, którzy muszą grać „na aferę”. Mamy możliwości, by grać ciekawą i skuteczną piłkę, choć też wiadomo, że nie na światowym poziomie. Mimo tego i tak zadowalamy się, że wsadziliśmy do niezłego auta silnik od malucha i dalej minimalnie wyprzedzamy zespoły o dużo mniejszym potencjale. Oczywiście – na eliminacje to może wystarczyć i jeśli nie wydarzy się kataklizm, właśnie tak będzie. Wszystko zweryfikują jednak mecze z poważnymi rywalami, w których znów będziemy wyglądali jak chłopcy we mgle, nie wiedzący jak biegać, jak bronić, jak podawać.
Kilkanaście lat temu mieliśmy drużynę, którą w piłce klubowej być może byłoby stać na utrzymanie się w Bundeslidze po sporych mękach. Obecną kadrę można sobie wyobrazić odnoszącą sukcesy, dajmy na to, w Lidze Europy. Wszystko jednak zależy od trenera i nie jest to tajemnicą – w piłce nie ma samograjów. Czy taki hipotetyczny klub, złożony z naszych kadrowiczów, powinien w Europie prowadzić Jerzy Brzęczek? Od wielu lat staramy się wierzyć w „polską myśl szkoleniową”, zapominając przy okazji, że czegoś takiego na dobrą sprawę prawie nie ma. Znalazłoby się kilka wyjątków, ale wciąż nie wiadomo, czy na miarę Europy.
Eliminacje wygrane, ale to jest obowiązek. Z mentalnością Brzeczka z tego nic będzie przy poważniejszym graniu. To nie jest człowiek zmiany, odwagi, pomysłu. To jest sól polskiej piłki lat 90. On trenuje drużynę Nawałki. Tylko gorzej niż Nawałka. Szkoda.
— Michał Majewski (@MajewskiMichal) March 24, 2019
Mamy najlepszą od lat kadrę, a marnujemy ją przez to, że wystarczają nam zwycięstwa w eliminacjach ze słabymi drużynami. I to po wielkich bólach. Nie tak to powinno wyglądać… Od wielu spotkań nie zdobyliśmy bramki z gry kombinacyjnej – wszystkie po stałych fragmentach lub wrzutkach. Słabą Ligę Narodów tłumaczyliśmy „testowaniem”, nowym szkoleniowcem. Brak składnego pomysłu na grę na początku eliminacji też tłumaczymy „docieraniem się”. Ciekawe, czym będziemy tłumaczyć już na turnieju, jeśli się na nim znajdziemy. Znów będzie zaskoczenie, że coś nie wyszło.