Waleczne „Serca”

15 sierpnia 1914 roku, a więc jedenaście dni po tym, jak wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom, w spotkaniu inaugurującym rozgrywki ligi szkockiej w sezonie 1914/15, drużyna Heart of Midlothian pokonała na swoim stadionie broniący tytułu Celtic 2:0. Młoda jedenastka skompletowana przez menadżera Johna McCartney’a, na oczach dziesiątek tysięcy kibiców ograła wielkiego rywala z Glasgow, zwycięstwem nad „The Bhoys” rozpoczynając serię ośmiu kolejnych ligowych wygranych. Bramki dla Hearts zdobyli Tom Gracie i Henry Wattie. Czyste konto zachował golkiper gospodarzy, James Boyd. W ciepłe sierpniowe popołudnie tocząca się od kilkunastu dni wojna zdawała się być odległym, egzotycznym konfliktem. W ciągu następnych trzech lat siedmiu piłkarzy Hearts straciło życie, służąc w armii Jego Króleweskiej Mości. Kilku kolejnych utraciło zdrowie i nie było w stanie kontynuować piłkarskich karier. Wśród siódemki, która nie powróciła do domu byli między innymi trzej bohaterowie spotkania z Celtikiem: Gracie, Wattie i Boyd.

Choć pod koniec 1914 roku wojna pochłaniała tysiące istnień ludzkich tygodniowo, sezon piłkarski na Wyspach Brytyjskich trwał w najlepsze. Mecze co weekend przyciągały setki tysięcy kibiców, głównie młodych, zdolnych do służby wojskowej mężczyzn. Całe środowisko piłkarskie stało się celem zaciekłej krytyki brytyjskiej prasy. Gazety drukowały słowa Sir Arthura Conan Doyle’a, który do futbolistów zwrócił się tymi słowami: Wcześniej było miejsce na wszystko. Był czas na zabawy, na interesy i na rodzinę. Był czas na wszystko, ale teraz pora skupić się tylko na jednej rzeczy. Jeżeli piłkarze mają siłę w nogach, powinni ich używać do maszerowania na polu bitwy. Gorącym krytykiem rozgrywania spotkań piłkarskich w czasie, kiedy we Francji i Belgii życie traciły tysiące Brytyjczyków, był również Edward Phillips Oppenheim, który na łamach „Daily Express” jasno i wyraźnie napisał, że zawodnicy występujący na boiskach powinni się wstydzić swojego postępowania. Nie pomogły odpowiedzi zarządu Football Association, który dowodził, że środowisko piłkarskie zmobilizowało około 100 000 ochotników oraz fakt, iż że 5000 zawodowych futbolistów, z których 2000 zgłosiło się do armii, to kropla w morzu około dwóch milionów młodych, zdolnych do służby wojskowej mężczyzn, którzy ociągali się z odwiedzeniem komisji poborowych. Opinia publiczna pozostała nieugięta.

hearts1
listopad 1914 roku, z tyłu: John MCartney, Ernie Ellis, Tom Gracie, Duncan Currie, Jimmy Duckworth; w środku: Willie Wilson, Norman Findlay, Bob Preston, Harry Wattie; z przodu: Alfie Briggs, Jimmy Frew, Annan Nes

 

Krytyki nie uniknęli również piłkarze ligi szkockiej. Zwłaszcza zajmująca pierwsze miejsce w tabeli drużyna Heart of Midlothian przyciągała uwagę dziennikarzy i czytelników szkockiej prasy. 16 listopada 1914 roku gazeta „Evening News” opublikowała list podpisany przez „Córkę Żołnierza”, która do redakcji napisała: Jeżeli „Serca” nadal kopią piłkę, ciesząc się swoją grą, kiedy tysiące ich rodaków poświęca życie, może powinni zmienić nazwę drużyny na Białe Pióra”.  Autorka listu nie przypadkiem wybrała nową nazwę dla klubu z Edynburga. Wszak białe pióro jest w brytyjskiej tradycji symbolem tchórzostwa.

