Podczas przedmeczowej konferencji Arsene Wenger nie krył swojego rozczarowania postawą West Hamu, który nie potrafił przeciwstawić się podopiecznym Kloppa. Arsenal wraz z Liverpoolem toczą wyścig w walce o TOP 4, jednak to ten drugi rozdaje karty w tej rywalizacji. Jeśli Arsenal chce zagrać w Lidze Mistrzów – oprócz wywalczenia kompletu zwycięstw – musi liczyć na dobrą formę Middlesbrough.
Nie tak dawno, kiedy to Arsenal przegrywał z Crystal Palace czy Tottenhamem, wielu ekspertów skreśliło „Kanonierów” z walki o czołową czwórkę. Podobnie jak w ostatnich latach, sama końcówka sezonu w wykonaniu Arsenalu jest jednak całkiem udana. Podopieczni Wengera pokonali Manchester United, by potem wybrać się na dwa trudne wyjazdowe spotkania. Zarówno Southampton, jak i Stoke nie byli w stanie postawić się coraz to lepiej dysponowanej drużynie Arsenalu. Takie rezultaty, po zsumowaniu z chimeryczną w ostatnim czasie formą Liverpoolu, oznaczały, że „Kanonierzy” wracają do gry o Ligę Mistrzów.
Przed startem 37. kolejki, Arsenal tracił do Liverpoolu cztery punkty. „Kanonierzy” swój mecz rozgrywali w sobotę, mogąc zbliżyć się do ekipy Kloppa na jedno oczko, pamiętając jednocześnie o zaległym spotkaniu z Sunderlandem. Zatem ewentualne zwycięstwo Arsenalu i strata punktów Liverpoolu mogła oznaczać, że losy w tej rywalizacji trafią w ręce podopiecznych Wengera.
Pierwszy krok został wykonany bez większych problemów. Arsenal po dobrej grze ograł Stoke i niecierpliwie czekał na rywalizację West Hamu z Liverpoolem.
Nadzieje wszystkich osób związanych z Arsenalem na stratę punktów przez „The Reds” były całkiem sensowne. Liverpool pod wodzą Kloppa rozegrał wcześniej cztery spotkania z West Hamem, nie wygrywając żadnego z nich. Dodatkowo „Młoty” ograły rozpędzony ostatnio Tottenham, zachowując trzecie kolejne czyste konto w lidze. Liverpool nie ugiął się jednak pod presją i po bardzo dobrej grze, odprawił wszelkie nadzieje kibiców Arsenalu z kwitkiem.
Ostatni gwizdek sędziego nie oznaczał jednak końca emocji dostarczanych przez spotkanie. Na reakcję Wengera czekaliśmy do poniedziałku, kiedy to zaatakował podopiecznych Bilicia, twierdząc, że myślami byli już na plaży. Była to pierwsza sytuacja w tym sezonie, kiedy to Wenger bezpośrednio zaatakował ligowego rywala. Odpowiedź trenera West Hamu z pewnością nadejdzie podczas najbliższej przedmeczowej konferencji.
Oskarżenia Wengera są z pewnością spowodowane frustracją związaną z pozycją ligową Arsenalu. Francuski menedżer ma odrobinę racji, mówiąc o tym, że zespoły środka tabeli w końcowych spotkaniach nie mają większych ambicji. Powinien jednak pamiętać o tym, że to właśnie jego Arsenal ograł w dwóch ostatnich kolejkach kompletnie bezzębne zespoły Southampton i Stoke. Wówczas nie widział on w tym nic złego. Teraz, gdy Arsenal powoli traci grunt pod nogami, Wenger w typowym dla siebie stylu poszukuje winnych wszędzie tam, gdzie ich nie ma.
Pomimo słów Wengera, walka o Ligę Mistrzów wciąż nie jest zakończona. Jeśli Arsenal wygra swoje pozostałe dwa spotkania, a Liverpool straci punkty z Middlesbrough, to właśnie „Kanonierzy” rzutem na taśmę wskoczą do TOP 4. Taki scenariusz, choć mało prawdopodobny, jest ciągle możliwy. Ciekawe, czy wówczas Wenger również tak chętnie wypowiadałby się o zasługach zdegradowanego już zespołu Middlesbrough?
Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!