Mecz otwarcia Mistrzostw Świata dawno nie wywołał tylu emocji. Protestujący obywatele Brazylii i wspominanie na każdym kroku o kompromitującej wpadce w decydującym spotkaniu z 1950 roku nie dawały komfortu psychicznego podopiecznym Luisa Felipe Scolariego. Gospodarze turnieju w pierwszym pojedynku zmierzyli się z nieobliczalną Chorwacją i po dobrym meczu, w którym nie zabrakło kontrowersji, pokonali rywali 3:1.
Pierwsze minuty spotkania nie zwiastowały takiego obrotu spraw. Piłkarze z Bałkanów nie zamierzali ułatwić zadania faworyzowanym rywalom. Od początku bez cienia respektu dla pięciokrotnych mistrzów globu podjęli otwartą walkę na nieprzyjaznym terenie. Gospodarzy początkowo paraliżowała presja tego spotkania. Od ich rywali nikt nie oczekiwał przekonującego zwycięstwa. Piłkarze prowadzeni przez Niko Kovaca postanowili zostawić płuca na boisku i w pierwszym kwadransie byli stroną przeważającą. Dużo ofensywnych akcji Chorwacja przeprowadziła swoją lewą stroną boiska. Ivica Olić często testował czujność Daniego Alvesa. Prawy obrońca FC Barcelony słabo wszedł w to spotkanie i raz za razem dopuszczał przeciwnika w okolice pola karnego Brazylijczyków. Jedna z takich akcji przyniosła nieoczekiwanego gola. Skrzydłowy europejskiego zespołu popędził lewą stroną boiska i zacentrował płasko przed bramkę Julio Cesara. Futbolówka trafiła do Nikica Jelavicia, który fenomenalnie urwał się obrońcom i… fatalnie skiksował. Nieporadność napastnika zaskoczyła defensywę „Canarinhos”. Największe zdziwienie można było zobaczyć na twarzy Marcelo, który w pechowy sposób, niczym rasowy napastnik umieścił odbitą piłkę w siatce.
Samobójcza bramka na chwilę uciszyła licznie zgromadzoną publiczność. W niejednym domu zapewne w kierunku lewego obrońcy Realu Madryt posypała się soczysta wiązanka przekleństw. Jednak gospodarze udowodnili, że sztab szkoleniowy odpowiednio przygotował ich do turnieju. Sygnał do odrabiania strat dał, fantastyczny tego wieczoru, Oscar. Zawodnik Chelsea Londyn groźnie uderzył na bramkę Pletikosy, po indywidualnym rajdzie Neymara. Nadzieja brazylijskich kibiców z wielką swobodą wbiegła z prawej strony w pole karne i wycofała futbolówkę do wbiegającego partnera z zespołu. Wielu fanów widziało już piłkę w siatce, jednak utracie gola zapobiegł bramkarz FK Rostow. Pletikosa chwilę wcześniej próbował zatrzymać szarżującego napastnika Barcelony, by kilka sekund później znaleźć się przy drugim słupki.
W dalszej części gry coraz częściej do głosu dochodzili gospodarze. Oscar raz za razem posyłał groźne dośrodkowania w kierunku niewidocznego w tym spotkaniu Freda. Po przeciwnej stronie Olić wkręcał w ziemię niepewnie interweniującego Alvesa. Status quo przełamał Neymar w 29. minucie. Wysoki pressing na połowie przeciwnika i odbiór piłki przez Oscara zapoczątkował akcję, która wlała w serca brazylijskich kibiców nadzieję na końcowy sukces. Gwiazdor „Blaugrany” przejął piłkę na trzydziestym metrze i po krótkim rajdzie zdecydował się na strzał zza pola karnego. Jego uderzenie nie było idealne, można nawet powiedzieć, że nie powinno sprawić problemów bramkarzowi. Jednak Pletikosa nie popisał się w tej sytuacji przyzwoitym refleksem i ku rozpaczy chorwackich kibiców piłka zatrzepotała w siatce. Co ciekawe chwilę wcześniej Neymar mógł zakończyć swój udział w tym spotkaniu. W walce o górną piłkę uderzył łokciem Lukę Modricia. Za ten faul został ukarany tylko żółtą kartką. Wielu ekspertów jest zdania, że sędzia powinien wyrzucić 22-letniego piłkarza z boiska. Byłaby to jednak zbyt pochopna decyzja i w tym wypadku Pan Yuichi Nishimura podjął dobrą decyzję.
Do końca pierwszej połowy gospodarze jeszcze kilka razy zagrażali bramce Pletikosy. Głównie za sprawą rzutów wolnych wykonywanych przez Neymara. Strzelec wyrównującej bramki był „pierwszym do wszystkiego”. Rzuty rożne, wolne, a nawet karny podyktowany w 69. minucie należały do byłego napastnika Santosu. Jak doszło do jedenastki? Wreszcie pokazał się niewidoczny Fred. Snajper Fluminense zaprezentował wyśmienitą grę aktorską i popchnięty przez swojego wyimaginowanego przyjaciela upadł w polu karnym Chorwatów. Sędzia w tym wypadku się nie popisał i zamiast ukarać piłkarza żółtą kartką… wskazał na „wapno”. Rzut karny z reguły kończy się golem. Nie inaczej było w tym przypadku. Neymar po dość nietypowym rozbiegu uderzył w lewy róg bramki i przez chwilę zamarł, kiedy Pletikosa wyczuł jego intencję i zdołał sięgnąć futbolówkę. Strzał był jednak zbyt mocny i koniec końców piłka znalazła się w siatce.
Stracona druga bramka rozjuszyła Chorwatów, którzy kilka razy groźnymi uderzeniami zza pola karnego przetestowali czujność Julio Cesara. Nadzieję podopiecznych Niko Kovaca odebrał jednak najlepszy na boisku, Oscar. Po odebraniu piłki na połowie przeciwnika i krótkim rajdzie ofensywny piłkarz Chelsea zaskakującym uderzeniem ustalił wynik spotkania. Kolejny raz przy bramce rywali nie popisał się Pletikosa.
Co wiemy po czwartkowym spotkaniu? Oscar z Neymarem mają szansę stać się najjaśniejszymi gwiazdami mundialu. Chwalona przed spotkaniem defensywa drużyny Luisa Felipe Scolariego ma dwa słabe punkty. Boczni obrońcy byli bezproduktywni w ataku i popełniali błędy pod własną bramką. Popisowo zagrał duet Silva – Luiz. Piłkarze PSG ustrzegli się większych błędów, a kilka razy ich interwencje zatrzymały groźnie zapowiadające się ataki rywali. Na słowo uznania zasługują dwaj defensywni pomocnicy, którzy pozostają w cieniu swoich ofensywnych partnerów z drużyny. Chorwacja musiała przez pełne 90 minut mierzyć się z zaciekłym pressingiem w środkowej strefie boiska.
Kto zagrał na plus? Oscar i Neymar
Kto zagrał na minus? Alves, Fred i Marcelo
Chorwacja udowodniła jednak, że jest wstanie powalczyć o drugie miejsce w grupie. Przez drużynami Meksyku i Kamerunu niezwykle ciężkie zadanie. Podopieczni Niko Kovaca nie mogą już zaliczyć wpadki i w kolejnych dwóch spotkaniach dadzą z siebie wszystko.
Bramki z tego spotkania obejrzycie tu:
/Mateusz Rynans/