Dwa dni przed publikacją listu wojskowy mundur przywdział pierwszy piłkarz Hearts. W przerwie meczu pomiędzy drużyną z Edynburga i Falkirk na murawie pojawili się przedstawiciele Queen’s Own Cameron Highlanders, regimentu piechoty stacjonującego w Fort William. Żołnierze nawoływali kibiców i piłkarzy do wstępowania w szeregi swojego oddziału. Co prawda odzew był niewielki, jednak po zakończeniu spotkania kilku obecnych na stadionie mężczyzn zgłosiło chęć dołączenia do regimentu. Jednym z nich był James Speedie, zawodnik Heart of Midlothian.

Publikacja listu „Córki Żołnierza” zbiegła się w czasie z innym wydarzeniem. 19 listopada edynburski przedsiębiorca i były parlamentarzysta, Sir George McCrae, zadeklarował w Ministerstwie Wojny chęć utworzenia ochotniczego, tak zwanego „koleżeńskiego” batalionu, do którego mogliby wstępować mieszkańcy szkockiej stolicy. McCrae sam zgłosił się na ochotnika i ogłosił, że w ciągu siedmiu dni zdoła zebrać około 1400 chętnych do służby, a następnie osobiście obejmie dowództwo nad nowo utworzoną jednostką.

Piłkarze Hearts, poruszeni spływającą na nich krytyką, niemal całą drużyną stawili się na spotkaniu rekrutacyjnym McCrae’a, które odbyło się 27 listopada w murach edynburskiego Usher Hall. Pierwszego dnia chęć wstąpienia w szeregi nowo powołanego batalionu wyraziło aż szesnastu zawodników z Tynecastle. Co ciekawe, z szesnastki futbolistów pięciu zostało odrzuconych przez komisję lekarską, ze względu na zły stan zdrowia. Jednym z uznanych za niezdolnych do służby był kapitan Hearts, Robert Mercer, który w meczu z Celtikiem doznał poważnej kontuzji kolana.

Wśród jedenastki, która pierwszego dnia zasiliła szeregi batalionu McCrae było kilku świetnych piłkarskich fachowców. Jednym z pierwszych podpisujących listę był niejaki Duncan Currie, który do Heart of Midlothian trafił z Kilwinning Rangers za całe dwa funty. Pomimo niewysokiej kwoty transferowej, ten dwudziestodwuletni środkowy (lub lewy obrońca) był cenionym członkiem składu drużyny Hearts. Jak każdy defensor wyróżniał się niesamowitą siłą i wytrzymałością, ale przy tym był też wyjątkowo szybki. Kolejnym zawodnikiem Hearts był wspomniany wcześniej Tom Gracie, urodzony w 1889 roku napastnik, który do Edynburga trafił z Liverpoolu. Gracie, który w swojej karierze reprezentował także barwy między innymi Evertonu, Airdrieonians, Hamilton, czy Morton, w 1911 roku był nawet w kadrze reprezentacji Szkocji na mecz z Anglią. W 1914 roku klub z Tynecastle zapłacił za niego 400 funtów. Nowy nabytek szybko zaaklimatyzował się w składzie Hearts, zdobywając wiele ważnych goli. Jednym z nich był oczywiście ten w wygranym spotkaniu z Celtikiem. Gracie był w sezonie 1914/15 najlepszym strzelcem szkockiej pierwszej ligi.

Kolejnym zawodnikiem Hearts, który tego dnia wstąpił w szeregi armii Jego Królewskiej Mości, był Henry Wattie, zdobywca drugiej bramki we wspomnianym na wstępie spotkaniu z mistrzami Szkocji. Wattie, dwudziestojednoletni napastnik, który do Edynburga trafił w 1913 roku, był strzelcem bez kompleksów. W swoim debiucie w barwach Hearts zdobył dwa gole w wygranym 2:1 wyjazdowym spotkaniu z Rangersami. Wattie słynął z wytrzymałości, odporności na kontuzje i twardej gry. Do legendy przeszła jego akcja w spotkaniu z Aberdeen. Dwóch obrońców przeciwnika próbujących odebrać mu piłkę, w wyniku zderzenia z piłkarzem Hearts zostało poturbowanych tak mocno, że obydwaj musieli opuścić murawę.

