Puchar Króla, lub jak kto woli – Copa del Rey, to najstarsze hiszpańskie rozgrywki, których tradycja jest kultywowana nieprzerwanie od 115 lat. Mimo tak bogatej historii i całego worka doświadczeń władze federacji wciąż nie mogą sobie poradzić z problemem, który corocznie wraca jak bumerang. Chodzi o wybór miejsca rozgrywania finału, nad którym często spierają się finaliści.
Nie wiedzieć czemu, hiszpańska federacja do tej pory nie wpadła na pomysł, który od dawna jest z powodzeniem stosowany w cywilizowanych piłkarsko krajach. Wyobrażacie sobie sytuację, w której po przeżyciu emocji związanych z półfinałami Ligi Mistrzów wiemy, kto zagra w wielkim finale, ale nie wiemy gdzie? Brzmi to jak scenariusz kabaretu, a nie realna sytuacja w kraju – prawdopodobnie – najmocniejszej ligi na świecie. Organizacja finału wymaga przecież wielu przygotowań, które w Hiszpanii są przesuwane na ostatnią chwilę.
Biorąc pod uwagę fakt, że od dwunastu lat finał Pucharu Króla i tak był rozgrywany tylko w trzech miastach (Madryt, Barcelona, Walencja), można by ustalić jakiś schemat, komu ta organizacja zostanie powierzona. Dziwnym zbiegiem okoliczności, kiedy Barcelona jest finalistą, mocno zabiega o organizację spotkania na Santiago Bernabeu, a gdy w takim położeniu jest Real, walczy o finał na Camp Nou. Możliwość podniesienia trofeum na stadionie odwiecznego rywala jest dla obu ekip wręcz obsesją. Wychodzi się z założenia, że finał ma być rozgrywany na jak największym dostępnym stadionie, najlepiej, jeśli nie jest to obiekt żadnego finalisty. W 2012 roku w finale grała Barcelona, a Real wykluczył udostępnienie Bernabeu, tłumacząc to pracami renowacyjnymi. W 2015 roku sytuacja się powtórzyła, jednak tym razem „Królewscy” nie podali żadnej przyczyny. W poprzednim roku również madrycki stadion nie był dostępny, tym razem przez zaplanowany koncert Bruce’a Springsteena. Nie inaczej jest w obecnym sezonie, a Florentino Perez już poinformował o planowanych pracach remontowych:
– Na Bernabeu nie będzie można rozegrać finału pomiędzy Deportivo Alaves a Barceloną z powodu prac remontowych. Nie ma takiego tematu.
Takie kręcenie i przymusowe szukanie innych dostępnych obiektów jest wręcz żałosne – tym bardziej że powtarza się niemal corocznie. Wystarczyłoby wskazać stadion przed rozpoczęciem rozgrywek lub wybrać jeden obiekt na stałe. Takie rozwiązanie jest stosowane w Pucharze Anglii (z nielicznymi wyjątkami) niemal od jego początków, w Pucharze Niemiec od 1985 roku (Berlin), a w Pucharze Włoch od 2008 roku finalistów gości Rzym. Być może w Hiszpanii też w końcu naprawią ten błąd, gdyż po rozum do głowy poszedł inny madrycki zespół – Atletico. „Rojiblancos” od następnego sezonu przenoszą się na nowy obiekt – Wanda Metropolitano – i właśnie tam corocznie miałby się odbywać finał, bez zbędnych polemik i szukania problemów na siłę. Nowy dom Atletico spełnia oczywiście wszystkie wymagania, ma dobre położenie geograficzne, jest nowoczesny i bardzo pojemny. „Los Colchoneros” są wyraźnie dumni z obiektu, a poza Pucharem Króla zaproponowali również organizację finału Ligi Mistrzów w sezonie 2018/2019. Nie ma co – promocja pełną parą. Liczymy, że hiszpańska federacja pochyli się nad tym pomysłem i na długie lata zlikwiduje żenujący trend, panujący obecnie. Tegoroczny finał odbędzie się 27 maja, a Barcelona ma szansę powtórzyć swój wyczyn z lat 1951–1953, kiedy wygrała Puchar Króla trzy lata z rzędu. Od tamtego czasu nikt nie może się pochwalić podobnym osiągnięciem.