Wał za wałem i wałem pogania! W Hiszpanii znowu sędziowskie złodziejstwo…

stevie-wonder

Czym by była Primera Division, gdyby nie sędziowie? Oazą pięknej piłki bez kontrowersji. A czym jest z hiszpańskimi arbitrami? Ligą, w której nie wystarczy być lepszym i strzelić więcej goli od rywala, ale trzeba jeszcze zrobić tak, by sędzia nie miał prawa się przyczepić. Dzisiaj mistrzem ceremonii został Jesus Gil Manzano, który wypaczył wynik meczu w Kraju Basków. I aż trudno sobie wyobrazić hiszpańskie rozgrywki bez błędów panów prowadzących mecze…

Hitem 14. kolejki miał być mecz na Estadio Anoeta i w rzeczywistości był. Barcelona nie wygrała w San Sebastian od 2007 roku i poczeka co najmniej sezon na wywiezienie kompletu punktów ze stadionu Realu Sociedad. Tym razem skończyło się remisem, który „Blaugrana” może traktować w roli wielkiego sukcesu. Dlaczego? Przez cały mecz wyszła im jej akcja, która zakończyła się golem. Komu go zawdzięcza? Cóż, tu jest kilku kandydatów:

a) asystent Jesusa Gila Manzano
b) Esteban Granero
c) nieskuteczność i pech.

Każda z tych opcji jest prawdopodobna. Pierwszy z nich pokazał, że nie ma takiej bramki, której nie da się nie uznać:

Dobrze się domyślacie, zawodnik z numerem 7 dobijał ten strzał i gola strzelił, ale liniowy uznał, że był… spalony. Traf chciał, że tydzień temu niemal w identyczny sposób została oszukana Barcelona. Tym razem maszyna losująca wybrała Real Sociedad i to ekipa z prowincji Gipuzkoa trafiła na sędziowską karuzelę błędów.

Ale trzeba przyznać, że Esteban Granero i spółka mieli jeszcze kilka, a nawet kilkanaście okazji do tego, by strzelić bramki dające zwycięstwo i podopieczni Eusebio Sacristana mają czego żałować, gdyż zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki.

Barcelona tymczasem na tydzień przed El Clasico gubi punkty i strata do prowadzącego Realu Madryt wzrosła do sześciu oczek. Przy okazji nie wiadomo, w jakim stanie kadrowym przystąpi do meczu na Camp Nou, bo urazów w czasie meczu doznali Jordi Alba i Gerard Pique. Szczególnie ten drugi – wydaje się – grał na siłę i cały czas z grymasem bólu na twarzy, a i gol autorstwa Williana Jose mógł być spowodowany jego sytuacją zdrowotną.

Pomijając już sytuację z arbitrem oraz zdrowotne kłopoty gości, trzeba przyznać, że mecz mógł się podobać za sprawą gospodarzy. 1:1 nie oddaje nijak przebiegu spotkania, bo „Txuri-Urdin” niemal przez 90 minut dominowali na boisku i powinni wygrać różnicą kilku bramek.

Komentarze

komentarzy