Pozostałymi zawodnikami klubu ze stolicy Szkocji, którzy tego dnia zasilili szeregi „batalionu futbolowego”, byli piłkarze pierwszej drużyny: Alfie Briggs, Jamie Low i Willie Wilson. Do tej grupy dołączyli też członkowie klubowych rezerw: Ernie Ellis, Norman Findlay, Jimmy Frew, Annan Ness i Bob Preston. Następnego dnia do kolegów dołączyli kolejni dwaj futboliści Heart of Midlothian: Pat Crossan i Jim Boyd. Crossan, rówieśnik i przyjaciel Henry’ego Wattie, był kolejnym zawodnikiem, który stanowił o sile drużyny. Crossan słynął z dwóch rzeczy. Pierwszą z nich była jego niesamowita szybkość. Prawy obrońca Hearts był sprinterem tak wyśmienitym, że dorabiał sobie do piłkarskiej pensji startując w zawodach lekkoatletycznych. Drugą rzeczą wyróżniającą go na tle kolegów była… próżność. Przystojny młodzian, który na trybuny Tynecastle ściągał całe tabuny kibicek, znany był z tego, że nie potrafił przejść obojętnie obok lustra. Prywatnie Crossan był zaręczony z siostrą Henry’ego – Alice Wattie.

hearts2
z tyłu od lewej: Annan Ness, James Low, Henry Wattie, Earnest Ellis, James Boyd, Tom Gracie; z przodu od lewej: Duncan Currie, Pat Crossan, Robert Preston, William Wilson, Norman Findlay

Wieść o tym, że niemal cała drużyna lidera szkockiej ligi wstąpiła w szeregi 16. Batalionu Royal Scots szybko rozniosła się po całych Wyspach Brytyjskich. Kibice, zachęceni przykładem piłkarzy, poczęli masowo zasilać szeregi oddziału. Ostatecznie w skład jednostki weszło około 500 sympatyków Hearts, około 150 fanów i zawodników Hibernian, a także wielu kibiców i zawodowych futbolistów klubów z Raith, Dunfermline i Falkirk. To, że McCrae zdołał zdołał w ciągu kilku dni zebrać niemal 1400 ochotników, było niewątpliwie zasługą dzielnych szkockich piłkarzy.

Tymczasem sezon piłkarski trwał w najlepsze. Zawodnicy Hearts, którzy treningi przed meczami przeplatali ćwiczeniami na poligonie i musztrami, do końca listopada przegrali zaledwie jedno z szesnastu rozegranych spotkań. Początkowo służba w armii nie odbijała się na boiskowej formie podopiecznych Johna McCartney’a. Heart of Midlothian nie przegrali żadnego z dwudziestu meczów, rozegranych pomiędzy listopadem a lutym. Stopniowo jednak wojskowy rygor zaczął dawać się zawodnikom we znaki. Coraz częściej żołnierze 16. Batalionu opuszczali spotkania z powodu chorób, niedyspozycji lub zwyczajnie byli zbyt wycieńczeni, by wybiec na murawę. Dwukrotnie piłkarze zmuszeni byli rozegrać ligowy pojedynek bezpośrednio po nocnych manewrach i długiej podróży pociągiem. Porażki z St Mirren i Morton oraz zaledwie osiem wygranych w ostatnich siedemnastu spotkaniach sprawiły, że ostatecznie Celtic wygrał ligę z przewagą czterech punktów. Drużyna Hearts, która utrzymywała pierwsze miejsce w tabeli przez trzydzieści pięć z trzydziestu ośmiu kolejek, została przez szkocką prasę okrzyknięta „moralnymi zwycięzcami” rozgrywek. Dziennikarz „The Evening News” tymi słowami podsumował rozgrywki ligowe sezonu 1914/15: Dwa największe kluby z Glasgow nie wysłały ani jednego czołowego zawodnika do armii. Szkocja ma tylko jednego piłkarskiego mistrza. Nosi on kolory bordo i khaki.

