Walka o marzenia, czyli nieustępliwość Carvajala

Kiedy miałeś dziesięć lat do twojego trenera przyjechali panowie w garniturach. Pytali o ciebie. Kilka dni później pojechałeś na trening do miasta i znów ich zobaczyłeś. Tym razem w innych strojach. Jak się później okazało, byli skautami. Pamiętasz jak cieszyłeś się, kiedy następnego dnia zadzwonił trener, aby przekazać informację o przyjęciu cię do drużyny? Od tamtego dnia chodziłeś ciągle uradowany. Jednak kilka lat później usłyszałeś coś, czego nigdy usłyszeć byś nie chciał. Nie zamierzałeś się jednak poddać, powiedziałeś tylko: Zobaczycie, jeszcze tu wrócę.

Urodzony na przedmieściach Madrytu. Jako chłopiec zaliczył epizod w lokalnym ADCR Lemans. Szybko wypatrzyli go skauci wielkiego Realu. Przeniósł się tam w 2002 roku i w kolejnych latach piął się po drabinie grup wiekowych. Mowa oczywiście o Danim Carvajalu, który w drużynie „Królewskich” do lat 19 występował mając dopiero 17. W 2010 roku awansował na zaplecze do Castilli. Coraz odważniej pukał do bram pierwszego zespołu, a miał do tego prawo. Los, a raczej polityka kadrowa klubu, postanowiły jednak inaczej. Pół roku po 20. urodzinach musiał zacząć naukę języka niemieckiego i ponad 3 milionowy Madryt zamienić na wiele mniejsze Leverkusen. Jak pokazał czas, nie potraktował tego jako życiową porażkę, a okazję do udowodnienia swojego potencjału.

dani-carvajal

Niemieckie zdziwienie

Bayer Leverkusen zapłacił za prawego obrońcę pięć milionów euro. W stolicy Hiszpanii chyba jednak ktoś pomyślał przyszłościowo i w umowie między klubami zapisano klauzulę pierwokupu zawodnika w ciągu trzech lat za półtora miliona więcej. A Dani robił swoje. Do składu „Aptekarzy” przebił się niemal z miejsca. W tamtym sezonie Bundesligi nie zagrał jedynie dwa razy: w 1. i 17. kolejce spotkań. Poza tymi wyjątkami – 32 mecze, w dodatku prawie wszystko w pełnym wymiarze czasowym. Noty opiniotwórczych magazynów i sama boiskowa postawa Hiszpana wskazywały na jedno: chyba niedługo wróci do domu. Niemcy nie mogli się nadziwić, jak Real tak łatwo zrezygnował z tak utalentowanego piłkarza. Słabszą pozycję miał w Lidze Europy i Pucharze Niemiec, ale zespół stosunkowo szybko odpadł z obu rozgrywek. A w Bundeslidze szalał. Znany z szybkości i wytrzymałości Carvajal miał to już w tamtym sezonie. Ruszał z piłką na własnej połowie, pędził prawą stroną, po czym posyłał dośrodkowanie w pole karne. Koledzy często kończyli je golami, a Dani zadowalał się rolą asystenta. I to jakiego. Nie licząc podań drugiego stopnia, zanotował osiem asyst. Prawy obrońca! Hiszpan grał niesamowicie.

Pod koniec sezonu pojawiły się plotki o zainteresowaniu piłkarzem ze strony innych klubów. Mówiono o Anglii, o innych klubach Bundesligi. On jednak wiedział czego chce i swoją uwagę skierował w stronę Madrytu, w stronę Estadio Santiago Bernabéu. Włodarze Realu uczucia te odwzajemnili i 3 czerwca 2013 stało się jasne, że Carvajal do „Królewskich” wróci.

Nareszcie w domu 

W Madrycie pojawił się z uśmiechem, miał ku temu powody. Od zawsze jego marzeniem pozostawało granie w pierwszej drużynie Realu. Ponadto oddany w obce ręce chciał udowodnić swoją wartość i zrobił to z nawiązką. Carlo Ancelotti mając do wyboru 21-letniego Carvajala i 9 lat starszego Arbeloę często stawiał na młodszego. Ten znów hasał po całym boisku, jak robi to do dziś. Kiedy dwa lata temu Real zdobywał 10. Ligę Mistrzów, po szalonym meczu z Atletico, Carvajal był jednym z lepszych na boisku. W najbliższą sobotę może być podobnie. Jeszcze na początku roku panowała opinia, że Królewscy zaliczają słaby sezon. Wygranym finałem mogą wiele zmienić, a Dani jest człowiekiem, który może się do sukcesu wydatnie przyczynić.

***

Wróciłeś. Potrzebowałeś na to niecałych 12 miesięcy. Swoją postawą wiele udowodniłeś, nie tylko sobie. Dziś masz w klubie poparcie, kibice cię kochają. A Ty skromnie przyznajesz, że tylko spełniasz swe marzenie o grze w pierwszej drużynie Realu.

Komentarze

komentarzy