Na pocieszenie pozostał tytuł króla strzelców dla Toma Graci’ego, który do siatki rywali trafił dwadzieścia dziewięć razy. Niestety najlepszemu snajperowi Hearts nie było dane wrócić po wojnie na Tynecastle, choć jego śmierć nie była wynikiem ran odniesionych w walce. Jeszcze w marcu 1915 roku u napastnika klubu z Edynburga zdiagnozowano białaczkę. Pomimo poważnej choroby, Gracie nie przestał grać w piłkę, nie zrezygnował także ze służby wojskowej. O powadze sytuacji wiedział jedynie John McCartney, sam zawodnik ukrywał chorobę przed kolegami z drużyny i batalionu. Słabnący, przegrywający walkę z nowotworem piłkarz, zdołał sięgnąć po tytuł najlepszego strzelca ligi, a następnie w czerwcu 1915 wyjechać wraz z jednostką na manewry w rejonie miejscowości Ripon. Niestety choroba postępowała nieubłaganie. Gracie trafił do szpitala w Leeds, a następnie został przewieziony do Glasgow. Ostatecznie napastnik Hearts przegrał walkę z nowotworem 23 października 1915 roku.

Pierwszym zawodnikiem Heart of Midlothian, który zginął w walce był James Speedie, ten sam, który jako pierwszy spośród piłkarzy McCartney’a zgłosił się do armii na ochotnika. Speedie stracił życie 25 września 1915 roku, w pierwszym dniu Bitwy o Loos. Jego batalion został niemal zmieciony z powierzchni ziemi. Ci, którzy przeżyli wspominali, że po raz ostatni widzieli go na jednym ze wzgórz w rejonie miejscowości St Laurent, niedaleko Lens. Niedobitki 44 Brygady wycofały się z pola walki, zostawiając zabitych i rannych. Ciała Speediego nigdy nie odnaleziono.

16. Batalion Royal Scots George’a McRae trafił do Francji 8 stycznia 1916 roku. Pod koniec poprzedniego roku walczące armie zdążyły przygotować fortyfikacje i kiedy McRae i jego żołnierze trafili na front, dwie potęgi trwały w morderczym uścisku, powoli przesuwając linie obronne to w jedną, to w drugą stronę. Batalion szczęśliwie uniknął poważniejszych walk, tracąc niewielu ludzi i do początkowej fazy Bitwy nad Sommą wchodził w dość dobrych nastrojach. Wszystko zmieniło się pierwszego lipca 1916 roku.

Tego dnia armia marszałka Kitchenera zainicjowała natarcie w rejonie rzeki Somma, rozpoczynając największą i najbardziej krwawą operację pierwszej wojny światowej. Alianci przystąpili do ataku o 7:30 rano. Kilkadziesiąt minut później Alfred Briggs, jeden z piłkarzy Hearts, trafił do punktu opatrunkowego z ranami obydwu nóg, prawej ręki i obrażeniami głowy. Choć przeniesiono go do namiotu dla śmiertelnie rannych, cudem uszedł z życiem. Crossan, przysypany ziemią w trafionym niemieckim pociskiem okopie, ciężko ranny, trzy kolejne dni spędził czołgając się przez „ziemię niczyją”, by w końcu powrócić do linii obronnych aliantów. Wśród rannych znaleźli się również inni piłkarze Hearts: James Hazeldean i Edward McGuire.

Pierwszego dnia Bitwy nad Sommą alianci ponieśli ogromne straty. W ciągu kilku godzin zginęło niemal 20 000 brytyjskich żołnierzy. Kolejnych 38 000 trafiło do szpitali polowych i punktów opatrunkowych. Spośród 814 oficerów, podoficerów i szeregowców 16. Batalionu, którzy wzięli udział w pierwszym dniu operacji, aż 636 zginęło lub zostało rannych. Wśród zabitych byli trzej dawni piłkarze Hearts, którzy życie stracili niemal jednocześnie. Tuż po tym, jak żołnierze brytyjscy ruszyli do ataku, batalion McRae’a dostał się pod silny ogień niemieckiej broni maszynowej. W wyniku ostrzału śmierć ponieśli Ernest Ellis, Duncan Currie i Henry Wattie.

3 sierpnia, a więc nieco ponad miesiąc po rozpoczęciu działań bojowych nad Sommą, zginął kolejny piłkarz z Tynecastle. Dwudziestojednoletni James Boyd, jeden z bohaterów meczu z Celtikiem, z ranami postrzałowymi trafił do szpitala polowego. Niestety namiot szpitalny, w którym przebywał, został trafiony niemieckim pociskiem artyleryjskim. Były zawodnik Hearts był jedną z wielu ofiar wrogiego ostrzału.

Ostatnim piłkarzem edynburskiego klubu, który poniósł śmierć podczas działań wojennych był John Allan. Allan na Tynecastle trafił w 1915 roku, jako zastępstwo dla kontuzjowanego Roberta Mercera. Do Francji przyjechał w 1916 roku i z miejsca został przydzielony do 9. Batalionu Royal Scots. Były piłkarz został śmiertelnie ranny 22 kwietnia 1917 roku, podczas krwawej potyczki w rejonie miejscowości Roeux. Żołnierze, którzy po bitwie otrzymali zadanie pogrzebania zabitych, nie odnaleźli jego ciała.

Wielu przedwojennych członków drużyny Hearts, którzy po zawarciu pokoju powrócili do Szkocji, nigdy nie wybiegło na boiska piłkarskie. Ci, którym się to udało, często borykali się z poważnymi problemami zdrowotnymi, będącymi wynikiem odniesionych ran. Robert Mercer, kapitan klubu z Tynecastle, który ze względu na kontuzję nie trafił do batalionu McCrae’a, wstąpił w szeregi Królewskiego Garnizonu Artyleryjskiego w 1917 roku. Były piłkarz, który we Francji cudem przeżył atak z użyciem gazów bojowych, nigdy nie powrócił do pełni zdrowia. Kiedy lekarze Hearts nie zezwolili mu na grę w drużynie z powodu choroby serca, będącej wynikiem powikłań po gazowaniu, przywdział koszulkę klubu z Dunfermline. W jego barwach występował przez dwa sezony, po czym – w wieku trzydziestu trzech lat – zawiesił buty na kołku. Na boisko powrócił cztery lata później, aby zagrać w meczu towarzyskim pomiędzy Selkirk i Hearts. Niestety jego serce wytrzymało zaledwie dziesięć minut. Były kapitan z Tynecastle zmarł na boisku 23 kwietnia 1926 roku, w wieku trzydziestu siedmiu lat.

Przystojniak Pat Crossan, który został ciężko ranny podczas pierwszego dnia Bitwy nad Sommą, w późniejszej fazie wojny również stał się ofiarą niemieckich gazów bojowych. Choć nigdy nie powrócił do przedwojennej formy, zawitał ponownie na murawie Tynecastle, by jeszcze przez kilka lat kontynuować karierę w barwach Hearts. Po przejściu na piłkarską emeryturę został właścicielem jednego z edynburskich pubów. Niegdyś najszybszy i najprzystojniejszy piłkarz Szkocji przez resztę życia zmagał się z chorobami płuc i serca. Zmarł przedwcześnie, w 1933 roku, w wieku zaledwie trzydziestu dziewięciu lat.

Imiona i nazwiska młodych piłkarzy Heart of Midlothian, którzy w 1915 roku omal nie przełamali hegemonii klubów z Glasgow, dziś pozostają niemal zapomniane. Nikt nie wymienia ich jednym tchem obok drużyny „Busby Babes”, której członkowie zginęli w Monachium, nikt nie porównuje tragedii Hearts do tej, która przytrafiła się klubowi z Turynu w 1949 roku. A przecież kibice z Edynburga do dziś zadają sobie to samo pytanie, na które od lat próbują odpowiedzieć fani Manchesteru United i AC Torino: co by było, gdyby? Czy grupa dwudziestolatków z Tynecastle byłaby w stanie rywalizować z klubami z Glasgow przez kilka, może kilkanaście lat? Czy w Edynburgu narodziłaby się piłkarska dynastia, zdolna przez dziesięciolecia pozostać trzecią siłą szkockiej piłki? Jedno jest pewne. Żadna inna brytyjska drużyna nie zapłaciła podczas pierwszej wojny tak wysokiej ceny, jak „Serca” ze szkockiej stolicy.

Komentarze

komentarzy